Brak systemu
Jeśli chcemy, by polski sektor obronny był mocny i mógł utrzymać potencjał badawczo-rozwojowy, to nie może produkować wyłącznie pod potrzeby polskiej armii. Armia, z policją i strażą graniczną, nie utrzyma tego przemysłu - uważa Sławomir Kułakowski, prezes Polskiej Izby Producentów na rzecz Obronności Kraju
02.09.2010 16:31
Jeśli chcemy, by polski sektor obronny był mocny i mógł utrzymać potencjał badawczo-rozwojowy, to nie może produkować wyłącznie pod potrzeby polskiej armii. Armia, z policją i strażą graniczną, nie utrzyma tego przemysłu - uważa Sławomir Kułakowski, prezes Polskiej Izby Producentów na rzecz Obronności Kraju
Jak polski przemysł zbrojeniowy wykorzystuje swój potencjał w zakresie opracowywania i wdrażania nowych produktów i technologii na rzecz obronności?
- Wszystko zależy od obowiązującego programu modernizacji sił zbrojnych. Istniejący potencjał jest wykorzystywany dwojako. Po pierwsze, na badania, na które w budżecie było przeznaczone 2,5 mld zł, czyli 500 mln zł rocznie, ale… z różnych powodów ten budżet nie jest w całości wykorzystywany przez polski przemysł obronny, bo pewne tematy badawcze nie są skoordynowane między Ministerstwem Obrony a Ministerstwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego – czasami ten sam temat realizuje kilka firm. Ponadto MON nie zawsze potrafi określić co będzie go interesowało i w jakim kierunku powinny być prowadzone badania. Nie ma – na co wciąż zwracam uwagę – strategii rozwoju tej branży i strategii wykorzystania potencjału badawczo-rozwojowego tego sektora i uruchomienia, w sposób systemowy, prac badawczych i wdrażania nowych wyrobów.
Wszystkie nowości są często zasługą poszczególnych firm, które starają się wyprzedzać oczekiwania MON, albo czasami resortu, który nagle stwierdzi, że interesuje go jakieś nowatorskie rozwiązanie. Dlatego aż się prosi o określenie celów strategicznych do 2025 roku.
Te pieniądze są z budżetu MON?
– Nie. To są pieniądze z budżetu państwa, których dysponentem jest MNiSW. Założono, że co roku przez 5 lat, 500 mln zł może być do dyspozycji sektora obronnego, o ile przedstawi sensowne projekty badawczo-rozwojowe.
A MON nie finansuje badań?
– Nie. Finansuje jedynie projekty rozwojowe i wdrożenia kwotą około 200 mln zł rocznie. Generalnie finansuje zakupy gotowych wyrobów.
Czy koordynatorem badań nie mogliby być liderzy konsorcjów skupiających firmy zbrojeniowe?
– Praktycznie będzie jedno konsorcjum, bo Agencja Rozwoju Przemysłu wycofuje się ze zbrojeniówki. Natomiast Bumar skupia jedynie firmy, w których Skarb Państwa ma swoje udziały, ale poza konsorcjum funkcjonuje wiele firm prywatnych. W planach Bumaru było stworzenie centrum badawczo-rozwojowego, które miało koordynować badania, ale nadal są to plany. Niemniej ten proces się rozpoczął z chwilą włączenia do Bumaru kilku firm badawczo-rozwojowych, jak Ośrodek Badawczo-Rozwojowy Urządzeń Mechanicznych w Gliwicach OBRUM, Ośrodek Badawczo-Rozwojowy Sprzętu Mechanicznego w Tarnowie czy Przemysłowy Instytut Telekomunikacji w Warszawie.
Jednak potrzebna jest koordynacja, która obejmie również firmy prywatne, bo te prężniejsze angażują własne środki na realizację projektów, o których wiedzą, że armia może ich potrzebować. Oczywiście, jednocześnie sięgają po dofinansowanie. Niestety, dużo rzeczy powstaje na zasadzie przewidywania: co by było gdyby! W USA armia ogłasza przetarg na opracowanie prototypu jakiegoś wyrobu, a następnie zamawia jego wykonanie w dwóch wybranych najlepszych firmach, które przedstawiają prototypy do badań. Najlepszy armia kupuje i składa zamówienie na produkcję określonej liczby tego wyrobu.
To dlaczego w Polsce nie jest podobnie?
– Brak systemu. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, by go stworzyć. Wówczas mielibyśmy konkurencję, a koszty badawcze zostałyby obniżone, ale… W systemie musiałoby być zagwarantowane, że po pomyślnym zaopiniowaniu prototypu wchodzi on do produkcji, a nie trafia – jak wiele rozwiązań – na półkę.
Zgodzi się pan ze mną, że światowe koncerny zbrojeniowe na badania przeznaczają więcej niż cały budżet na naukę w Polsce. Jak w tej sytuacji Dawid ma walczyć z Goliatem?
