Bankowy trendsetting
Globalne banki poszukują swoich kadr wśród humanistów i artystów. Co sądzą o tym sami zainteresowani?
07.01.2014 | aktual.: 14.01.2014 11:51
Banki inwestycyjne, a szczególnie wyraźnie J.P. Morgan oraz Royal Bank of Scotland, ogłosiły chęć zatrudnienia absolwentów „kreatywnych”, czyli po uczelniach artystycznych i humanistycznych. Prasa fachowa zdążyła już się rozpisać o zaletach pomysłu oraz zaprognozowała „nowy trend w zatrudnieniu w sektorze bankowym”. Z drugiej strony trudno wyobrazić sobie połączenie świata artystów zza sztalugi ze światem bankowców w garniturach. Jaką więc przyszłość ma wizjonerska propozycja pracowników działu HR najważniejszych banków inwestycyjnych na świecie? Czy to tylko marketingowe hasło mające niewiele wspólnego z rzeczywistością, czy też trendsetting mający na zawsze zmienić oblicze bankowości?
Za które biurko?
Struktura zatrudnienia w korporacjach od lat coraz bardziej zaskakuje. Wiadomo, że wraz z rozrostem firmy głównym filarem przestają być inżynierowie produktu, będącego podstawą dochodu przedsiębiorstwa, a coraz większy nacisk kładziony jest na specjalistów od sprzedaży, marketingu, PR-u. Outsourcing przestaje być wygodny; powstają działy administracyjne, prawne, HR etc. Banki nie są tu wyjątkiem, sam rozwój produktów finansowych nie jest wystarczający i największy szum zrobił się wokół biurek marketingowców.
Nawet w obliczu dynamicznych zmian struktur pomysł zatrudniania humanistów, a tym bardziej artystów, to nowinka. Trend lekko zarysował się w bankowości wyspiarskiej. Barclays w ubiegłym roku na 900 poszukiwanych pracowników aż od połowy wymagał zaplecza humanistycznego. Rewolucję widać w znacjonalizowanej przy okazji kryzysu Lloyds Banking Group. W 2013 r. wyklarowała się tam struktura, w której tylko 55% pracowników to finansiści, a aż 30% to absolwenci takich kierunków jak anglistyka, lingwistyka, romanistyka czy politologia. Na razie jest to pewne ekstremum, ale sygnały wysyłane przez banki wskazują, że instytucje do takiego rozkładu sił będą dążyć.
Pytanie, co mieliby robić humaniści, a tym bardziej artyści w banku? Próżno szukać jednoznacznej odpowiedzi. Przedstawiciele banków w tej materii posługują się albo ogólnikami: „potrzebujemy umiejętności komunikacyjnych i prezentacyjnych, aby być w stanie przekonać klientów do zmiany poglądu” (JP Morgan), albo sloganami: „to krok do rozwiania mitu, że banki zatrudniają tylko absolwentów ekonomii i finansów” (Citigroup), albo tłumaczą się, że od papieru ważniejsze są umiejętności: „nie chcemy zamykać się na absolwentów kilku konkretnych kierunków, a zamiast tego szukać kandydatów, którzy reprezentują sobą umiejętności, potencjał przywódczy, dobrze radzących sobie z relacjami interpersonalnymi” (HSBC). Tak mało konkretów ze strony banków od razu nasuwa podejrzenie o burzę w szklance wody i marketingowy charakter akcji zatrudniania humanistów.
Fakt, iż komunikowanie zatrudniania pracowników z różnym wykształceniem dobrze wpływa na wizerunek banku. – Banki szukają osób z konkretnymi umiejętnościami. W ich złożonych strukturach organizacyjnych z powodzeniem mogą sprawdzić się osoby zarówno z wykształceniem humanistycznym, jak i ścisłym. Zróżnicowani pracownicy, którzy mogą w swojej pracy wykorzystywać odmienne zasoby wiedzy czy podejście do rozwiązywania problemów, to wartość nie do przecenienia. Otwartość na kandydatów, którzy nie mają stricte ekonomicznego czy finansowego wykształcenia, powinna być aktywnie komunikowana i tworzyć obraz bardziej przyjaznego miejsca pracy, a nie odhumanizowanej maszyny do zarabiania pieniędzy – podkreśla Hubert Kifner, kierujący praktyką employer branding w MSLGROUP Financial Communication.
Zatrudnianie absolwentów szkół innych niż ekonomiczne nie jest żadnym zaskoczeniem – od lat wiadomo, że wiele jednostek na rynku pracy z wykształceniem humanistycznym lepiej odnajduje się między innymi w bankowości niż w wyuczonym zawodzie.
