Bollywood i disco polo

Pierwszy raz pokazówka w martwym sezonie nie była tylko skokiem na kasę.

Bollywood i disco polo
Źródło zdjęć: © rp.pl | rp.pl

18.12.2014 | aktual.: 18.12.2014 02:48

Tenisiści zawsze narzekali, że ich wakacje są za krótkie, a gdy tylko mieli chwilę wolnego między turniejem Masters a początkiem nowego sezonu, grali lukratywne pokazówki.

W ubiegłym roku Roger Federer i Rafael Nadal dostali po milionie dolarów za kilka meczów w Ameryce Południowej. Było to wskazywane jako skrajny przykład chciwości ludzi i tak arcybogatych.

Dlatego, gdy w tym roku pojawiła się informacja o tym, że świetny hinduski deblista Mahesh Bhupathi zaprasza w grudniu na cykl turniejów (Filipiny, Singapur, Indie i Zjednoczone Emiraty Arabskie), a gwiazdorzy przebierają nogami, by tam pojechać, nawet kontuzjowany przed finałem Pucharu Davisa Francuz Jo-Wilfried Tsonga, do głowy znów przychodziły same złe myśli.

Ale impreza bardzo zyskała przy bliższym poznaniu (pokazywała ją TVP Sport)
. Wszyscy bawili się świetnie, publiczność dopisała, bo kto nie chciałby zobaczyć Pete'a Samprasa, Rogera Federera czy Novaka Djokovicia, którym obok kortu kibicują koleżanki z drużyny Maria Szarapowa czy Ana Ivanović. Mikst Szarapowa - Murray też miał swój wdzięk.

To był oczywiście tenis odrobinę ludyczny, tym bardziej że zrezygnowano z gry na przewagi przy stanie 40:40, nie było powtórek serwisu, gdy piłka przy podaniu dotknęła siatki, dźwiękowy sygnał przypominał, że minęło 20 sekund przeznaczone na przygotowanie gracza do serwisu (to rozwiązanie należałoby natychmiast wprowadzić do cyklu turniejów ATP)
.

International Premier Tennis League (IPTL) to jest pierwsza udana propozycja zmierzająca do tego, by tenis trafił do nieco innej publiczności niż ta, która śledzi, trzeba przyznać, odrobinę aseptyczny Wimbledon.

Prawdziwa wartość tenisisty będzie wciąż ustalana podczas Wielkich Szlemów i cyklu ATP, ale sukces azjatyckiego tenisowego disco polo (lub raczej Bollywood) dowodzi, że dobry pomysł może się przebić.

Andre Agassi, któremu brakować może wszystkiego oprócz pieniędzy, powiedział, że jeśli w przyszłym roku znowu go zaproszą, gotowy jest ostro trenować, by grać lepiej. Federer i Djoković przyznali, że znakomicie się bawili i też wrócą. Oczywiście podstawowym magnesem są pieniądze i świetna organizacja (prywatny odrzutowiec woził graczy z miasta do miasta), ale gdy oglądało się w telewizji te pokazowe mecze, Gaela Monfilsa w ramionach Any Ivanović i Szarapową, która wreszcie wyglądała sympatycznie, uśmiech na ustach pojawiał się sam.

Liga IPTL powinna mieć miejsce w naszym sporcie. Tu jest więcej interakcji, zabawy, reguły są inne. Podoba mi się pomysł, by pokazać tenis z innej perspektywy i w tych częściach świata, gdzie nie jest zbyt popularny" - powiedział Federer gazecie „L' Equipe".

Zobaczymy, co z tego wyrośnie, ale trudno wykluczyć, że wkrótce taka liga pojawi się i w Europie, choć tu może być trudniej, bo klasycznego tenisa mamy dużo więcej niż Filipińczycy. Jedno jest pewne - do pięknej Areny w prastarym Krakowie tenis na wesoło pasuje dużo bardziej niż walki w klatce lub nawet bez klatki.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)