– Rzeczywiście. W USA na badania i rozwój przeznacza się co najmniej dwa razy więcej niż w Unii Europejskiej, a Polska – kilkakrotnie mniej niż UE. Przyjmuje się, że na B+R firmy powinny przeznaczać około 10 proc. obrotu. W polskich realiach są to mizerne resztki. Dlatego tym bardziej powinniśmy zracjonalizować wydawanie tych środków wyskrobanych w budżecie na B+R. Trzeba też stworzyć system, któryby w jakiś sposób firmy przymuszał na zwiększenie środków przeznaczanych na B+R. To mogą być jakieś ulgi. Z drugiej strony, są też firmy, które już dziś cały zysk przeznaczają na badania i mają produkty, które będą wprowadzane za 4 lata. Trzeba też zablokować dublowanie tematów, co powinny robić w MNiSW komisje przyznające dofinansowania. I wybierać te tematy, których realizacja daje szansę skoku technologicznego. A często zajmujemy się tematami, które na świecie już dawno zostały rozstrzygnięte. Lepiej kupić technologię i ją unowocześniać.
Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że skoro jesteśmy w NATO i Unii Europejskiej, to nie wyważajmy otwartych drzwi i zamiast kombinować, kupujmy uzbrojenie u renomowanych producentów. W pewnej mierze tak się stało, bo na własne życzenie już oddaliśmy część rynku, na który weszły firmy zagraniczne, i niektóre gałęzie przemysłu, np. elektroniczny czy agd. Oczywiście, niektóre wyroby agd były produkcją cywilną firm zbrojeniowych. Sztandarowym przykładem była pralka SHL. Uważam, że pewne branże są motorem postępu. Jedną z nich jest branża zbrojeniowa, w której wymyśla się i testuje najnowocześniejsze technologie. Później one trafiają do branży cywilnej, jak teflon, kevlar, goretex czy nanotechnologie itd.
Ponieważ na świecie jest duża konkurencja, więc znajdźmy sobie niszę produktową – polską specjalność. Ale by ją stworzyć trzeba wrócić do rozwiązań z czasów PRL. Przy premierze działał Komitet Społeczno-Obronny Rady Ministrów, w strukturze Kancelarii Prezesa Rady Ministrów był Komitet Gospodarczo-Obronny, na którego posiedzeniach planowano działania strategiczne w skali całego kraju, dyskutowano o kontraktach międzyrządowych, które obecnie chcą podpisywać kraje azjatyckie. Takich struktur nie ma. W Kancelarii Prezesa Rady Ministrów nie ma żadnej komórki, która by się zajmowała koordynacją działań w zbrojeniówce. Dziś ma ona kilku właścicieli: Ministerstwo Skarbu Państwa, Ministerstwo Gospodarki, Ministerstwo Obrony Narodowej, które tworzą „Trójkąt Bermudzki” polskiego przemysłu zbrojeniowego. Dlatego nie dziwmy się, że nasza pozycja w badaniach i produkcji na arenie międzynarodowej jest mizerna. Bo przecież uruchomienie ważnych inwestycji wymaga zaangażowania budżetu państwa, albo wyraźnego impulsu
skierowanego do firm prywatnych.
To co, pana zdaniem, może być tą polską specjalnością?
– Lotnictwo z Polski odleciało, choć jesteśmy potęgą w dziedzinie śmigłowców, ale to dzięki kapitałowi zagranicznemu. To Sikorsky w PZL Mielec i Augusta-Westland w PZL Świdnik, ale te firmy mają własną strategię i w każdej chwili mogą, co zrobił FIAT w Tychach, przenieść produkcję do innego zakładu. Natomiast tymi niszami mogą być nadal systemy radiolokacyjne – takich producentów jak Radwar i PIT, różnego rodzaju automatyczne systemy dowodzenia i łączności – Radmor, Transbit – radiolinie, Kenbit – sprzęt łączności i informatyki oraz oprogramowanie, WB Electronics – elektronika i systemy informatyczne, Teldat – urządzenia i systemy teleinformatyczne, DGT – technologie i sprzęt związane z telekomunikacją i informatyką. Mogą one z powodzeniem konkurować na niektórych rynkach.
Kolejną niszą mogą być systemy obrono przeciwlotniczej średniego i bliskiego zasięgu. Dwa zestawy sprzedaliśmy Indonezji. Na razie są wyposażone w rakiety Grom, ale być może w niedalekiej przyszłości zostaną zastąpione rakietami Piorun o zasięgu do 6 km. Przez najbliższe lata naszą perełką eksportową może być modernizacja sprzętu postradzieckiego, a więc przystosowanie go do współczesnych standardów, nie tylko NATO. To m.in. zastąpienie układów analogowych cyfrowymi, poprawienie mobilności, skuteczności ognia itp. Taki sprzęt jest używany w kilkunastu krajach, które w swoich planach zakładają jego modernizację. Powinniśmy jednak zmienić sposób myślenia: nie sprzedawać zmodernizowanego sprzętu a zaoferować transfer technologii i udział polskich ekspertów, którzy miejscowych pracowników nauczą jak to zrobić – wykorzystując naszą dokumentację – w ich zakładach. Takie podejście w wielu krajach było ciepło przyjmowane. A trzeba wiedzieć, że wariantów tej modernizacji jest wiele. Startowanie w przetargach skazane
jest na porażkę, bo cenowo nie jesteśmy konkurencyjni. Natomiast mamy szansę na transfer technologii i sprzedaż naszych urządzeń. Trzeba się jednak spieszyć bo za 5 lat temat może być już nieaktualny.
