Groźna granica 55 proc. zadłużenia
Niższe emerytury i renty, droższe utrzymanie, bezrobocie, wstrzymanie inwestycji, mniejszy wzrost gospodarczy, wyższe raty kredytów walutowych - to wszystko może nastąpić, gdy dług publiczny przekroczy 55-procentowy próg ostrożnościowy. A jesteśmy tego coraz bliżsi.
03.12.2010 | aktual.: 10.12.2010 10:17
Pierwszy próg ostrożnościowy - 50 proc. zadłużenia względem PKB - zapisany w ustawie o finansach publicznych, już przekroczyliśmy. Dla statystycznego Kowalskiego nie ma on większego znaczenia. W uproszczeniu: w przyszłym roku deficyt nie może być po prostu większy niż w tym roku. Prawdziwe problemy mogą się zacząć, gdy przekroczymy próg 55-procentowego zadłużenia względem PKB.
Pierwsi problemy finansów państwa odczują babcia i dziadek Kowalskiego - ich emerytury w najlepszym wypadku nie będą podwyższane.
- Wrócimy właściwie do poprzedniej formy waloryzacji rent i emerytur, gdzie zamiast połączenia ze wskaźnikiem wzrostu gospodarczego mamy tylko wskaźnik inflacji - mówi ekonomista dr Maciej Krzak z Uczelni Łazarskiego i Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych. - Teoretycznie świadczenia będą na tym samym poziomie, ale wszystko zależy od tego, jaki jest koszyk emeryta. Inflację ustala się bowiem w oparciu o koszyk statystycznego Polaka. Emeryt kupuje natomiast co innego. Może to oznaczać, że faktycznie siła nabywcza świadczeń nieco spadnie, ale nie musi. Pewne jest natomiast, że emeryci nie skorzystają ze wzrostu gospodarczego - dodaje.
Kowalski więcej zapłaci za... wszystko
Przekroczenie progu oznacza też, że budżet na kolejny rok właściwie nie może mieć deficytu. Dla przypomnienia - tylko w tym roku w kasie państwa zabrakło blisko 50 mld zł. W kolejnych latach takich pieniędzy pożyczać nie będzie można.
- W takim wypadku rząd będzie miał dwa wyjścia: albo podniesienie podatków, albo cięcie wydatków elastycznych - mówi dr Wiktor Wojciechowski z Forum Obywatelskiego Rozwoju.
O podwyżkach już pomyślano. Z przyjętej przez Sejm nowelizacji ustawy o finansach publicznych wynika, że główna stawka podatku VAT wzrośnie aż do 25 proc., jeśli próg zostanie przekroczony. Kowalski zapłaci więcej za żywność, mieszkanie czy rachunek telefoniczny.
Nowe przepisy zakładają też drastyczne cięcia dopłat z PFRON. Budżet tego funduszu spadnie aż o 70 proc. Dla Kowalskiego, który jest niepełnosprawny, oznacza to problemy z pracą.
Kowalski nie pojedzie autostradą
Wyższe rachunki i zabranie pieniędzy niepełnosprawnym do łatania dziury budżetowej nie wystarczą.
- Najprawdopodobniej przy bilansowaniu budżetu największe cięcia dotyczyłyby inwestycji publicznych, w tym programów wieloletnich. To wywołuje najmniej kontrowersji społecznych, bo nie narusza interesów dużych grup - uważa dr Maciej Krzak.
Dlatego Kowalski wolniej pojedzie do rodziny na święta czy by załatwiać sprawy biznesowe. Mniej będzie budowanych dróg, linii kolejowych i innych inwestycji infrastrukturalnych. Tu zresztą cięcie wydatków widać już dziś.
Wyparowanie z gospodarki nawet kilkudziesięciu miliardów złotych dotknie najpierw Kowalskich mających firmę budowlaną. W dłuższej perspektywie pracę stracić mogą jego sąsiedzi, którzy pracują na przykład w sklepie czy w biurze.
