Bezrobocie rośnie o pół miliona? I co z tego?
W piątek gracze w USA reagowali też, podobnie jak w Europie, na miesięczny raport o amerykańskim rynku pracy.
08.12.2008 09:29
Okazało się, że rynek akcji niespecjalnie się nim przejął. Tak najczęściej przyjmuje ten właśnie raport. Odnotować jednak trzeba, że raport był dramatyczny w swojej wymowie. W listopadzie zatrudnienia w sektorze pozarolniczym zmniejszyło się o 533 tysiące miejsc pracy. Był to spadek największy od 1974 roku. Oczekiwano ubytku 340 tysięcy. Stopa bezrobocia wzrosła z 6,5 do 6,7 procent. Zauważyć trzeba, że tak potężny spadek zatrudnienia nastąpił w listopadzie, kiedy to rozpoczyna się w USA sezon przedświąteczny i tymczasowe zatrudnienie zazwyczaj mocno rośnie. Niedobrą informację miała też Mortgage Bankers Association. W trzecim kwartale ilość kredytobiorców spóźniających się o 30 lub więcej dni ze spłatą i tych, którym bank przejął dom sięgnęła 10 procent.
Całkiem zwariowane rzeczy działy się jak zwykle na rynku akcji. Owszem, indeksy spadały i po godzinie spadki sięgały już trzech procent, ale od tego momentu popyt spokojnie i bez przerwy podnosił ceny akcji. Nawet szkodząca sektorowi surowcowemu przecena surowców nie zatrzymała obozu byków. Powód tego rajdu? Tylko i wyłącznie technika, czyli w tym przypadku spekulacja. Po tym godzinnym spadku zarówno indeks S&P 500 jak i NASDAQ uderzyły w poziomy zbliżone do poziomu poniedziałkowego zamknięcia (przypominam, że wtedy spadły po 9 procent, a potem przez dwa dni mocno rosły), co musiało wywołać popyt do tablicy.
Wymyślanie powodów, dla których rynek zachował się tak „byczo” (indeks mocno wzrosły) nie ma specjalnie sensu. Koniec roku, nadzieje na pomoc rządu, czekanie na uratowanie sektora producentów aut itp. itd. „Oficjalne” tłumaczenie jest takie: ubezpieczyciel Hartford Financial Services podniósł prognozę, a generalnie gracze uważają, że to były najgorsze dane, a teraz już mogą być tylko lepsze. Między innymi dlatego rosły ceny akcji w sektorze finansowym. Poza tym pocieszano się tym, że duże spadki ceny ropy pomogą konsumentom. To pierwsze wytłumaczenie jest bezsensowne, to drugie i trzecie ma jakiś sens, ale najważniejsza była technika.
Dzisiaj są dwa czynniki mogące pomóc bykom. Po pierwsze liczne źródła twierdzą, że Demokraci porozumieli się z rządem w sprawie tymczasowej pomocy dla producentów aut. Po drugie podczas weekendowych wystąpień w radiu i telewizji Barack Obama zapowiedział, że jego program inwestycji w infrastrukturę będzie największy od czasów administracji Eisenhowera. Ma on zwiększyć zatrudnienie o 2,5 miliona. Prawdę mówiąc to odgrzewany kotlet, bo Obama wcześniej już to obiecywał, ale jak pretekst do zwyżki nadaje się znakomicie.
GPW zachowała się w piątek zgodnie z oczekiwaniami. Początek sesji był lekko spadkowy, a potem indeksy wróciły do poziomu czwartkowego zamknięcia. Co prawda potem WIG20 spadł pociągnięty w dół przez nurkujące indeksy europejskie (spadały po blisko trzy procent), ale odnotować trzeba, że był to spadek niewiele większy od jednego procenta, a na rynku nie było widać najmniejszej nerwowości. Dopiero na godzinę przed publikacją danych podaż nie wytrzymała. Niedźwiedzie uderzyły i WIG20 wyłamał się z trendu bocznego, w którym przebywał przez dwie godziny. W tym samym czasie załamała się cena miedzi, a ropa powróciła do spadków, co dodatkowo zaszkodziło naszemu rynkowi. Kropkę na i postawiły fatalne dane z amerykańskiego rynku pracy, ale nawet wtedy paniki nie było, a indeksy spadały dużo mniej niż w innych krajach europejskich, gdzie traciły po 4 i więcej procent. Zachowanie GPW w czwartek i w piątek nie pozostawia żadnych wątpliwości: rynek bardzo chce wzrostu, a OFE mają mnóstwo gotówki i mogą z nim zrobić to,
co chcą.
Komentarz przygotował
Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi