Bary mleczne walczą z drożyzną. "Ceny muszę zmieniać nawet dwa razy w tygodniu"
Najpierw była pandemia i lockdown, teraz niewyobrażalna drożyzna, napędzana dwucyfrową inflacją. Bary mleczne wchodzą w trzeci trudny rok. Rząd planuje podnieść dotację na potrawy, ale to może nie wystarczyć. – Co jadę do hurtowni, widzę nowe, wyższe ceny – mówi Dorota Cisowska, właścicielka wrocławskiego baru Miś. – Jeszcze w grudniu pierogi miałam po cztery złote, teraz po pięć, a zaraz będą jeszcze droższe – rozkłada ręce Magdalena Goździaszek z wrocławskiej Mewy.
11.04.2022 17:21
Inflacja w marcu sięgnęła 10,9 proc. – wynika z najnowszych danych GUS. Według najnowszych prognoz Polskiego Instytutu Ekonomicznego średnioroczny wzrost cen w 2022 r. w Polsce sięgnie aż 10,8 proc. Drożeją m.in. żywność, paliwa i nośniki energii. A to wszystko przekłada się na ceny w barach mlecznych.
– Czasem musimy podnosić ceny naszych potraw nawet dwa razy w tygodniu – mówi w rozmowie z serwisem finanse.wp.pl Dorota Cisowska z wrocławskiego Misia. – My "stoimy" na nabiale, a on teraz mocno drożeje. Tak samo, jak jaja czy olej, który niedawno kosztował 7 złotych, a teraz już 10 – wylicza.
– Ludzie przychodzą, widzą ceny i narzekają, że jest drogo. Przez chwilę było lepiej, gdy w lutym spadł VAT na żywność. Ale efekty tej obniżki zniwelowała już obecna inflacja – tłumaczy.
– W grudniu pierogi miałam po cztery złote, teraz po pięć, a będzie zaraz więcej, bo drożeje ser – przyznaje w rozmowie z finanse.wp.pl Magdalena Goździaszek z baru Mewa. – Podnoszę ceny raz w miesiącu, choć powinnam dwa. Ludzie widzą te zmiany, ale i tak przychodzą, bo taniej nigdzie nie zjedzą – ocenia.
Bary mleczne to ostatnie miejsca, w których można niedrogo i zarazem smacznie zjeść. Przyciągają mniej zamożnych i tych, którzy chcą oszczędzić: seniorów, studentów, ale też na przykład budowlańców. Klientela to przedstawiciele najróżniejszych grup społecznych. Gdy rozmawiamy w Misiu i Mewie, akurat jest pora śniadania. Do obu lokali ściągają m.in. mężczyźni w roboczych ubraniach, którzy zeszli na przerwę z budowy. Biorą jajecznicę albo zupę z bułką.
Ceny? 2,22 zł za pomidorówkę, 4,10 zł za pierogi leniwe (ruskich jeszcze o tej porze nie podają), łazanki z kapustą za 4,74 zł, krokiety z kapustą i pieczarkami za 5,49 zł.
Rządowa pomoc może nie wystarczyć
Bary mleczne są wspierane przez państwo. Rządowa dotacja dotyczy produktów bezmięsnych, wynosi 40 proc. ich ceny, powiększonej o narzut, który nie może być większy niż 56 proc.
Według zapowiedzi Ministerstwa Finansów pomoc dla barów mlecznych ma zostać zwiększona. Ale resort już spóźnia się ze zmianami, które miały wejść w życie na początku kwietnia.
Ministerstwo Finansów tłumaczy w odpowiedzi na pytania serwisu finanse.wp.pl, że trzeba było usunąć "problemy interpretacyjne niektórych przepisów". Według aktualnej deklaracji resortu zmiany wejdą w życie "jeszcze w tym kwartale".
Pozwolą na utrzymanie rentowności prowadzenia barów mlecznych poprzez zmodyfikowanie stawki narzutu oraz stawki dotacji. W przyszłym tygodniu planujemy skierowanie projektu do konsultacji społecznych i uzgodnień międzyresortowych – zapewnia ministerstwo.
Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo
Plany rządu mogą jednak nie rozwiązać problemu.
– Planowana pomoc nie pokryje rosnących kosztów. Zwłaszcza że bary mleczne mierzą się nie tylko ze wzrostem cen jedzenia, ale też z gigantycznymi podwyżkami gazu, prądu czy w końcu kosztami zatrudnienia pracowników – komentuje Dorota Cisowska z baru Miś. – Podwyżki gazu były u nas tak wielkie, że musiałam zmienić dostawcę. Sama też pracuję na kuchni razem z mamą. Teraz kupiliśmy nową lodówkę, i to już jest dla nas duży wydatek – przyznaje.
Kogo dziś stać na gaz?
– Największy problem jest z gazem – przyznaje Magdalena Goździaszek z Mewy. – Słyszałam o lokalach, w których rachunki wzrosły o ponad 500 procent. To z czego ci ludzie mają to zapłacić? W umowie z moim dostawcą do marca miałam ochronę cenową, więc jeszcze nie odczułam tak bardzo tych podwyżek. Ale rachunku za kwiecień się boję – mówi. – Dlatego barom mlecznym najbardziej pomogłoby wsparcie w opłacaniu gazu i prądu, zwłaszcza, że one będą dalej drożały. A zwiększona dotacja powinna obowiązywać z mocą wsteczną, od stycznia, kiedy zaczęły się podwyżki – ocenia.
I dodaje, że dziś na te wszystkie problemy nakłada się jeszcze jeden: – Ja na ten lokal wzięłam kredyt hipoteczny, a stopy procentowe co miesiąc idą w górę. Raty płacę więc coraz wyższe.
Dla barów mlecznych to już trzeci trudny rok, po dwóch pandemicznych latach i wielomiesięcznym lockdownie. – W pandemii byliśmy zamknięci przez osiem miesięcy. Musiałam wtedy zrezygnować z pomocy osoby, która była zatrudniona na umowie cywilnoprawnej. Sama zaś wsiadałam w samochód i rozwoziłam jedzenie, zamawiane u nas przez telefon. I kiedy jakoś udało się przetrwać pandemię, to zaraz po niej przyszły te podwyżki – rozkłada ręce Dorota Cisowska.
Przez lockdown z jednym pracownikiem trzeba się było też pożegnać w Mewie. Właścicielka zaś sama stoi za ladą i odpowiada za tak zwaną wydawkę. Magdalena Goździaszek przyznaje, że w pandemii pomogła jej przetrwać pomoc finansowa z tarczy antykryzysowej PFR, ale o jakichkolwiek zyskach i tak nie było mowy.
– Dwa poprzednie lata skończyłam na minusie. Pierwsze miesiące tego roku też. Pieniądze wydaję tylko na najpotrzebniejsze rzeczy, wszelkie inwestycje trzeba na razie zawiesić. Ale przynajmniej ludzie zaczęli przychodzić. Najgorzej było w pandemii, gdy były pustki. Teraz, kiedy są ludzie, jest z kim porozmawiać, od razu inaczej prowadzi się biznes – podsumowuje.