Trwa ładowanie...
Posłowie opozycji pokazują, jak bardzo wzrosły raty kredytów. Sejm, 12 maja 2022 roku
Posłowie opozycji pokazują, jak bardzo wzrosły raty kredytów. Sejm, 12 maja 2022 rokuŹródło: East News, fot: Piotr Molecki
19-05-2022 12:45

Finanse w 4K: kredyt, kryzys, kłopoty, koniec

Wzrost stóp procentowych przeraża coraz więcej Polaków. Czy pogarszająca sytuacja doprowadzi do tego, że część kredytobiorców straci mieszkania? Czy banki cieszą się z rosnących zysków? Czy rząd właściwie interweniuje? I najważniejsze: kiedy będzie lepiej? Wirtualna Polska rozmawia z Marcinem Klucznikiem, analitykiem z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

Patryk Słowik: Dużo i długo jeszcze będą podnoszone stopy procentowe?

Marcin Klucznik, analityk w zespole makroekonomii Polskiego Instytutu Ekonomicznego: Najprawdopodobniej zbliżamy się do końca tego procesu. Dziś stopa główna Narodowego Banku Polskiego wynosi 5,25 proc. Urośnie zapewne do 7-7,5 proc. W optymistycznym scenariuszu to może być ok. 6,5 proc., w bardzo pesymistycznym bliżej 8 proc.

Czyli jeszcze 2-3 miesiące podnoszenia stóp przez Radę Polityki Pieniężnej i koniec?

dp40gm0

Tak. Ewentualnie potrwa to chwilę dłużej, ale podwyżki będą mniejsze, bardziej rozłożone w czasie.

Stopy procentowe podnosi się po to, by schłodzić gospodarkę, odrobinę popsuć koniunkturę. Na rynkach światowych widać już, że globalna gospodarka zaczyna się chłodzić sama.

Dla polskiego kredytobiorcy paradoksalnie im gorzej w gospodarce, tym lepiej dla niego?

Marcin Klucznik
Marcin KlucznikŹródło: Materiały prasowe, fot: PIE

Ale tylko do pewnego stopnia. Kryzys gospodarczy zawsze jest problemem dla społeczeństwa, a więc także dla kredytobiorców. Pojawia się wtedy choćby ryzyko utraty pracy.

Ale lekkie schłodzenie gospodarki rzeczywiście dla kredytobiorców może być dobre, ponieważ oznacza mniejszy wzrost stóp procentowych.

Ale podwyżki jeszcze będą. Polacy to wytrzymają? Część kredytobiorców nie wyląduje pod mostem?

Nie obawiałbym się tego. Raty kredytów są wyliczane na podstawie mitycznego wręcz już wskaźnika WIBOR. Częściowo uwzględnione są w nim już przyszłe podwyżki stóp procentowych. Jeśli więc ktoś dostaje teraz aktualizację wysokości rat kredytu, to obejmuje ona nie tylko obecną wysokość stóp procentowych, lecz także przewidywania tego, co Rada Polityki Pieniężnej zrobi w kolejnych miesiącach.

Niektórzy mają jednak kłopoty finansowe już teraz. Ludzie nie spodziewali się, że będą musieli płacić aż tyle.

To fakt. I to widać w danych. Istnieje Fundusz Wsparcia Kredytobiorców, z którego mogą skorzystać osoby w trudnej sytuacji finansowej - albo po utracie pracy, albo gdy rata kredytu przekracza połowę dochodu rodziny, gdy te dochody nie są wysokie. I z miesiąca na miesiąc rośnie liczba osób, które korzystają z tego wsparcia.

Największy kłopot mogą mieć ludzie, którzy wzięli kredyty hipoteczne w okresie pandemicznym, gdy stopy procentowe były bliskie zeru. Te osoby mają "świeże" kredyty, więc i dużo kapitału do spłaty. To zaś oznacza, że mają do spłaty też dużo odsetek.

dp40gm0

Często pojawia się argument, że w przeszłości stopy procentowe były niewiele niższe niż obecnie, a przed 14 laty nawet wyższe. I że kredytobiorcy powinni być na to przygotowani. Rozumiem, że grupa kredytobiorców "pandemicznych" przygotowana nie była?

