Bronisław Komorowski o szczycie UE: nie jest to dobry sygnał, ale dramatu nie ma

Prezydent Bronisław Komorowski ocenił, że fiasko szczytu UE ws. budżetu na lata 2014-2020 nie jest dobrym sygnałem, jednak "dramatu nie ma". Prezydent zapowiedział, że Polska będzie teraz aktywnie zabiegać o jak najlepszy ostateczny kompromis.

Bronisław Komorowski o szczycie UE: nie jest to dobry sygnał, ale dramatu nie ma
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

24.11.2012 | aktual.: 24.11.2012 15:43

Szczyt UE zakończył się brakiem porozumienia ws. nowego budżetu UE, ale przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy zapewniał o "dużym potencjale zgodności" i szansach na dojście do porozumienia na początku przyszłego roku.

- Oczywiście to nie jest dobry sygnał zarówno do środka UE, jak nie jest to dobry sygnał o UE wobec całego świata zewnętrznego. Ale dramatu nie ma - powiedział Bronisław Komorowski.

Jak zauważył, po fiasku szczytu w UE nastąpi trudny okres, bo "zaczną się targi i ukryte rozmowy, próby przeciągania na swoją stronę, ograniczania solidarności krajów przyjaciół funduszu spójności".

- Będzie grillowanie, przekonywanie, budowanie pomysłów na kompromis w ramach UE, ale kompromis, który może być dla nas lepszy albo gorszy, więc będziemy również aktywni. Będziemy się dogadywali, spotykali, namawiali na utrzymanie solidarności i na wspólną argumentację - oświadczył prezydent.

- Staram się skutecznie zabiegać o to, by pozyskiwać przyjaciół, tych którzy rozumieją potrzeby polskie i wydaje mi się, że to przynosi efekty - powiedział. Jak dodał, przykładem skuteczności takich działań jest to, że na szczycie po stronie Polski stanęła Francja. Prezydent tego kraju Francois Hollande był niedawno gościem w Warszawie.

Komorowski zaznaczył, że Polska oczywiście będzie "walczyć do końca", aby ostateczny kompromis w sprawie budżetu był jak najkorzystniejszy dla kraju. - Ale chciałbym, aby była pełna świadomość w Polsce, że to chodzi i tak o ogromne pieniądze dla Polski, które bez względu na ostateczny wynik tego kompromisu (...) i tak będą oznaczały zupełnie nowe, ogromne szanse na modernizację kraju - zaznaczył Komorowski.

Miller o fiasku szczytu w Brukseli: nie tragizujmy

Przewodniczący SLD Leszek Miller uważa, że fiasko szczytu w Brukseli to nie powód do dramatyzowania, ale czas przed kolejnym szczytem, który należy dobrze wykorzystać na konsultacje. Jego zdaniem polska dyplomacja powinna bardziej zacieśniać więzy z Paryżem.

- Nie tragizujmy. Szczyt umarł, niech żyje następny szczyt, który odbędzie się w styczniu - powiedział Miller na konferencji prasowej w sobotę w Lublinie.

Szef Sojuszu pytany o ocenę zakończonego w piątek szczytu w Brukseli, który nie przyniósł porozumienia w sprawie budżetu Unii Europejskiej na lata 2014 -2020, podkreślił, że dyskusje wokół budżetu są zawsze emocjonujące, ale stanowią one naturalny proces dochodzenia do kompromisu i "nie ma co wysuwać zbyt daleko idących wniosków, że jak liderzy nie doszli do porozumienia, to być może Unia się rozsypie".

-Nic takiego dramatycznego się nie stało. Piłka jest dalej w grze, miliardy euro są dalej w grze, a teraz najważniejsze, żeby te kolejne tygodnie do następnego szczytu zostały właściwie wykorzystane na rozmaite konsultacje tak, aby tym razem w styczniu osiągnąć już porozumienie- powiedział Miller.

Jego zdaniem z zakończonego szczytu dla Polski płynie wniosek, aby lepiej współpracować w tej sprawie z Francją.

