Boże, ratuj samorząd przed „naprawiaczami”
Podstawą samorządności jest zapewnienie obywatelom swobody decyzji w sprawach, które ?ich dotyczą. Zakazy i nakazy nie poprawią sytuacji. Zmiany muszą iść w innym kierunku - pisze prof. Jerzy Regulski.
16.12.2014 | aktual.: 17.12.2014 12:11
Wybory lokalne wyniosły sprawy samorządowe na czołówki gazet. Ale jak zawsze nie po to, aby wyrazić uznanie dla ogromnych osiągnięć samorządu, ale głównie po to, by go skrytykować czy po prostu zgnoić.
Odezwali się „naprawiacze", którzy wiedzą najlepiej, jak stworzyć idealne państwo. Tytuły grzmiące, że samorząd jest w ślepej uliczce, a właściwie to w ogóle go nie ma, uniemożliwiają konieczną, spokojną dyskusję. Z przykrością przeczytałem felieton Kazimierza Kutza („Gazeta Wyborcza", Katowice), którego bardzo szanuję za osiągnięcia reżyserskie. Ma on prawo wypowiadać się jako obywatel o samorządzie. Ale czy jego wypowiedzi muszą tak daleko odbiegać od rzeczywistości?
Nie tędy droga
Przecież porusza się po Katowicach i metropolii górnośląskiej. ?I chyba zauważył, że przez ostatnie 25 lat co nieco się zmieniło. I dzięki komu? Ptaszki przyniosły zmiany? A może zrobiły to właśnie te skłócone diabły? Warto się chwilę zastanowić, zanim się coś napisze. Ale jednej rzeczy nie wolno robić. ?Nie wolno wylewać swojej żółci na rzeczywistość, aby obrzydzać życie następnemu pokoleniu. Jeśli ktoś chce być „wieprzem prowadzonym do rzeźni" („Newsweek" 49/2014), to przykra, ale osobista sprawa. I nie upoważnia do opluwania rzeczywistości.
Wróćmy jednak do rzeczy. Charakterystyczną cechą „naprawiaczy" jest to, że wspierać demokrację i samorządność chcą poprzez zakazy i nakazy. Wydaje się to absurdalne. Bo przecież samorządność polega na tym, że każdy rządzi się sam, demokracja zaś na tym, że społeczeństwo samo rozwiązuje swoje problemy. Ale „naprawiacze" uważają, że nie wolno na to ludziom pozwolić. Oni wiedzą lepiej, czego innym potrzeba. Ostatnio stało się modne wezwanie do ograniczenia liczby kadencji wójtów, bo przecież społeczności lokalne są głupie i nie wiedzą, kogo wybierają. Może dane z ostatnich wyborów ograniczą te zapędy. W sześciu największych miastach zmiany rzekomo niewzruszalnych prezydentów nastąpiły w dwóch przypadkach. Czyli pełna rotacja nastąpi w ciągu trzech kadencji. Czy jest powód do ingerencji ustawodawcy?
Łatwo jest psuć
Nie mam danych o zmianach wójtów i burmistrzów mniejszych miast. Redaktor Tomasz Krzyżak w „Rzeczpospolitej" pisał już na dwa dni przed wyborami, że się nic nie zmieni i będą rządzić ci sami paskudni. Ciekawe, skąd on to wiedział? Powstrzymam się od komentarzy.
Słyszę odżywające hasło „nikt nie może być sędzią we własnej sprawie" i żądanie wprowadzenia dalszych zakazów. Warto przypomnieć, że właśnie pod tym hasłem odrzucono w 1989 roku model samorządu, który dziś chcielibyśmy przywrócić. Psuć łatwo.
Pan Krzyżak proponuje dalsze zakazy. Pozbawieni praw wyborczych mają być pracownicy instytucji samorządowych. Pozbawić podstawowych praw obywatelskich z tytułu miejsca pracy? A gdzie konstytucja? Wykluczyliśmy już tych, którzy prowadzą działalność w gminnym lokalu. Wprowadziliśmy bezsensowne i szkodliwe oświadczenia dla radnych. Zakazujmy dalej. Za chwilę uznamy, że tylko bezrobotni mogą głosować. A właściwa droga jest inna. Trzeba upubliczniać działalność radnych i wprowadzić głosowania imienne. Wtedy będzie wiadomo, czy radny reprezentuje mieszkańców.
Ograniczenia są zbędne
Zmiany są konieczne. Obecny ustrój został zaprojektowany dla społeczeństwa z 1989 roku. Dziś jest ono zupełnie inne. Ma inne umiejętności i inne narzędzia działania. Dysponuje innymi środkami, ale też ma inne aspiracje, cele i potrzeby. Postaram się wkrótce zabrać głos w tej sprawie.
Pamiętajmy, że podstawą samorządności jest danie ludziom swobody decyzji w sprawach, które ich dotyczą. Wszelkie zakazy ograniczają samorządność i demokrację. Wierzmy w mądrość i odpowiedzialność obywateli.
Autor jest prezesem Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej