Celebryci w biznesie – oni też poznali smak porażki…
Zarówno ich bankructwa, jak i zarobki potrafią fascynować swoją wielkością
27.09.2011 | aktual.: 28.09.2011 13:58
Raz, dwa, trzy, plajtujesz ty…
Moda i gastronomia – w te branże najczęściej inwestują gwiazdy mediów. Zwyczaj znany w świecie przeniósł się również do Polski. Nasze krajowe realia dowodzą co prawda, że nic nie daje tak pewnych pieniędzy, jak reklama. Kto zostaje „twarzą” dużego banku lub np. operatora sieci telefonów, o nic już nie musi się martwić. Pieniądze przychodzą do niego same.
Banków jest jednak mało, a celebrytów – znacznie więcej. Nie do każdego uśmiechnie się szczęście. Trzeba więc brać się za interesy. Te zaś mają to do siebie, że czasami wypalają, czasami nie.
O sukcesach w tym kontekście mówi się jakby chętniej, a niepowodzenia zbywa ogólnikami. Chociaż… nie brakuje też i takich metod promocji, w których porażka biznesowa również może okazać się formą lansu. Jeśli ktoś stracił pół miliona złotych, a mimo to nadal jeździ jaguarem i mieszka w luksusowej willi, to taka odporność na ciosy musi budzić podziw.
Do aktorów dobrze umiejscowionych w biznesie zalicza się dzisiaj Marka Kondrata. Stała współpraca z bankiem i własna sieć sklepów winiarskich – to oznacza, że aktor ma fart i smykałkę do interesów. Nie zawsze jednak tak było. Początki nie były najlepsze. Jeszcze w latach 90. Kondrat wraz z Bogusławem Lindą, Wojciechem Malajkatem i Zbigniewem Zamachowskim zainwestował w sieć restauracji o nazwie Prohibicja. Media czyniły porównania z inicjatywą Bruce’a Willisa i Sylvestra Stallone, którzy wcześniej wpadli na podobny pomysł.
A jednak nie wypaliło. Biznes firmowany przez aktorów, określanych czasem jako „mocni ludzie polskiego kina”, nie powiódł się. Prohibicja nie zdołała utrzymać się na rynku. Pechowe „Sza”, nieudane „Szu”
Cztery miliony do tyłu na „Sza”, czterysta tysięcy – na „Szu”. Z takimi stratami, według tabloidowych informacji, musieli pogodzić się znani polscy aktorzy. Grażynie Szapołowskiej nie powiodło się z kosmetykami, które wzięły nazwę od jej nazwiska. Z kolei Janowi Nowickiemu i promowanej przez niego odzieży nie pomogła legenda filmu „Wielki Szu” i jednej z najwybitniejszych ról, jakie zagrał.
To niejedyne przypadki nieudanych aktorskich prób w biznesie. Bycie na co dzień mężczyzną eleganckim nie wsparło Krzysztofa Kolbergera, którego firma odzieżowa KK szybko zniknęła z rynku. Straty w dziedzinie gastronomii ponieśli m.in. Andrzej Piaseczny, Borys Szyc i Katarzyna Figura (ta ostatnia dwójka – wspólnie). A o biznesowych niepowodzeniach Michała Wiśniewskiego, który próbuje sił zarówno w gastronomii, jak i w ciuchach, wiadomo od dobrych trzech lat.
Błędy w organizacji kampanii promocyjnej, mało wyrazisty produkt, zbyt wysokie ceny – te czynniki niekiedy okazują się ważniejsze od znanej twarzy i sławy lubianego aktora. Wtedy trzeba pogodzić się z porażką.
Trzeba jednak przy tym pamiętać, że strata nie zawsze oznacza automatyczne uszczuplenie zawartości celebryckiego portfela. Czasami chodzi raczej o brak spodziewanego dopływu gotówki. W historiach nieudanych biznesów polskich gwiazd można przeczytać, że wraz ze wspólnikami włożyli np. milion dolarów w nierentowny biznes. Ile z tego miliona należało do wspólnika, ile do celebryty – o tym najczęściej się nie mówi. Pomijając już kwestię zasadniczą: jaka część tej działającej na wyobraźnię sumy istniała w rzeczywistości. Cudze porażki nie martwią, a nawet cieszą
Niefortunne posunięcia biznesowe mogą doprowadzić do krachu. W takim przypadku znany z niepohamowanego wydawania pieniędzy celebryta będzie musiał powstrzymać się z wizytami w modnych klubach i markowych sklepach.
Co mu pozostaje? Liczyć na intratny kontrakt, najlepiej w reklamie. Od czasów afery z ujawnieniem gaży Szymona Majewskiego wiadomo już w oparciu o konkretne sumy o tym, o czym wcześniej mówiło się nie do końca oficjalnie. Reklama to dla celebrytów prawdziwa żyła złota!
Majewski za udział w reklamie banku ma otrzymać w ciągu dwóch lat 3,3 mln zł brutto. Daje to, według obliczeń ekspertów, którzy natychmiast zajęli się tym faktem, mniej więcej 1,3 mln zł netto rocznie. To z kolei oznacza, że miesięczna „bankowa” pensja satyryka wynosi ponad 100 tys. zł.
Z tego wszystkiego widać jednak, że celebryci – podobnie jak my wszyscy – nie mają uniwersalnego sposobu na sukces w biznesie.
Złośliwi mawiają, że ci, którym się nie powiodło, powinni zająć się tym, co naprawdę potrafią: grą na scenie lub występami w TV.
Co by się jednak stało, gdyby celebryci przestali brać się za biznesy? I gdybyśmy nie mogli już czytać o ich finansowych porażkach? Życie na pewno byłoby smutniejsze…
Tomasz Kowalczyk/JK