-Nasza dyplomacja powinna bardziej zacieśniać więzi z Paryżem niż z Berlinem, albowiem to sojusz pani Angeli Merkel (kanclerz Niemiec-PAP) i premiera Wielkiej Brytanii Davida Camerona, sojusz skąpy, przeciwko tym, którzy łakną tych pieniędzy, doprowadził do fiaska szczytu- powiedział Miller.

Jego zdaniem prezydent Francji Francois Hollande "mówi bardzo podobnym językiem jak premier Tusk". Szef SLD przypomniał, że osobiście rozmawiał z francuskim prezydentem, a premierowi Tuskowi przedstawił też opinie innych lewicowych przywódców europejskich, które mogą pomóc w negocjacjach.

-Warto byłoby lepiej się porozumiewać z Francją, żeby przeciwdziałać temu sojuszowi, który się tej chwili zawiązał, czyli sojuszowi Londyn i Berlin- dodał.

Miller krytycznie ocenił postawę PiS, które po negocjacjach z brytyjskimi konserwatystami tłumaczyło ich stanowisko - że Wielka Brytania chce cięć w budżecie, ale nie kosztem nowych członków UE. Prezes PiS Jarosław Kaczyński ocenił, że premier Tusk "popełnia wielki błąd negocjacyjny stawiając Wielką Brytanię jako przeciwnika".

-Ja uważam to za karygodne. Jeżeli pan prezes Kaczyński stoi po stronie Davida Camerona, który domaga się cięć w wysokości aż 200 mld euro, to pan prezes Kaczyński działa przeciwko polskiej racji stanu- - powiedział Miller.

-Opowieści o tym, że cięcia, których domaga się Cameron, będą tak skonstruowane, że nie dotkną Polski, są bajką. I dziwię się, że pan prezes Kaczyński może to traktować poważnie - dodał.

Szef Sojuszu zauważył, że taki postulat Wielkiej Brytanii nie pojawił się na zakończonym szczycie. Jego zdaniem jest on -całkowicie nierealny-, dlatego że kraje, które są płatnikami netto, nigdy się nie zgodzą się na cięcia tylko dla najbogatszych krajów.

Miller podkreślił, że tam, gdzie chodzi o pieniądze dla Polski, to i opozycja i rząd powinny mówić jednym głosem, "bo to są pieniądze nie tylko dla opozycji i nie tylko dla rządu, ale dla Polaków po prostu, dla Polski, dla naszych celów rozwojowych".

Jego zdaniem istotne jest, aby utrzymały się propozycje - które padły na szczycie w Brukseli - dotyczące korzystniejszych zasad wydawania pieniędzy unijnych. Polegałyby one na tym, że wymagany byłby mniejszy udział środków własnych na inwestycje finansowane z funduszy unijnych oraz na możliwości płacenia podatku VAT ze środków unijnych.

-To usatysfakcjonowałoby nasze samorządy. W sytuacji, gdy borykają się one z brakiem środków własnych, to jest bardzo ważne. Miejmy nadzieję, że te sugestie zostaną utrzymane na kolejnym szczycie - zaznaczył Miller.

Piechociński: Europa jest coraz mniej solidarna

Zdaniem prezesa Janusza Piechocińskiego zakończony szczyt UE pokazał, że Europa jest coraz mniej solidarna, a kryzys ujawnił tylko walkę o swoje.

- To już nie jest Europa kilku prędkości, to zaczyna być Europa, w której walka o pieniądze ujawnia głębokie sprzeczności - powiedział szef ludowców w sobotę w Sieradzu na spotkaniu z mediami.

Dwudniowy szczyt zakończył się brakiem porozumienia, ale przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy zapewniał o "dużym potencjale zgodności" i szansach na dojście do porozumienia na początku przyszłego roku.

