Belka: polityka stóp procentowych była bardzo udana (opis)
Bardzo udana - taka była zdaniem prezesa NBP Marka Belki prowadzona w ostatnich latach przez RPP polityka stóp procentowych. Przyznał, że Rada obawiała się, że jeśli za bardzo obniży stopy, to ludzie zaczną wycofywać depozyty z banków, np. do funduszy inwestycyjnych.
22.07.2015 13:40
W środę prezes banku centralnego przedstawił Sejmowi sprawozdanie z działalności NBP w 2014 r., co stało się dla niego okazją do podsumowania ostatnich lat działalności NBP i RPP.
W czerwcu 2016 r. kończy się bowiem kadencja Belki na stanowisku szefa NBP. Z kolei zimą przyszłego roku mijają kadencje członków RPP, z wyjątkiem Jerzego Osiatyńskiego.
Belka podkreślał, że Polska jest jedynym członkiem UE, który w dobie światowego kryzysu uniknął recesji. "Wiem, że +zielona wyspa+ to pojęcie, z którego się wyśmiewamy. Ja się nie wyśmiewam. To wielki sukces" - zaznaczył, a z sali sejmowej odpowiedziały mu oklaski. Jego zdaniem pozwoliło to NBP uniknąć odejścia od "polityki prowadzonej za pomocą stóp procentowych".
Powiedział też, że winien jest publiczne podziękowania RPP. "Kłóciliśmy się niemalże w każdej sprawie, ale w efekcie osiągnęliśmy taką politykę stóp procentowych, która okazała się być przykładowa". Jak powiedział, po 2014 r. zostawia "inflację na poziomie (...) niespodziewanie niskim, zaufanie do złotego wysokie, a system bankowy taki, że naprawdę szkoda go psuć".
Przed posłami tłumaczył się m.in. z decyzji, by - mimo deflacji - nie dokonywać głębszych obniżek stóp procentowych. Jego zdaniem takie obniżki "mogłyby być groźne dla stabilności zachowań deponentów bankowych". "Myśmy się obawiali, że jeżeli będziemy obniżać stopy procentowe zbyt głęboko, to ludzie mogą zacząć wycofywać depozyty z banków. Gdzie? Na przykład do funduszy inwestycyjnych. A te wiadomo, raz przynoszą zysk, a raz stratę. (...) Moglibyśmy wtedy liczyć na to, że ludzie zaczną poszukiwać jakichś dziwnych, ultraryzykownych sposobów inwestowania. Ten niesławny Amber Gold jest takim przykładem" - powiedział.
Według prezesa NBP dalsza obniżka stóp nie gwarantowałaby obniżki kosztów finansowania długu publicznego. Nie doprowadziłaby ona także do obniżenia kosztów oprocentowania kredytów konsumpcyjnych czy kredytów dla przedsiębiorstw. Czynniki odpowiedzialne za deflację i koszty obsługi długu publicznego w istotnej mierze związane są bowiem, według niego, z sytuacją międzynarodową.
"Wydaje mi się, że polityka stóp procentowych była bardzo udana. Bardzo udana" - wskazał.
Odnosząc się do deflacji, przyznał, że przedłużająca się deflacja mogłaby przynieść negatywne efekty dla sytuacji gospodarczej, funkcjonowania firm. Jak podkreślił, nie zaobserwowano jednak jak dotąd tego rodzaju symptomów, a deflacja w Polsce "powoli, ale ustępuje".
Zwrócił uwagę, że - według danych GUS - spadły przeciętne ceny towarów i usług, co stanowi dobrą wiadomość dla polskich konsumentów, a jednocześnie nie zaobserwowano obniżenia płac, które mogłoby być oznaką wchodzenia polskiej gospodarki w spiralę deflacyjną.
Ocenił, że mimo faktu, iż nie udało się osiągnąć celu inflacyjnego, polityka pieniężna wspomagała wzrost gospodarczy oraz "przyczyniła się do utrwalenia zaufania do złotego". Zwrócił uwagę, że dzięki polityce NBP udało się uniezależnić polskie banki od finansowania zagranicznego, dzięki czemu udało nam się uniknąć w latach kryzysu losu krajów takich, jak Litwa, Estonia, Łotwa, Rumunia, Węgry, Hiszpania i Irlandia.
Część swego wystąpienia poświęcił sektorowi bankowemu. Zadeklarował, że jest zwolennikiem "udomowionego" systemu bankowego. "Udomowienie" nie oznacza tego samego co "polonizacja". W przypadku "udomowienia", mówił, nie liczy się, kto jest właścicielem banku, ale, gdzie jest główna siedziba.
Jak mówił, banki z czysto krajową własnością były w niektórych krajach, jak np. na Węgrzech czy na Łotwie, ośrodkami kryzysowymi. W przypadku banków czysto krajowych ewentualne ich dokapitalizowanie musi bowiem pochodzić tylko z krajowych środków. Tymczasem nawet zagraniczne banki z siedzibą w Polsce, dodał, po wybuchu kryzysu zwiększyły kredytowanie. Dodał, że najlepiej, gdy system bankowy jest "zróżnicowany", gdy kapitał krajowy i zagraniczny jest w nich np. w stosunku 50 do 50 lub 60 do 40.
Poruszył też kwestię kredytów we frankach szwajcarskich. Jego zdaniem ta waluta może się osłabić; bo "mamy na franku bańkę spekulacyjną". "Jak to jest możliwe, żeby tak malutka gospodarka (czyli szwajcarska - PAP), znacznie mniejsza od polskiej, była podstawą jednej z najważniejszych walut świata?" - zawracał uwagę szef NBP. "Przecież żeby utrzymać kurs waluty, Bank Szwajcarii musiał w pewnym momencie drukować chyba 60 mld franków szwajcarskich miesięcznie. Kiedyś ta bańka może pęknąć. Ja nie wiem, czy pęknie i kiedy pęknie, ale może się okazać, że ten frank szwajcarski (...) może się osłabić. Wtedy ci kredytobiorcy, którym dzisiaj nakażemy przewalutować (kredyt) na złote, przyjdą i powiedzą: znów żeście nas oszukali. Raz jak żeście nas wpuścili we franki i raz, jak żeście nas wpuścili w złotówki. Cholera. Niedobrze" - tłumaczył prezes banku centralnego.
Ocenił, że pomysły przewalutowania kredytów mogą destabilizować banki, a prawie połowa banków w naszym kraju jest polska i to Polska będzie musiała płacić za ich ewentualne kłopoty. Przestrzegał więc posłów, by ostrożnie podchodzili do pomysłów dotyczących przewalutowania. Zdaniem Belki jeśli już Sejm zdecyduje się zmienić przepisy i przeprowadzić przewalutowanie kredytów, to musi to zrobić pod pewnymi warunkami. "Po pierwsze nie może być mowy o zaangażowaniu środków publicznych. Mam tu na myśli zarówno koszty dla budżetu, jak i poświęcenie znacznej części (...) rezerw walutowych. Po drugie nie można destabilizować banków" - wyliczał. "I wreszcie to rozwiązanie powinno być nieobligatoryjne dla kredytobiorców" - dodał.
Skierował też jednak pod adresem banków słowa krytyki: "Do banków są oczywiście pretensje i to niekiedy uzasadnione. (...)Polisolokaty. Nie tyle sama koncepcja polisolokat, ale sposób ich sprzedawania był niekiedy oszukańczy". Tzw. polisolokaty to ubezpieczenia na życie i dożycie z ubezpieczeniowymi funduszami kapitałowymi. Są one skonstruowane w taki sposób, że niewielka część składki trafia na ubezpieczenie, a w większości pieniądze klientów idą na inwestycje w fundusze. Umowy zawierane są zazwyczaj na wiele lat. Produkty te okazały się niekorzystne dla wielu klientów. W październiku ub.r. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów nałożył na oferujące takie produkty: Aegon TUnŻ, Idea Bank, Open Finance i Raiffeisen Bank Polska kary o łącznej wartości 50,4 mln zł za nierzetelne informowanie o produkcie oraz o prawach i obowiązkach stron umowy.