Masz kredyt we franku? Powinieneś się cieszyć

Cała Polska drży o kilkaset tysięcy właścicieli kredytów walutowych. Nikt nie zastanawia się, kim oni tak naprawdę są i czy rzeczywiście trzeba im pomóc. Tymczasem walutowcy to osoby zarabiające najczęściej powyżej średniej, spłacający swoje wierzytelności rzetelniej niż inni, a na dodatek ich raty i tak są niższe niż tych pożyczających w złotówkach.

Masz kredyt we franku? Powinieneś się cieszyć
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

15.07.2011 | aktual.: 15.07.2011 20:54

Nie ma dziś większej tragedii dla Polski niż frank szwajcarski bijący kolejne rekordy. Od kilku tygodni mówią o tym wszystkie media, a polityków los pokrzywdzonych 700 tys. właścicieli kredytów frankowych obchodzi bardziej niż nasza prezydencja unijna. I choć wielu zastanawia się, czy nadmiernie wysokim i - co ważniejsze - nie uregulowanym prawnie spreadom nie warto położyć kresu, to cały lament wokół walutowych kredytów jest grubo przesadzony.

Płacą mniej, ale narzekają

Po pierwsze - osoby posiadający kredyty walutowe i tak spłacają mniej niż ci w złotówkach. Open Finance specjalnie dla Wirtualnej Polski przygotował porównanie kredytu zaciągniętego na 300 tys. zł w lipcu 2008 roku po kursie CHF w wysokości 2,03 zł. Dzięki obniżeniu stóp procentowych w Szwajcarii rata pomimo wzrostu kursu waluty wzrosła jedynie o nieco ponad 300 zł. W złotówkach rata identycznego kredytu dopiero niedawno okazała się niższa (patrz tabela).

- Generalnie cały czas frankowcy są do przodu w stosunku do złotowych. Gdy podliczy się trzy ostatnie lata to suma spłaconych ich wszystkich dotychczasowych rat jest dużo niższa. Tak wysoki kurs franka w okolicach 3,40-3,50 jest przecież od niedawna, a dopiero wtedy raty frankowe okazały się wyższe. To sprawa kilku ostatnich tygodni - mówi Halina Kochalska.

Obraz
© (fot. obliczenia Open Finance)

Dzięki niższemu oprocentowaniu frankowcy zyskali też wyraźnie na kapitale pozostałym do spłaty. Przez trzy lata spłacili ok. 12 tys. franków, złotowi w tym czasie jedynie 11 tys. zł. Oczywiście łatwiej mieszkanie sprzedać dziś właścicielowi kredytu w złotówkach, ale jeśli kurs CHF spadnie to kolejny raz, okaże się, że to oni zyskali.

Trzeba też pamiętać, że nie wszystkie kredyty we franku były zaciągane przy przyjętym przez nas ekstremalnie niskim kursie w okolicach 2 zł. Wiele osób do banku wybrało się, gdy za CHF trzeba było zapłacić 2,5 zł, 2,75 zł czy nawet około 3 zł. W takim wypadku ich raty kredytu są nadal niższe niż złotowych.

Obraz
© (fot. obliczenia Open Finance)

Pomoc dla naprawdę bogatych

Wiele danych wskazuje, że osoby zapożyczające się we franku czy innej obcej walucie są dużo bogatsze, od tych którzy wybrali złotówkę. Po pierwsze, dlatego że średnia wartość ich kredytu jest dużo wyższa. Z danych AMRON-SARFIN wynika, że w hipotecznym szczycie przypadającym na lata 2007 i 2008 walutowcy brali kredyt o wysokości średnio wynoszącym odpowiednio 223 tys. zł i 258 tys. zł. W tym samym czasie zwolennicy złotówki zapożyczali się średnio na kwoty 170 tys. i 145 tys. zł. Obecnie dysproporcje są jeszcze większe. W I kw. tego roku średnia wartość wynosiła 353 tys. zł dla kredytów walutowych i 187 tys. zł dla złotowych.

Pomimo to dziś najczęściej pokazuje się ich jako pokrzywdzonych przez kryzys i mających problemy ze spłatą.
- Ci, którzy brali kredyty walutowe są zamożniejsi i dużo lepiej wyedukowani ekonomicznie. Sądzę, że potrafią lepiej lobbować w swojej sprawie niż inni - uważa Halina Kochalska.

- To są osoby, które są najprawdopodobniej zamożniejsze, ale nie ma na to żadnych danych,a przynajmniej my ich nie zbieramy. Może to jednak wynikać z regulacji prawnych nakazujących bardziej restrykcyjne traktowanie osób starających się o kredyt walutowy - dodaje Michał Wydra, ekspert od kredytów hipotecznych w Związku Banków Polskich.

Od czasu kryzysu banki zaostrzyły swoją politykę kredytową, a Komisja Nadzoru Finansowego wydała kilka rekomendacji powodujących, że zaciągnąć pożyczkę walutową mogą tylko osoby zarabiające dużo więcej, niż ci zapożyczający się w złotówkach. Na przykład rekomendacja S wprowadziła nowe zasady obliczania zdolności kredytowej, które polegały na tym, że jeśli ktoś chciał pożyczyć 100 tys. zł, to liczono, czy byłby w stanie spłacać ratę dla kredytu w wysokości 120 tys. zł.

Zły kredyt boli bardziej w złotówkach

Jest jeszcze jeden bardzo ważny wskaźnik, mówiący że bardziej powinniśmy się martwić o "złotówkowiczów" niż "frankowców". Według Biura Informacji Kredytowej tylko 1,5 proc. pożyczek walutowych miało zaległości w spłacie. Dla złotówek odsetek ten jest wyższy i wynosi 2,2 proc. Dane te dotyczą marca tego roku, nowe BIK opublikuje na przełomie lipca i sierpnia, ale nikt nie spodziewa się tu rewolucji.
Jeszcze bardziej korzystne dla właścicieli należności we franku wygląda zestawienie danych z KNF. W tym wypadku odsetek tzw. złych kredytów walutowych wynosi 1,49 proc., a złotowych skacze już do 3,13 proc. Średnia wynosi ok. 2 proc.

- Gdy rozpoczął się kryzys, to w Stanach Zjednoczonych poziom kredytów niespłacanych sięgnął, o ile dobrze pamiętam, ok. 20 proc. A zatem polski poziom rzędu 2 proc. to jest coś normalnego i bezpiecznego. To jest wręcz poziom marzenie. Moglibyśmy się zacząć denerwować, gdyby nie spłacano powyżej 5 proc. kredytów - mówi Michał Wydra z ZBP.

Bo choć frank rośnie, to dużo większe problemy w ostatnim czasie mogą mieć ci, którzy brali kredyty w złotówkach. Rada Polityki Pieniężnej już trzy razy w tym roku podwyższała stopy procentowe. To przekłada się na podwyżkę stawki WIBOR i wyższe raty. Dla statystycznego właściciela kredytu na 300 tys. zł na 30 lat oznacza to miesięcznie ok. 160 zł więcej do zapłaty co miesiąc.

- Osoby zaciągające kredyt w złotówkach często były na granicy zdolności kredytowej. Jestem pewna, że dla nich rata wyższa o 150 zł to subiektywnie znacznie więcej niż dla właściciela kredytu walutowego - mówi Halina Kochalska.

Sebastian Ogórek

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)