– Profil studiów ma dla nas drugorzędne znaczenie. Istotne jest nastawienie i chęć rozwoju oraz konkretne umiejętności kandydatów. Praca w banku powierniczym wiąże się z dużą ilością pracy analitycznej, więc w naturalny sposób preferujemy osoby, które posiadają takie kompetencje – mówi Marta Waligórska, talent acquisition manager w banku powierniczym State Street. – Wśród naszych pracowników jest wielu, którzy nie mają wykształcenia ekonomicznego, i świetnie sprawdzają się w pracy przy zaawansowanych rozwiązaniach dla rynków finansowych. Wysoko cenimy osoby, które biegle władają językami obcymi, i nie ograniczamy się jedynie do angielskiego. Chętnie spotkamy się z absolwentami filologii, którzy interesują się rynkami finansowymi. W State Street będą mogli łączyć codzienne wykorzystanie języka z wyzwaniami analitycznymi – dodaje.
Banki inwestycyjne podkreślają jednak wyraźnie nadchodzącą rewolucję i novum, jakim ma być poszukiwanie pracowników na prawdziwie humanistyczne czy też artystyczne stanowiska.
Archiwizacja i bibliotekarstwo w cenie?
Bankowcy zainteresowani do tej pory nietypowymi dla pracowników instytucji finansowych dyplomami podkreślają specyficzne cechy i umiejętności absolwentów kierunków humanistycznych i artystycznych, które są raczej rzadkie wśród ekonomistów, matematyków, inżynierów. Spoglądając jednak w badania naukowe traktujące o rzeczywistych umiejętnościach wyróżniających humanistów w pracy, ciężko uwierzyć w ich przydatność akurat w bankach.
University of Cambridge wskazuje na nieporównywalnie wyższe kompetencje w zakresie archiwizacji, bibliografii i bibliotekarstwa, lepsze rozeznanie w dziełach literackich i nurtach filozoficznych oraz umiarkowanie wyższą poprawność językową zarówno w przypadku języka ojczystego, jak i języków obcych. Kwestie wspomniane jako pożądane, czyli m.in. zdolności interpersonalne, są rozwinięte praktycznie na takim samym poziomie jak w przypadku absolwentów kierunków ekonomicznych, a kreatywność nie odbiega od normy prezentowanej przez absolwentów politechnik.
Jeśli chodzi o wychowanków szkół artystycznych, to rzeczywiście w kwestii kreatywności dystansują zarówno humanistów, jak i ekonomistów czy inżynierów. Bankierzy podkreślają zapotrzebowanie na bardziej twórcze myślenie. Mówią, że potrzebują nietypowego spojrzenia, nowych sposobów wdrażania produktów finansowych na rynek, jednak takie cechy wykazują absolwenci szkół artystycznych. Cóż więc w litanii życzeń działu HR robią humaniści?
W oparciu o pieniądze
Od lat trwa dyskusja na temat pracy po kierunkach humanistycznych. Absolwenci takich studiów pracy szukają w szkołach, bibliotekach, archiwach, zostają na uczelni jako pracownicy naukowi albo zaczynają karierę w branży zupełnie niezwiązanej ze swoim humanistycznym wykształceniem. W dedykowanych zawodach ciężko o dobre zarobki. W Polsce nauczyciel może maksymalnie zarabiać niecałe 5 tys. złotych, jednak to maksimum, do którego dąży się kilka czy kilkanaście lat. W branży bibliotecznej zarobki powyżej 3 tys. złotych mogą okazać się nieosiągalne, a na początku możemy nawet nie wyjść poza pierwszy tysiąc.
Pensje pracowników naukowych to bardzo indywidualna sprawa, jednak rozpoczynając karierę, możemy liczyć na ok. 1700-2000 złotych jako asystent. Tylko tłumacze nie narzekają na zarobki – w tej branży pensja poniżej 3800 zł to rzadkość, dlatego sektor bankowy, który słynie z najwyższych zarobków, dla naszych rodzimych humanistów byłby gratką. Byłby, ponieważ dotychczas żaden polski bank nie zaanonsował nietypowej dla siebie rekrutacji.
Na Zachodzie sytuacja nie jest już tak oczywista w przypadku zarobków otwartych umysłów. W Wielkiej Brytanii bibliotekarze mogą liczyć na zarobki powyżej 40 tys. funtów rocznie, młodzi kuratorzy zaczynają od 42 tys. funtów, a archiwiści nie schodzą poniżej 45 tys. Akademicy otrzymują na początek średnio 36 tys. funtów rocznie. W bankowości inwestycyjnej średnio zarabia się 58 tys. funtów, jednak na starcie trzeba liczyć na nie więcej niż 40-45 tysięcy.
