Chłopiec grał na komputerze. Nagle wybuchła myszka [WIDEO]

Chwile grozy przeżył syn pana Łukasza z miejscowości Kobyle w Małopolskim. Podczas gry na komputerze nagły wybuch rozerwał myszkę komputerową na strzępy. Zdarzenie zarejestrowała kamera.

Hubert Orzechowski

05.10.2018 | aktual.: 09.10.2018 15:08

- Syn przybiegł do mnie i mówi, że myszka mu wybuchła. Nie bardzo wiedziałem, o co mu chodzi. On sam był bardzo zdenerwowany. Myślałem, że po prostu spadła mu na ziemię – opowiada nam pan Łukasz Ćwik, który skontaktował się z nami za pomocą platformy dziejesie.wp.pl.

Kiedy poszedł z synem do pokoju, przekonał się, że jego dziecko nie przesadzało. Urządzenie było w kawałkach, ale to nie myszka wybuchła, ale znajdująca się w niej bateria. – O tyle dobrze, że syn nie trzymał jej wtedy w rękach – mówi pan Łukasz.

Całe zdarzenie zarejstrowały kamery, gdyż dom pana Łukasza jest w całości monitorowany. Na nagraniu widać, jak blisko było do nieszczęścia.

Skąd wzięła się feralna bateria? Pan Łukasz kupił ją w Polsce, w jednym ze sklepów w okolicy swojego mieszkania. Jednak sprawa jej pochodzenia jest bardzo tajemnicza.

Firma, która widnieje na etykiecie baterii, to tzw. no name. Nie ma o niej żadnej informacji w internecie. Żadnej witryny czy choćby wzmianki na stronach z elektroniką.

Obraz
© zdjęcie Użytkownika dziejesie.wp.pl | WP.PL

Idziemy więc tropem numeru seryjnego, który widnieje na bateryjce. To rzuca więcej światła. Wynika z niego, że bateria pochodzi z Chin i ma atest tamtejszego Urzędu Nadzoru, Inspekcji i Kwarantanny Chińskiej Republiki Ludowej. Numer okazuje się symbolem rozporządzenia urzędu, które określa wymagane specyfikacje dla wyrobów elektronicznych sprzedawanych w Chinach.

Jak więc baterie znalazły się w Polsce? To też pozostaje zagadką. - Normy dookreślają, jakie warunki powinny spełniać produkty dopuszczane na unijny rynek. Wprowadzając produkt na rynek polski, wprowadza się go jednocześnie na rynek unijny – słyszymy w Urzędzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów, gdy pytamy o sprawę. - Jeżeli konsument sprowadza coś z Chin, to ze świadomością, że tam już unijne normy nie obowiązują.

Tyle że pan Łukasz kupił baterię w Polsce, a nie na jednym z popularnych nad Wisłą chińskich portali aukcyjnych. Teoretycznie więc bateria powinna spełniać unijne normy, bo Polska jest częścią wspólnego europejskiego rynku.

Jednak nie ma jednego, ogólnounijnego organu, który kontrolowałby jakość produktów. Jak mówi UOKiK, takie kontrole są przeprowadzane wyrywkowo, na terenie całej Wspólnoty przez poszczególne organy państw członkowskich. W Polsce jest to m.in. Inspekcja Handlowa czy Straż Graniczna. - Przed świętami kontroluje się np. lampki choinkowe. W miesiącach wiosennych Komisja Europejska zwykle zleca badania bezpieczeństwa zabawek - wyjaśnia UOKiK.

Poza tym istnieje tzw. RAPEX, czyli Szybki System Wymiany Informacji (Rapid Exchange of Information System). To specjalna platforma, dedykowana produktom, które nie są produktami żywnościowymi bądź farmaceutycznymi. Umożliwia ona kontakt między państwami członkowskimi na temat towarów odzieżowych, butów, kosmetyków, elektroniki czy zabawek.

RAPEX powstał właśnie po to, aby zbierać informacje o takich produktach, jak wybuchająca bateria pana Łukasza. Informacja o niebezpiecznym produkcie, która do tego systemu, dotrze do wszystkich państw członkowskich, co z kolei poskutkuje podjęciem odpowiednich działań.

Na razie pan Łukasz nie podjął decyzji, co dalej zrobić z tą sprawą. W tej chwili pozostaje zadbanie o syna, który przeżył ogromny stres. I większa uwaga przy zakupie baterii. Tylko czy kupując w Polsce baterie z odpowiednim terminem ważności nie mamy prawa oczekiwać, że będą w całości bezpieczne?

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:dziejesie.wp.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)