Otóż to. 85 proc. kredytobiorców wzięło kredyt, gdy główna stopa NBP wynosiła co najmniej 1,5 proc. Osoby te wzięły kredyt kilka lub nawet kilkanaście lat temu. Przez te lata istotna część zaczęła zarabiać więcej, spłaciła znaczną część kapitału. Podwyżka stóp aż tak bardzo w te osoby więc nie uderza.

Tymczasem kredytobiorcy z 2020 czy 2021 r. mają dużo do spłaty, a wielu nie dostało podwyżek pensji. Ta grupa jest najbardziej narażona.

POSŁUCHAJ PODCASTU OUTRIDERS. DALSZA CZĘŚĆ WYWIADU POD PODCASTEM.

Polacy brali kredyty pod korek? To częsty zarzut.

Częsty zarzut i zupełny mit. Przede wszystkim banki nie udzielają kredytów pod korek. Klient, który resztkami sił spłaca swoje zobowiązania, jest potencjalnym problemem. Banki naprawdę nie chcą zajmować się windykacją, egzekucją, przejmowaniem mieszkań. Chcą otrzymywać od kredytobiorców pieniądze, na które się z nimi umówili.

Do tego dochodzi działalność Komisji Nadzoru Finansowego. Wymusza ona na bankach, by w wyliczeniu zdolności kredytowej brać pod uwagę podwyżkę stóp procentowych. Od kwietnia ten bufor wynosi 5 proc. Ale wcześniej też istniał i wynosił 2,5 proc.

Tak więc twierdzenia o kredytach pod korek są w mojej ocenie nieprawdziwe.

Inny argument: gdy bierzesz kredyt na 25-30 lat, musisz przewidywać, że wydarzy się w tym czasie globalny armagedon. A jeśli tego nie uwzględniasz, jesteś głupi. Polacy, którzy wzięli kredyt, byli głupi?

Zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych to coś ekstremalnie ważnego. Wzięcie więc kredytu hipotecznego i chęć kupienia mieszkania na pewno nie świadczą o głupocie.

dp40gm0

Niektórzy mówią - jeśli cię nie stać na mieszkanie, to wynajmuj.

Szkoda, że wygłaszający taką opinię zapominają, że ceny wynajmu są powiązane z cenami kredytów. Na rynku nie było, nie ma i nie będzie sytuacji, w której ceny wynajmu mieszkań będą konkurencyjne wobec kredytów hipotecznych. Jeśli kogoś nie stać na kredyt hipoteczny, to będzie mieć też poważne trudności z wynajmem.

Czy przeciętny kredytobiorca powinien przewidywać znaczny wzrost stóp procentowych? Jeszcze w marcu 2021 roku prezes Narodowego Banku Polskiego mówił, że "nic nie zapowiada tego, żeby stopy procentowe w najbliższym czasie były podwyższane".

Kredytobiorca nie jest od brania pod uwagę tak dużych ryzyk. Oczywiście może to robić i powinien mieć świadomość, jak wzrost stóp będzie wpływać na ratę jego kredytu, ale to nie jego zadanie. Od tego jest regulator finansowy - Komisja Nadzoru Finansowego - żeby rozważał takie ryzyka za nas.

Decyzje KNF pokazują zaś, że tak stromego wzrostu stóp procentowych nikt nie przewidywał.

Ani KNF, ani NBP, ani niezależni fachowcy?

Ten cykl podwyżek jest ogromnym zaskoczeniem dla wszystkich. Faktycznie rok temu dyskutowaliśmy o tym, że czekają nas podwyżki stóp procentowych. Ale skali i szybkości tego wzrostu nikt nie przewidywał. Profesjonalni ekonomiści w ankietach wskazywali, że główna stopa NBP wzrośnie do 1,5-2 proc. A już teraz mamy 5,25 proc.

Wymaganie, aby ktoś chcący wziąć kredyt, przewidział przyszłość lepiej od ludzi, którzy się zajmują tym zawodowo, wydaje mi się nadmierne.

Jak to jest, że Polacy nie brali kredytów o stałej stopie oprocentowania? Czesi czy Niemcy dziś łatwiej znoszą podwyżki stóp, bo wielu tamtejszych kredytobiorców zdecydowało się na stałą stopę.