Jak przyznał Piechociński, na to co wydarzyło się w Brukseli, nie patrzy on ani pesymistycznie ani optymistycznie. Według niego strona Polska nie popełniła żadnego błędu. Profesjonalnie i racjonalnie budowała sympatię i koalicję na tym szczycie. Teraz, jak mówił, przede wszystkim eksperci, a nie politycy muszą bardzo dokładnie przeanalizować co dalej. Jest jednak przekonany, że styczniowe rozmowy wcale nie będą łatwiejsze, bo nie sądzi, aby zbliżono stanowiska. Według niego Europie potrzebna jest umiejętność współpracy i działania nie tylko w wymiarze politycznym i gospodarczym. Jak mówił, kryzys ujawnił bardzo doraźne traktowanie Europy w wymiarze partykularnych często przeciwstawnych sobie interesów. Media we Francji: przegrała oś Paryż-Berlin, Londyn górą

Po ostatnim szczycie ws. wieloletniego budżetu UE sojusz Francji i Niemiec osłabił się - zaznaczają w sobotę francuskie media. Prasa krytykuje "nieczytelne" stanowisko Paryża w negocjacjach i odnotowuje, że W. Brytanii udało się wyjść z politycznej izolacji.

Lewicowy dziennik "Liberation" zaznacza, że po czwartkowo-piątkowym szczycie w Brukseli "przywódcy europejscy wracają do domu z budżetem, który jest w depresji". Gazeta pisze wręcz o "osamotnieniu Francji" w negocjacjach, krytykując "nieczytelne" - jej zdaniem - stanowisko prezydenta Francois Hollande'a.

Jako płatnik netto Francja chce redukcji unijnego budżetu w porównaniu z propozycją Komisji Europejskiej, ale jednocześnie broni wydatków na Wspólną Polityki Rolną i na politykę spójności.

"Paryż mówi o swoim poparciu dla wzrostu, ale jest gotowy ciąć wydatki na badania naukowe i rozwój, gdyż jest to dla niego jedyny sposób zmniejszenia francuskiej kwoty wpłacanej do budżetu europejskiego" - pisze "Liberation".

Z drugiej strony Hollande nie chce ustąpić w walce o zachowanie budżetu Wspólnej Polityki Rolnej i trzyma się "w sposób anachroniczny" - jak uważa gazeta - francuskiej tradycji, która "zabrania odwracania się plecami od rolników".

Zdaniem korespondenta "Le Monde" w Brukseli, zakończony w piątek szczyt pokazał "bardziej niż kiedykolwiek, że w okresie kryzysu rządy pragną bronić swoich interesów narodowych". Według "Le Monde" "David Cameron ponosi istotną odpowiedzialność" za klęskę szczytu.

"Jednak brytyjski premier nie jest jedynym odpowiedzialnym. On nawet starał się w ostatnich godzinach wyjść z konstruktywnymi inicjatywami" - uważa "Le Monde". Gazeta zarzuca też obecnym socjalistycznym władzom Francji brak jasnego stanowiska w negocjacjach budżetowych.

"Prawdziwym wyzwaniem jest pogodzenie stanowisk tych, którzy tak jak Cameron chcą wzmocnienia cięć, i tych, którzy tak jak prezydent (Francois) Hollande nie są skłonni dokonać wyborów, które polityka rygoru zdaje się wymagać" - zaznacza opiniotwórcza francuska gazeta.

Centroprawicowy dziennik "Le Figaro" podkreśla, że "Francji nie udało się na szczycie odizolować Wielkiej Brytanii".

Gazeta uważa, że "niemiecka kanclerz Angela Merkel przypieczętowała impas szczytu budżetowego, uzależniając wszelkie porozumienie od większych oszczędności budżetowych i przede wszystkim odmawiając izolowania (brytyjskiego premiera) Davida Camerona".

Według "Le Figaro" Merkel "stale ponaglała swoich partnerów i przywódców europejskich do gestu wobec Davida Camerona", czemu opierał się Paryż. "Oś francusko-niemiecka wychodzi z tego szczytu wymęczona" - pisze "Le Figaro".

Szczyt UE zakończył się w piątek bez porozumienia ws. budżetu UE na lata 2014-20. Przywódcy krajów Unii powrócą do negocjacji na początku przyszłego roku.

