Chamski czy nieudacznik - jakiego szefa wybierasz?

Choć bywają chamscy i złośliwi, to wolimy szefów, którzy osiągają sukcesy. Sympatyczny nieudacznik, który nie potrafi ogarnąć zespołu, dopilnować terminów ani przygotować skutecznej oferty, nie jest pożądanym przełożonym.

Chamski czy nieudacznik - jakiego szefa wybierasz?
Źródło zdjęć: © Thinkstock

04.10.2012 | aktual.: 05.10.2012 08:55

Choć bywają chamscy i złośliwi, to wolimy szefów, którzy osiągają sukcesy. Sympatyczny nieudacznik, który nie potrafi ogarnąć zespołu, dopilnować terminów ani przygotować skutecznej oferty, nie jest pożądanym przełożonym.

Przekonała się o tym Agata, która niedawno zmieniła pracę. W poprzedniej firmie jej szef był twardy. Z gatunku tych, którzy bez oporów powiedzieliby niepełnosprawnej osobie na wózku, że skoro ręce ma sprawne, to może samodzielnie wjeżdżać i wyjeżdżać z autobusu. Wymagał, pilnował, krytykował, często w niezbyt wybrednych słowach. Ale na koniec dnia harmonogram prac był zrealizowany, a wszystkie dokumenty podpisane i uporządkowane. W nowej firmie natomiast menedżer był miękki, niezorganizowany. Ciągle szukał jakichś papierów, oddzwaniał do klientów dopiero następnego dnia po wiadomości od nich. Kiedyś pięć razy prosił ją ponowne o przesłanie pewnej tabelki, ponieważ nieopatrznie skasował cztery poprzednie maile i nie zachował załącznika. Mimo to Agata nie myśli o zmianie pracy.

Odwrotna zmiana szefa - z nieudacznika na dupka - przydarzyła się Tomkowi. Przez pierwsze dwa miesiące czuł się, jakby grał świeżego rekruta w kiczowatym filmie o podłym sierżancie. Długość przerw obiadowych była sprawdzana co do minuty. Żadnego przeglądania internetu bez związku z obecnie realizowanym projektem. Wygląd dokumentów musiał być idealnie zgodny z szablonem. Kiedyś szef wygłosił 10-minutową tyradę na temat zasadności zatrudniania kobiet na stanowiskach wyższych niż sprzątaczka tylko dlatego, że jedna koleżanka wyszła na spotkanie z klientem i zostawiła na swoim biurku nieumyty kubek po kawie. Tomek nosił się z zamiarem odejścia, ale gdy na kwartalnej ocenie działów jego zespół – czyli zespół "sierżanta" - wylegitymował się najlepszą wydajnością, zmienił zdanie. Stwierdził, że dopóki będzie trzymał się reguł i nie będzie brał sytuacji do siebie, wszystko będzie dobrze.

Który szef lepszy?

Historie Agaty i Tomka to przykłady ogólnego podejścia, jakie prezentujemy w stosunku do dupków i nieudaczników. Beata Rzepka, coach kariery, autorka książki "Kariera pod kontrolą” oraz bloga KarierapodKontrola.pl, przeprowadziła niewielką ankietę z prostym pytaniem: „Czy wolisz pracować dla utalentowanego dupka, czy raczej dla słodkiego, dobrodusznego nieudacznika?”. Uzyskane odpowiedzi ją zszokowały. – Nikt nie wybrał pracy dla dobrodusznego nieudacznika. Naprawdę, ani jedna osoba – opowiada ekspertka. – A przecież zdecydowana większość osób poszukujących pracy deklaruje, że jedną z ich najważniejszych potrzeb jest potrzeba dobrej atmosfery w pracy, wzajemnej sympatii i koleżeństwa. Zaspokojenie takiej potrzeby łatwiej znaleźć u poczciwego nieudacznika, który troszczy się o innych i dba o ich dobre samopoczucie. Tymczasem utalentowany dupek pobił z kretesem dobrodusznego nieudacznika.

Dlaczego mając wybór, wybieramy „chamskiego sierżanta”? Beata Rzepka widzi trzy główne powody. – Po pierwsze, podchodzimy do sprawy oportunistycznie. Gdy na rynku pracy liczy się wynik, a nie styl, praca dla dupka jest po prostu bardziej opłacalna dla dalszej kariery. Przy dupku, który osiąga wyniki, można się czegoś nauczyć, rozwinąć zawodowo, wykorzystać swój potencjał, mieć poczucie satysfakcji z dobrze wykonanej pracy. Po drugie, boimy się, że stracimy na tym wizerunkowo. Pracować dla nieudacznika to obciach. Może to również być odebrane jako potwierdzenie, że sami jesteśmy nieudacznikami. W dodatku, wiedza, że jest się lepszym pracownikiem od swojego szefa, a mimo wszystko to właśnie on jest szefem, obniża naszą samoocenę. Po trzecie, traktujemy to jako życiowe wyzwanie. „Jeśli dam sobie z nim radę, to poradzę sobie ze wszystkim” – tak podchodzimy do trudnego w obyciu szefa.

Istnieje jednak druga strona medalu

To, że nikt nie jest zainteresowany podjęciem wyzwania pracy u nieudacznika, świadczy o naszym pasywnym podejściu do pracy, do kariery. To przecież może być świetna okazja do zabłyśnięcia talentem, do przejęcia nieformalnej władzy w dziale lub w zespole. Zwłaszcza że nie wiąże się z tym formalna odpowiedzialność – szef-nieudacznik cały czas pozostaje na stanowisku. Dlaczego tak łatwo rezygnujemy z tak oczywistej szansy na szybkie zrobienie kariery?

– Pracownicy wolą zachować status quo, bo to pozwala utrzymać się na danym stanowisku. To jest prawdziwa potrzeba zawodowa numer jeden. Zwłaszcza dziś, w czasach trudnych ekonomicznie, gdy znalezienie nowej pracy w krótkim czasie nie jest proste – wyjaśnia Beata Rzepka. – Tkwimy więc w pracy, w której mamy szefa-pierdołę, robota się rozłazi, a intelektualnie już od dawna obrośliśmy mchem. Ale tak jest bezpieczniej i wygodniej. Poza tym, wiele firm tego właśnie oczekuje od osób zatrudnianych: rzetelnego wykonania zleconego zadania, bez kombinacji i dzielenia włosa na czworo. Takimi pracownikami łatwiej się zarządza, nie trzeba tworzyć dla nich specjalnych ścieżek rozwoju, nie trzeba zajmować się ich pomysłami.

A zatem, i bezpieczeństwo, i wyzwania można uzyskać zarówno u szefa-dupka, jak i u szefa-nieudacznika. Dlatego zanim zaczniesz bawić się oceną szefa i mierzeniem jego wpływu na twoją karierę, pomyśl na czym tak naprawdę ci zależy. Jeśli nie chcesz całe życie wykonywać czyichś poleceń, jeśli pewnego dnia chcesz osobiście je wydawać podwładnym, to może warto przestać przejmować się opiniami innych i skorzystać z okazji u nieudacznika?

Mario Ludwiński/AS

szefpraca w korporacjianaliza
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)