Z kredytami o stałej stopie jest w Polsce problem. Promocja tego rodzaju ofert ruszyła u nas dopiero około 2019 r. A i wtedy atrakcyjność kredytów opartych o stałą stopę była wątpliwa.

dp40gm0

Konstrukcja takiej umowy jest taka, że kredyt o stałej stopie jest wyżej oprocentowany niż kredyt o stopie zmiennej. Szkopuł w tym, że różnica w Polsce była znacznie większa niż w innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej. W efekcie Polacy nie decydowali się na te oferty.

Banki w Polsce chciały więcej zarobić na ryzyku, które na siebie brały?

Nie. Wyszła tu niedoskonałość naszego rynku finansowego. Standardem w większości państw jest to, że banki ubezpieczają się od ryzyka na rynku finansowym. Jeśli więc bank udziela wielu kredytów o stałej stopie, a stopy procentowe istotnie wzrosną - bank jest bezpieczny.

W Polsce zaś nie wykształcił się rynek instrumentów finansowych dający bankom możliwość zabezpieczenia – to zmniejszało ich atrakcyjność.

Teraz kredyty o stałej stopie są już w ofercie polskich banków. Ale przytłaczająca większość propozycji obejmuje jedynie okres 5 lat, a potem przekształcenie kredytu w kredyt o zmiennej stopie lub renegocjację stałej stopy na kolejne 5 lat. Czyli nadal nie zabezpiecza to kredytobiorcy na cały czas spłaty.

Większość banków oferuje kredyty o stałej stopie na tak krótkie terminy właśnie dlatego, że jest problem z zabezpieczaniem ryzyka. Z jednej strony bank może zaoferować kredyt o stałej stopie na 25 lat, ale z drugiej strony musi znaleźć na rynku finansowym podmiot, który będzie chętny wziąć na siebie ryzyko zmiany wysokości stóp procentowych. A tych w Polsce praktycznie nie ma. Bez tego kredyt ze stałą stopą na 25 lat będzie po prostu horrendalnie drogi.

Ale 5 lat - wbrew wielu opiniom - to nie jest tak mało. Pierwsze lata spłaty kredytu są najistotniejsze. Wtedy jest największy kapitał do spłaty, a zatem wtedy też najistotniejsze jest ryzyko wzrostu stóp procentowych. W typowym kredycie przecież w pierwszych latach spłaca się głównie odsetki i z roku na rok rośnie udział kapitału w racie. Większość kredytobiorców ma również szansę na dostanie podwyżki w tym czasie.

Tak czy inaczej, w Polsce ryzyko w razie podnoszenia stóp procentowych bierze na siebie kredytobiorca, a w innych państwach wyspecjalizowana instytucja finansowa?

Tak. Ale nie zapominajmy o tym, że przez wiele lat w Polsce stopy procentowe były obniżane. I wtedy polski kredytobiorca zyskiwał, a nie tracił.

dp40gm0

Dziś faktycznie znaczną część konsekwencji podnoszenia stóp biorą na siebie kredytobiorcy.

A banki się cieszą, bo zarabiają więcej.

Trochę bym polemizował.

Dlaczego? Nawet Narodowy Bank Polski w swoim sławetnym tweecie wskazał, że nie wszyscy tracą na podnoszeniu stóp procentowych. I wskazał banki jako te, które zyskują.

Komunikacji Narodowego Banku Polskiego wolę nie komentować.

To prawda, że banki zarabiają na podnoszeniu stóp procentowych. Widać to w wynikach finansowych. Ale w przypadku dużych podwyżek stóp procentowych mogą pojawić się kłopoty ze spłacaniem kredytów. Jeśli wielu kredytobiorców popadnie w tarapaty finansowe, to banki wcale nie zarobią.

W grudniu 2021 r. część dyrektorów oceny ryzyka w bankach zaczęła wskazywać, że szokowy wzrost stóp procentowych może być niebezpieczny dla sektora.

Szacowano wówczas, że poziom 5-5,5 proc. to moment, od którego pogorszy się portfel jakości kredytów. Innymi słowy: część kredytobiorców zacznie mieć problemy ze spłatą.

Jesteśmy już na tym poziomie.

Kto najwięcej traci? Ci, którzy wzięli kredyt niedawno? A może ci, którzy nie wzięli kredytu i wskutek nowych rekomendacji KNF nie mają już zdolności kredytowej?