W Stanach Zjednoczonych bibliotekarze i archiwiści to również zawody cenione – średnia w branży to 59 tys. dolarów rocznie. W przypadku bankowości inwestycyjnej średnia plasuje się na poziomie 60 tys. dolarów. W teorii oferta banków nie stanowi zachęty pieniężnej dla humanistów. Artystów jeszcze trudniej przekonać, bowiem w swojej branży mają w zasadzie nieograniczone możliwości zarobkowe.
Pociągająca praca
Humaniści i artyści to specyficzna grupa studentów. Większość z nich nie zdecydowała się na taki kierunek kształcenia ze względu na perspektywę dobrych zarobków czy też łatwość znalezienia pracy. Humaniści często powtarzają, że uważają studia za element rozwoju osobistego, nie za wrota do kariery. W Bawarskiej Akademii Sztuk Pięknych można spotkać pożądanych przez banki „kreatywnych studentów”, których perspektywa biurka bankowego nieszczególnie pociąga. – Dziwny pomysł; gdybym chciała pracować w banku, poszłabym na inny uniwersytet” – mówi Sarah, 25-letnia studentka sztuki. – To musiałaby być duża desperacja kogoś po artystycznej uczelni, żeby wymyślać jakieś rzeczy dla banków. W najgorszym wypadku można zostać ilustratorem gazet albo projektować strony internetowe, przecież w banku nie ma człowiek najmniejszej styczności z tworzeniem,. Jakie są tam perspektywy rozwoju? – pyta retorycznie Florian, przyszły architekt wnętrz. – A kogo konkretnie szukają? Może rzeźbiarzy albo modelarzy ceramiki? – żartuje
Marcus, który pomimo pasji malarstwa w przyszłości planuje być menedżerem artystów albo dyrektorem programowym w galerii sztuki.
W przypadku braku perspektyw lub niechęci budowania kariery jako artysta większość absolwentów Akademii Sztuk Pięknych wybiera taką drogę jak Marcus. Studia na ASP wbrew temu, co może wydawać się laikom, są ponadprzeciętnie wymagające nie tylko w kontekście pracy twórczej, ale również intelektualnym. Irracjonalnym byłoby zmarnowanie takiego wykształcenia w branży, w której tego typu specjalistyczna wiedza nie będzie wykorzystywana. Równie dobrze banki mogłyby zaplanować rekrutację lekarzy i liczyć na szeroki odzew.
Niezgoda rujnuje kreatywność
Nowatorska wizja banków inwestycyjnych lekko mętnieje, kiedy zetkniemy ją z praktyką. Zakładając, że rzeczywiście znajdą się artyści chętni na angaż w J.P. Morgan lub RBS oraz posiadający zadawalające kwalifikacje, schody zaczynają się już na samym początku. Współpraca artysty z grupą matematyków to prawdziwe wyzwanie, którego osiągnięcie może okazać się zwyczajnie nieopłacalne. W przemyśle samochodowym pomiędzy grupą kreatywnych projektantów a konkretnych inżynierów istnieje łącznik w postaci działu specjalistów obsługi CAS. Podobnie w innych branżach produkcyjnych, gdzie pomiędzy menedżerami sprzedaży czy marketingowcami a technologami budowy maszyn są management engineers, spinający komunikacyjnie te dwie odbierające na zupełnie innych „falach” grupy.
Ciężko sobie wyobrazić, aby trudności na etapie współpracy nie zdominowały realizacji wyznaczonych celów w bezpośredniej kooperacji artysty z matematykiem. Odpowiednie dobranie lub wyszkolenie personelu do pracy w tak nietypowej konfiguracji może mocno wpłynąć na opłacalność przedsięwzięcia. Co więcej, charakterystyka sposobu pracy artysty jest diametralnie inna niż kultura korporacyjna. Artysta to z definicji wolny zawód, pracujący w przypływie natchnienia, trudno zatem wymagać od niego normowanego czasu pracy. Oczywiście w dużych firmach pracują jednostki wypełniające zdania kreatywne, jednak w specjalnie do tego celu stworzonych zespołach, których tempo i sposób wypełniania obowiązków jest dostosowane do specyfiki teamu. Ciężko zatem wyobrazić sobie w praktyce wtłoczenie artysty, mającego rzeczywiście pracować w swojej profesji do bankowych struktur.
Albo zatrudnianie artystów to bankowy wymysł, którego prawdziwe znaczenie obrazuje wypowiedź banku HSBC oraz State Street – czyli od wykształcenia ważniejsze są umiejętności, albo HR-owcom doradzał Brunon Iksil. Wobec nieubłaganych praw rządzących światem trudno sobie wyobrazić powodzenie tego planu. Być może anons o rekrutacji nietypowych pracowników to zapowiedź jakiejś innej rewolucji, której teraz nie sposób przewidzieć. Możemy mieć tylko nadzieję, że nie doprowadzi nas to do kolejnego kryzysu w branży.