Ale co moglibyśmy modernizować: MIG-i?
– MIG-i zostawmy Rosjanom, bo nie mamy dostępu do niezbędnych komponentów. Natomiast możemy modernizować, bo mamy niezbędne doświadczenie i dokumentację, cały sprzęt pancerny i opancerzony – czyli czołgi i transportery, a ponadto systemy obrony przeciwlotniczej, systemy rozpoznania.
Jaki jest wkład reprezentowanej przez Izbę branży w wyposażenie wojska polskiego na tle zagranicznych producentów?
– Jeśli chodzi o broń, to podstawowe wyposażenie jest polskiej produkcji, która w pełni zaspokaja potrzeby polskiej armii. Podobnie jest z amunicją. Także w 100 proc. wyposażenie pojedynczego żołnierza jest polskie – a więc: mundur, ubranie, buty, plecaki, kamizelki, hełmy itd.
… a noktowizory?
– Także. Choć Polskiemu Centrum Optyki wyrósł konkurent – prywatna firma Etronika. Problem jest ze środkami transportu kołowego. Jedyna jeszcze polska firma – Jelcz Komponenty – dostarcza pewne środki transportu. Polskie są lekkie pojazdy – produkowany ponownie po kilkuletniej przerwie Honker – i obecnie oferowane przez AMZ-Kutno pojazdy patrolowe czy opancerzone, ale gros środków transportu dostarczany jest przez zagraniczne firmy: Mercedes, Iveco czy MAN. Wszystkie transportery opancerzone są produkowane w polskich firmach: Rosomak w Siemianowicach Śląskich czy Ryś i Irbis – produkowane przez Wojskowe Zakłady Motoryzacyjne w Poznaniu na bazie zmodernizowanego Skota. Także możemy dostarczyć 100 proc. środków łączności, ale w ramach różnych funduszy pomocowych dostarcza go też amerykańska firma Harris – na przykład radiostacje krótkofalowe, w które są wyposażone m.in. Hummery. Jeśli chodzi o obronę przeciwlotniczą, to sprzęt do kalibru 35 mm dostarczają polskie firmy. Baterie BM 21 – słynne „katiusze”,
zmodernizowane do wersji „Langusta”, moździerz samobieżny 120 i moździerze stacjonarne są też polskie. Podobnie radary, systemy dowodzenia i radiolinie.
Jesteśmy także w stanie dostarczyć polskiej armii haubice samobieżne Krab. W Hucie Stalowa Wola – we współpracy z Francuzami – kończą się prace badawcze nad kołowym odpowiednikiem Kraba. Przed laty armaty, których w Polsce się nie produkuje, sprowadzaliśmy ze Związku Radzieckiego albo z Czechosłowacji. Nie mamy systemu obrony przeciwlotniczej średniego i dalekiego zasięgu – do standardów natowskich zmodernizowaliśmy sprzęt radziecki, ale rakietom kończą się resursy i co dalej? Jest pomysł, by wykorzystać zakupione do samolotów F-16 rakiety AMRAAM i zamontować je na pojazdach, które wystrzeliwały rakiety Osa czy KUB. Na razie trwają analizy tego projektu. Natomiast jeżeli chodzi o broń przeciwpancerną, to kupiliśmy Spike’a, ale nie wersję o większym zasięgu, którą można zamontować na śmigłowcach.
Praktycznie w obszarach bardzo skomplikowanego sprzętu, gdzie wymagane są duże nakłady na B+R, jesteśmy nieobecni. Nie ma więc w Polsce przemysłu rakietowego, bo niewielki, przenośny Grom, nie może konkurować z europejskimi przeciwlotniczymi i przeciwrakietowymi pociskami średniego i dalekiego zasięgu Aster i Micra, czy amerykańskim systemem sławnych Patriotów. Co najwyżej możemy dostarczać podwozia i radary. Reasumując, polski przemysł obronny zaspokaja potrzeby polskiej armii w 60–70 proc. – kwotowo. Wszystkiego nie jest w stanie wyprodukować, ale tylko dwa kraje na świecie są samowystarczalne. Takim krajem chcieli być Francuzi, ale przez to ich sprzęt jest najdroższy. Niezbędne są decyzje określające co powinno być całkowicie produkowane w Polsce, a co importowane.
Rozmawiał Robert Owczarek