I jedni, i drudzy mają kłopot. O tych pierwszych już mówiliśmy. Bez wątpienia są najbardziej zagrożonymi kredytobiorcami.

Ale rzeczywiście jest wiele osób, które utraciły zdolność kredytową wskutek tego, że Komisja Nadzoru Finansowego zwiększyła bufor bezpieczeństwa.

Dla jasności: dobrze, że zwiększyła, skoro stopy procentowe tak istotnie wzrosły.

Ale fakt faktem, że wiele osób w najbliższym czasie nie weźmie kredytu i nie kupi mieszkania.

Co z tymi ludźmi? Wielu z nich nie ma sensownej alternatywy, bo najem też zdrożał. Pozostaje mieszkanie z rodzicami.

Tu prostej odpowiedzi nie ma. Wyzwaniem, z którym się mierzymy w Polsce - i to nie od wczoraj, lecz już od dekad - jest mała dostępność mieszkań.

Z danych statystycznych wynika jednoznacznie, że liczba Polaków spada, ale liczba gospodarstw domowych rośnie. Zwiększa się liczba osób chcących się usamodzielnić, żyć u siebie, a nie w kilku pokoleniowym domu.

I rynek kredytowy jest tu oczywiście ważny, ale moim zdaniem zdecydowanie ważniejsze jest to, w jaki sposób jako społeczeństwo odpowiemy na te aspiracje. Dotychczas odpowiadaliśmy niewystarczająco.

Grozi nam model włoski, w którym dzieci z domu rodzinnego będą wyprowadzać się po trzydziestce, a nawet bliżej czterdziestki?

Myślę, że tak źle nie będzie. Obecna sytuacja na rynku rzeczywiście może w wielu przypadkach wydłużyć czas mieszkania z rodziną, ale nie sądzę, by doszło do odwrócenia trendu. Trend jest taki, że coraz szybciej szukamy usamodzielnienia się. I jakoś sobie poradzimy - jednemu uda się znaleźć dobrą ofertę najmu, drugi dorobi, by mieć zdolność kredytową.

Stopy procentowe są podnoszone po to, by zdławić inflację, tak?

Zasadniczo tak.

To po co są podnoszone w Polsce, skoro - jak przekonywał NBP jeszcze kilka miesięcy temu - inflacja była podażowa, pandemiczna i niezwiązana z wysokością stóp procentowych?

Znów: raczej nie komentuję NBP. W analizach Polskiego Instytutu Ekonomicznego wskazywaliśmy, że inflacja w Polsce jedzie na dwóch silnikach. Jeden jest rzeczywiście związany z pandemią, ograniczeniem podaży, kłopotami z produkcją m.in. w Chinach.

Ale drugi silnik to rozgrzana gospodarka od strony popytu. Przypominam, że Polska miała podwyższoną inflację jeszcze przed pandemią.

Jedną z największych w Europie.

Zgadza się – przed wybuchem pandemii inflacja przekroczyła 4 proc. I gdyby nie pandemia to prawdopodobnie podnieślibyśmy stopy w 2020 roku.

A wracając do pańskiego pytania: stopy procentowe podnosimy nie tylko po to, by zdławić inflację bezpośrednio, ale także, by ustabilizować kurs walutowy.

Weźmy za przykład baryłkę ropy. Jedną kwestią jest to, że jej cena w dolarze amerykańskim rośnie. Ale drugą, że jeśli złoty wobec dolara się osłabi - ta cena ropy dla nas wzrośnie jeszcze bardziej.

Podnoszenie stóp procentowych pomaga w utrzymaniu wartości złotego, a tym samym w unikaniu dodatkowego wzrostu cen importowanych towarów.

Czy w Polsce należało rozpocząć szybciej cykl podnoszenia stóp procentowych? Częsty zarzut do Narodowego Banku Polskiego jest taki, że przespał kilka miesięcy.

Mówimy tak naprawdę o jednym kwartale. I moim zdaniem, gdyby NBP, a konkretniej Rada Polityki Pieniężnej, zaczął podnosić stopy procentowe o trzy miesiące wcześniej, wpływ na wysokość inflacji byłby znikomy, być może w ogóle niezauważalny.

Większość badań - zarówno Narodowego Banku Polskiego, jak i Europejskiego Banku Centralnego i innych banków centralnych - wskazuje, że wpływ podwyżek stóp procentowych jest niestety opóźniony od jednego roku do nawet dwóch lat.

Widać zresztą, że w państwach, które szybciej rozpoczęły cykl podwyżek, jak choćby Czechy czy Węgry, inflacji nie udało się utrzymać w ryzach.

Natomiast rozpoczęcie cyklu podwyżek wcześniej spowodowałoby, że mniej osób wzięłoby kredyty hipoteczne przy bardzo niskich stopach. Byłoby więc mniej osób z kredytami ryzykownymi, w ciężkiej sytuacji. Pod tym względem szybsze podnoszenie stóp mogłoby być lepsze.

Przemysław Litwiniuk, członek Rady Polityki Pieniężnej, uważa, że proces podnoszenia stóp procentowych jest zbyt szybki i nieefektywny. Ma rację?

Najistotniejsze jest to, gdzie postawimy granicę - czyli uznamy, że to jest ten poziom stóp procentowych, którego już nie przekraczamy.

Stromość dojścia do tego poziomu – w granicach rozsądku oczywiście – może mieć oczywiście znaczenie, ale bardziej psychologiczne. Wydaje się, że do tej granicy już docieramy.

Obowiązują obecnie rządowe pakiety antyinflacyjne. Między innymi czasowo obniżony jest VAT na niektóre produkty. Kiedyś będzie trzeba te tzw. tarcze znieść. Czy wtedy inflacja nie wystrzeli?

Nie sądzę. Zasadnicza logika, która stała za tarczami antyinflacyjnymi polegała przede wszystkim na tym, że rząd chciał rozłożyć inflację w czasie, doprowadzić do sytuacji, w której inflacja zostanie z nami na trochę dłużej, ale jednocześnie jej szczyt będzie zauważalnie niższy.

Jeżeli tarcze zostaną zdjęte w czasie, kiedy sytuacja globalna gospodarki zacznie się stabilizować, to należy oczekiwać, że to doprowadzi do przejściowego wzrostu inflacji. Ale to będzie jednorazowy skok. I nie powinien on wybić inflacji "w kosmos" i nie będzie argumentem za podwyższaniem stóp procentowych.

Rząd przyjął pakiet pomocowy dla kredytobiorców. Wakacje kredytowe pomogą ludziom?

Z pewnością. Tak samo, jak zasilenie dodatkowymi środkami Funduszu Wsparcia Kredytobiorców.

To propozycje, które powinny pomóc zmniejszyć obciążenia kredytobiorców w najtrudniejszym okresie.

Wakacje kredytowe nie będą proinflacyjne?

Z pewnością zmniejszą siłę oddziaływania podnoszenia stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej. Nie sądzę jednak, by wpłynęły na wzrost inflacji. Mówiąc prościej: dławienie inflacji będzie trochę mniej efektywne.

Z jednej strony RPP ponosi stopy procentowe, a z drugiej rząd wprowadza rozwiązanie, które zmniejsza skuteczność podnoszenia tych stóp. To wydaje się bez sensu.

Rozumowanie jest inne. Narodowy Bank Polski podnosi stopy procentowe po to, aby schłodzić koniunkturę w gospodarce i w ten sposób obniżyć inflację. Natomiast obciążenie tymi podwyżkami w różnych grupach społecznych jest różne.

Osoby z kredytem hipotecznym odczuwają to bardziej, osoby bez kredytu mniej. Wakacje kredytowe zmierzają w tę stronę, żeby przejściowo zmniejszyć obciążenie skalą podwyżek tych grup, które są szczególnie wrażliwe w okresie najwyższych stóp procentowych. I to faktycznie się stanie.

Czy w grudniu 2022 r. przy wigilijnych stołach będziemy rozmawiali o inflacji, stopach procentowych, zdolności kredytowej?

Wydaje mi się, że jeżeli będziemy przy stołach mówić o gospodarce, to mniejszy nacisk położymy na inflację, a większy na spowolnienie gospodarcze.

Zaczniemy mówić o bezrobociu?

Nie. Raczej o tym, że szef nie chce dać podwyżki, a wcześniej dawał.

Autor: Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.

Podziel się opinią