Ślepi i głusi w Brukseli, klub bogatych w okopie, pęknięcie północ-południe - tak włoska prasa komentuje fiasko szczytu UE w sprawie budżetu na lata 2014-2020. Zdaniem komentatorów Unia, złożona z krótkowzrocznych egoistów, chyli się ku upadkowi. Autor komentarza w "La Stampa" uważa, że budżet zostanie uchwalony. Wyraził jednak ubolewanie, że w Brukseli nie wysłuchano milionów obywateli, patrzących z lękiem w przyszłość. "Totalna głuchota Brukseli wywołuje strach, oburza i budzi żal" - konstatuje "La Stampa".

Włoska prasa znacznie ostrzej podsumowała porażkę w Brukseli niż premier Mario Monti, który mówił po przerwanych obradach, że brak porozumienia "niczego nie przesądza" i że jest jeszcze czas na uchwalenie nowej perspektywy finansowej. Podkreślał też, że nie liczy się szybkie tempo decyzji, ale jej treść.

Przytaczając te słowa szefa rządu gazety kładą przede wszystkim nacisk na głębokie podziały, jakie zarysowały się w Unii.

"Pęknięcie między północą a południem"

"Corriere della Sera" pisze o pęknięciu między północą a południem. Tym razem, dodaje, zazwyczaj grająca osobno Wielka Brytania nie pozostała sama. Także Niemcy, Holandia, Finlandia, Dania i Szwecja - a więc kraje, które do unijnej kasy wpłacają więcej niż z niej otrzymują - domagały się większych cięć.

"Unia Europejska złożona jest z krajów partnerskich. Przynajmniej tak zawsze mówiono, ale już tak nie jest" - stwierdza komentator największego włoskiego dziennika. Nie ma on złudzeń: to koniec europejskiej solidarności.

"Unia bardziej przypomina stowarzyszenie, któremu grozi podział na bloki wierzycieli i dłużników" - dodaje. W ocenie publicysty w ciągu czterech lat kryzysu w Europie pogłębiano tylko podziały, jeden za drugim.

Tylko silne przywództwo może zmienić kierunek marszu Unii Europejskiej - podkreśla się na łamach mediolańskiej gazety, według której takiego rezultatu należało się spodziewać. Oś, nazywana za czasów prezydenta Francji Sarkozy'ego "Merkozy", nosi teraz nazwę: "Camerkel", bo u boku kanclerz Angeli Markel stanął teraz premier Wielkiej Brytanii David Cameron.

"Ta walka może zmienić oblicze Unii"

"La Repubblica" stwierdza, że za walką między "jastrzębiami cięć" pod wodzą Camerona a frontem ich przeciwników kryje się coś więcej: bardziej złożone "wyrównanie rachunków", które zdaniem autora komentarza może zmienić oblicze Unii.

Tym, jak zauważa, należy tłumaczyć niezwykłą ostrożność uczestników obrad, którzy woleli odłożyć definitywne starcie na przyszłość. Ale nie można przeciągać w nieskończoność tej konfrontacji między "sześcioma złymi" zwolennikami cięć i pozostałymi krajami. Tak jak Brytyjczycy, wszyscy muszą zdecydować, czy chcą pozostać "motorem Europy", czy będą próbować ratować się sami - twierdzi autor komentarza.

"La Repubblica" przestrzega też przed groźbą "traumatycznych rozwodów", gdyby następna runda negocjacji także nie powiodła się.

"Ślepi i głusi w Brukseli"

"Ślepi i głusi w Brukseli" - tak unijny szczyt podsumowuje "La Stampa". Przywołuje przy tym obraz Pietera Bruegla "Przypowieść o ślepcach", wiszący w galerii w stolicy Belgii. Turyński dziennik ironizuje, że europejscy przywódcy powinni przyjrzeć się arcydziełu pamiętając o słowach z Ewangelii świętego Mateusza: "Lecz jeśli ślepy ślepego prowadzi, obaj w dół wpadną".

Nie należy dramatyzować - dodaje autor komentarza, który jest zdania, że budżet zostanie uchwalony, a północ i południe zawrą porozumienie. Wyraża jednak ubolewanie, że w Brukseli nie wysłuchano milionów obywateli, patrzących z lękiem w przyszłość. "Totalna głuchota Brukseli wywołuje strach, oburza i budzi żal" - konstatuje "La Stampa".

Źródło artykułu:PAP
kryzys finansowybudżet uniiszczyt ue
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)