Ci zawistni współpracownicy

Podcinają kable od komputera kolegom z pracy. Skarżą na nich szefowi, zlecają zadania poniżej ich kwalifikacji. Tacy są zawistni współpracownicy.

Ci zawistni współpracownicy

12.11.2009 | aktual.: 12.11.2009 14:38

Pracownik przyjacielem. W wielu firmach to nie do pomyślenia. Są mili, uśmiechają się a tak naprawdę wbiliby nóż w plecy współpracownika. Czy rzeczywiście tak jest w polskich firmach?

Okazuje się, że wiele zależy od kultury pracy, branży i samego zakładu pracy. Najczęściej do "dziwnych" zachowań pracowników dochodzi w firmach, w których szefowie promują współzawodnictwo. Pracodawcy tłumaczą, że bez tego nie ma wyników. Ściganie się pracowników prowadzi jednak często do niezdrowej konkurencji.

- Pracownicy w naszej firmie pracują nad różnymi projektami, dla różnych klientów - opowiada Anna, pracuje w agencji reklamowej na Śląsku. - Szef zarządził, że najlepsze projekty, wykonane w terminie, będą nagradzane. Na początku rozumieliśmy, że chodzi o zmotywowanie nas. Nikt nie protestował. Ale któregoś razu kolega zobaczył, że ma przecięte kable od komputera. Nie mógł pracować i podejrzewał, że zrobił to ktoś z pracowników, by on nie mógł zdążyć z projektem. Innego razu zauważyłam, że kolor mojego projektu jest inny. Przygotowywałam kampanię męskich kosmetyków. Banner był w kolorze czarno-szarym, ktoś zmienił na wściekły różowy i to akurat w dniu prezentacji. Ledwo zdążyłam go zmienić. Jestem pewna, że ktoś włamał się do mojego komputera. Innym razem słyszałam, że ktoś miał problem z klientem. Podobno otrzymał informacje, że nasza firma jest niewiarygodna. Po sześciu miesiącach współzawodnictwa, pracownicy patrzą na siebie wilkiem. Nie rozmawiają ze sobą. A wcześniej tworzyliśmy naprawdę zgrany zespół.

Weronika jest nauczycielką w jednej poznańskich szkół. Uczy najmłodsze dzieci. W gronie pedagogicznym jest najmłodsza. Twierdzi, że koleżanki mówią o niej źle dyrektorce.
- To dlatego, że zostałam zatrudniona. O moje miejsce walczyło kilka starszych nauczycielek, które chciały dorobić na emeryturze. Pracę dostałem ja i to zaraz po studiach. Moje koleżanki ciągle opowiadają dyrektorce, że sobie nie radzę, że korzystam ze złych metod. Ciągle chodzę na dywanik i muszę się tłumaczyć. Tymczasem dzieci i rodzice są zadowoleni. Inne nauczycielki zwracają mi uwagę, wytykają na każdym kroku błędy. Zamiast wspierać, dołują mnie. Nie chce mi się pracować. Najgorsze, że pewnie w innych szkołach jest podobnie. Z pewnością w innych placówkach jest grono starszych nauczycielek trzymających ze sobą i nienawidzących młodych.

Problem jest też w jednym z pomorskich szpitali. Pracownica nie chce podać nazwy placówki i prosi o anonimowość. Obawia się, że przełożona ją zwolni.
- Byłam pielęgniarką ponad 4 lata w Krakowie i przeprowadziłam się na północ. Znalazłam pracę, ale szybko się zorientowałam, że jest coś nie tak. Musiała wykonywać najgorsze prace, które zwykle należą do salowej. Podawanie nocnika, zmywanie podłóg, sprzątanie po operacjach. Poprzednio zajmowałam się wydzielaniem leków, podawaniem ich, robiła zastrzyki, przygotowywałam pacjentów do zabiegów. Tu właściwie tylko sprzątam. Przełożona mówił, że brakuje salowych i ktoś to musi robić, a ja jestem nowa. Okazało się jednak, że osoby z krótszym doświadczeniem i niższym wykształceniem mają bardziej odpowiedzialne zadania. Usłyszałam, że się ze mnie śmieją za moimi plecami. Gdy któryś z pacjentów miał problemy trawienne, wysłano mnie do posprzątania. Bo koleżanki musiały wyjść na papierosa. Powiedziały tylko: weź kubełek i szmatę i idź do dwójki, bo my tu mamy małą przerwę. Zdenerwowałam się i poszłam do przełożonej. Ona stwierdziła, że przesadzam, ale wezwała je na rozmowę. Koleżanki powiedziały mi później, że skarżę i
że pożałuję tego. Jestem zbulwersowana. Chcę pracować w tym szpitalu, bo mam blisko do domu. Ale atmosfera jest okropna. O koleżeństwie nie ma więc mowy - opowiada nam pielęgniarka.

Czy rzeczywiście koledzy w pracy muszą być dla siebie wrogami? Tworzyć grupy, które wzajemnie się zwalczają? A może zdarzają się w pracy prawdzie przyjaźnie?
- Zdarzają się, choć należą do rzadkości. Wszystko zależy od trybu pracy. Gdy zespół pracuje nad projektem, to dochodzi rzadziej do takich incydentów, bo pracownicy muszą ze sobą współpracować. Gdy szef wprowadza współzawodnictwo, to nastroje między pracownikami automatycznie się pogarszają. Czy ktoś się zaprzyjaźni w pracy, czy nie, to sprawa indywidualna. Ważniejsze jest to, by nie mieć w pracy wrogów, by nie robić sobie na złość, by móc normalnie w tej firmie pracować, by nie tworzyć problematycznych sytuacji. W zespole zawsze jest tak, że ktoś kogoś nie lubi, a kogoś lubi bardziej. Najważniejsze, że zasady koleżeństwa się utrzymuje. W pracy nie wybieramy współpracowników, nikt ich nie będzie do nas dostosowywał, musimy nauczyć się z nimi żyć.
Zdarzają się sytuacje skrajne, ocierające się o mobbing, poniżanie. Wynika to z tego, że niewielkie konflikty zostały wyjaśnione. Wielka jest w tym względzie rola szefa. Musi on umieć zauważyć takie problemy, nie może ich zostawić samych sobie, bo zwyczajnie świetni pracownicy staną się niewydajni i kłopotliwi. Czasem dobrze jest poprosić kogoś z zewnątrz, by przyjrzał się sytuacji obiektywnie. Wielu doradców, czy nawet inspektorów pracy potrafi zidentyfikować problem i powiedzieć co zrobić, jak przebudować zespół, by efektywnie współpracował - wyjaśnia Janina Pełka, psycholog, doradca personalny.
Mirosława Dobrowolska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (16)