- Zmniejszenie inwestycji poprowadzi z dużą dozą prawdopodobieństwa do zmniejszenia popytu i w krótkim okresie do spowolnienia tempa wzrostu PKB. Poza tym może się to przełożyć także na wzrost bezrobocia - tłumaczy Maciej Krzak.
Kowalski zapłaci wyższą ratę za kredyt
Problemy polskich finansów zauważą też inwestorzy.
- Jeżeli rząd przedstawi wiarygodny plan wychodzenia z tej sytuacji, to nie będzie większych problemów. Natomiast jeśli, kolokwialnie mówiąc, będzie on sklecony, to inwestorzy zaczną wycofywać z Polski pieniądze - mówi Wiktor Wojciechowski.
W takim wypadku stracą Kowalscy grający na giełdzie czy inwestujący w funduszach. Pośrednio odbije się to także na przyszłych emerytach. Przede wszystkim jednak mocno osłabi się nasza waluta. Kowalski co miesiąc będzie musiał o kilkadziesiąt, a nawet kilkaset złotych więcej wysupłać na raty kredytów hipotecznych we frankach szwajcarskich czy euro.
Urzędnik to też Kowalski
Czy są jakieś plusy? Kowalski będzie mógł się uśmiechnąć przez łzy, bo więcej pieniędzy nie dostaną urzędnicy. O podwyżkach będą mogli zapomnieć m.in. pracownicy sądów, Kancelarii Sejmu, Senatu i Prezydenta, a także zatrudnieni w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji, u Rzecznika Praw Dziecka czy w GIODO.
- To są tzw. święte krowy, które same sobie wyznaczają budżety, a minister finansów jedynie włącza je do budżetu państwa. Bardzo dobrze, że w przypadku przymusowych cięć także ich wydatki zostaną chociaż zablokowane - uważa Maciej Krzak. - Trzeba przypomnieć, że budżety tych instytucji w ostatnich latach się rozrastały, co widać było choćby na przykładzie Kancelarii Prezydenta. Wydatki te nie są duże w skali całego budżetu, bo wynoszą około 3 mld złotych. Oszczędności byłyby kosmetyczne, ale ich zdyscyplinowanie w takiej sytuacji jest ważne - dodaje ekonomista.
Po co Kowalskiemu taki próg?
Pozostaje pytanie: czy przekroczymy 55 proc. próg? Zdaniem ministra finansów Jacka Rostowskiego na koniec roku dług publiczny w odniesieniu do PKB wyniesie ok. 53,4 proc. Problem się pojawi, jeśli spadnie wartość złotówki - jedna czwarta naszego zadłużenia jest w walutach obcych.
- Gdybyśmy przekroczyli w tym roku próg, to dowiemy się o tym dopiero w czerwcu 2011 roku, a cięcia dotyczyć będą dopiero przyszłego budżetu na 2012 rok - mówi dr Wojciechowski.
Wychodzenie z pułapki długu publicznego będzie nie tylko trudne, ale także długie. W ciągu jednego roku raczej tego balastu się nie pozbędziemy.
- Sanacja powinna trwać do trzech lat. Przy pięciu oznaczałoby to już bardzo czarny scenariusz - mówi o uzdrawianiu naszych finansów dr Maciej Krzak.
Przekroczenie granicy 55 proc. to nie złamanie żadnego wskaźnika ekonomicznego, tylko zapis ustawowy. Po co więc nam ten próg ostrożnościowy? Bo politycy lubią wydawać nieswoje pieniądze. Dla nich jest to czerwone światło, a dla rynków finansowych zapewnienie, że można u nas bezpiecznie inwestować.
- Gdyby rząd powiedział, że wykreśla progi ostrożnościowe z ustawy o finansach publicznych czy z konstytucji, reakcja rynków byłaby na pewno gwałtowna - uważa Wiktor Wojciechowski.