Zły szef to najpopularniejszy powód odejścia
Przychodzą do firmy, ale odchodzą od szefów – tak to jest z fachowcami.
Mam dość, odchodzę – te słowa potrafią wzbudzić popłoch niejednego zwierzchnika.
15.01.2013 | aktual.: 15.01.2013 09:40
*Polecamy: *Wysyłają CV, chociaż mają pracę
Nic tu po mnie. Idę tam, gdzie mnie zrozumieją
Według wielu doradców, wartościowi pracownicy odchodzą motywowani kilkoma głównymi przyczynami: ponieważ są znudzeni pracą, ponieważ nie mogą się rozwijać lub otrzymali korzystniejszą finansowo ofertę. Ale inni analitycy wskazują, że tak naprawdę przyczyn odejścia jest niemal tyle, ilu odchodzących. To tylko złudzenie, że każdego podwładnego można wtłoczyć w odpowiednio dopasowaną przegródkę pod hasłem: „sfrustrowany”, „źle opłacany”, „nie widzący możliwości rozwoju” itp. Za decyzją o odejściu zawsze kryją się jakieś niuanse. Pracownicy chcieliby, żeby je dostrzegano.
– Wydaje mi się, że to właśnie podstawowy błąd wielu szefów: nie potrafią spojrzeć na każdego z podwładnych osobno, potraktować nas indywidualnie – dzieli się uwagami 31-letni Arek, ceniony programista. – Mam wrażenie, że postępują według jakichś ustalonych wytycznych, wtłaczając ludzi w opracowane przez nie wiadomo kogo tabelki. Tak przynajmniej było w każdej z czterech firm, z których odchodziłem. Nigdzie nie spotkałem się z próbą zwykłej, ludzkiej rozmowy, zrozumienia mojego indywidualnego punktu widzenia.
Co najczęściej motywuje fachowca do zmiany firmy? Specjaliści od doradztwa wskazują, iż przyczyną odejścia jest przeważnie niedobór wyzwań i motywacji. A co za tym idzie – brak szansy na rozwój. Ale co najmniej równie często powodem jest zwykłe przemęczenie. Permanentny nadmiar zadań do wykonania potrafi przystopować karierę równie dobrze, jak ich brak.
– Miałem okazję rozmawiać z wieloma osobami zmieniającymi pracę. Najczęściej spotykałem się chyba z sytuacją, w której pracownik skarżył się na rosnące zmęczenie i wypalenie – mówi psycholog Paweł Brzeziński. – Bardzo często powtarza się taki oto scenariusz: pracownik jest dobry, więc szef zleca mu coraz więcej zadań. Wie już, że nikt inny nie wykona ich równie szybko i bezbłędnie. Liczba obowiązków rośnie, natomiast pieniędzy bardzo często nie przybywa. Tracą za to na tym inne aspekty życia pracownika: rodzina, czas wolny, własne zainteresowania. I w końcu miarka się przebiera – sfrustrowany, przemęczony, zniechęcony – odchodzi do innej firmy.
Zwlekają, ale w końcu odchodzą
W dodatku kontakt z szefami bywa sporadyczny, a jeśli już do niego dochodzi, dotyczy tylko tego, co trzeba zrobić. Już, teraz, natychmiast, bo czas nagli.
– Jeśli uda się wtrącić uwagę o zmęczeniu, rosnącej liczbie zadań, pracownicy słyszą od szefów: taki czas, taki rynek, nie ma na to rady – komentuje psycholog.
Trudno nazwać to rzetelną próbą porozumienia i odczytania czyichś oczekiwań. Tę wersję wydarzeń potwierdza Arek, który wskazuje na jeszcze inną cechę zwierzchników: faworyzowanie jednych kosztem drugich.
- W jednej z firm odpowiadałem za wdrożenie ważnego projektu razem z kolegą. On nie przejmował się i nie przemęczał, więc jako chroniczny pracoholik trzy czwarte roboty wziąłem na siebie. W połowie projektu kolega wyjechał na wakacje. Nie spotkało go nawet słowo niezadowolenia od szefa. Za to za kilka drobnych błędów w projekcie zostałem zbesztany ja.
Prawdą jest, iż dosyć często kompetentny, pragnący się rozwijać specjalista odczuwa chęć zmiany. Wie, że w starej firmie osiągnął już wszystko. Czuje, że przestał się rozwijać. Jeśli miał szczęście i trafił na dobrego zwierzchnika, spotka się ze zrozumieniem. Ale najczęściej musi dusić to w sobie i odwlekać decyzję o odejściu.
– Trzeba przy tym pamiętać – dodaje Paweł Brzeziński – że pracownik często rozpatruje chęć zmiany w kategoriach czegoś w rodzaju porażki. Odejście do nowej pracy oznacza przecież, że w starej coś się nie udało, coś nie wyszło. Przekreśla niejako lata spędzone w starym miejscu.
W końcu jednak pracownik decyduje się i odchodzi. Jego przełożony będzie miał teraz okazję doświadczyć, ile jest prawdy w twierdzeniu, że nie ma ludzi niezastąpionych. Bo o tym, że ludzie odchodzą od szefa, a nie od firmy, i że to szef ponosi winę za utratę fachowców, a nie jego firma czy realizowany projekt, już się boleśnie przekonał.
– Jeśli czuję się kompetentny, mam wiedzę i doświadczenie, idę tam, gdzie będę miał okazję je poszerzyć i wykorzystać. Nie muszę tkwić w miejscu, gdzie mnie nie cenią, nie umieją wysłuchać, a w dodatku mają za nic moje emocje – konkluduje programista.
TK/AK/WP.PL