Czarny styczeń na giełdzie
Rzeź na parkiecie. Tracą inwestorzy giełdowi. Tracą osoby, które ulokowały oszczędności w funduszach inwestycyjnych. Może stracić też cała gospodarka. Tylko analitycy nie tracą optymizmu.
18.01.2008 07:46
Choć na warszawskiej giełdzie indeksy spadają od początku roku, to wielkie wyprzedaże trwają od 10 stycznia. Środa była piątym ich dniem. Tak źle, jak wczoraj, nie było od ponad roku. Drobni inwestorzy w panice pozbywali się akcji. Wszystkie podstawowe indeksy: WIG, WIG20 - dużych spółek, mWIG40 - średnich i sWIG80 - małych firm, straciły na otwarciu ponad 4 proc. Pół godziny później fatalne otwarcie zdawało się dziecinną igraszką. Indeksy runęły do minus 5 proc. W ułamku sekundy pękł próg %073 tys. pkt na WIG20, spadając do poziomu najniższego od października 2006 r. Inwestorzy wstrzymali oddech. Czy padł ostatni bastion? Taki poziom uznawany jest za psychologiczną granicę oporu. Dopóki się trzyma, jest nadzieja na szybkie zakończenie spadków. W przeciwnym razie rynek może czekać bessa.
Na szczęście tuż przed południem wielka wyprzedaż wyhamowała. Ostatni wystraszeni pozbyli się akcji.
_ Taka panika to klasyczne objawy zakończenia gwałtownej fali spadkowej _ - podsumowuje Alfred Adamiec, analityk Noble Banku.
Indeksy zaczęły powoli wzrastać. Zatrzymały się na poziomie od minus 3,61 do minus 3,05 proc. w stosunku do wtorkowego zamknięcia.
Od początku roku wartość spółek na giełdzie stopniała o kilkadziesiąt miliardów złotych. Tylko we wtorek, gdy wydawało się, że to apogeum krachu, z GPW wyparowało 16 mld zł. Wczoraj, drugie tyle.
Inwestorzy uciekają także z funduszy inwestycyjnych, choć - jak twierdzą zarządzający - ani w bankach, ani w POK-ach kolejki jeszcze się nie ustawiają. Tylko grudniu z funduszy wycofano ponad %071 mld zł.
_ Z naszych szacunków wynika, że tylko do połowy tego miesiąca mógł wyparować kolejny miliard _ - mówi osoba zarządzająca dużym TFI.
Z funduszy uciekają także drobni, spanikowani inwestorzy, choć - jak zalecają znawcy rynku - po dużych korektach odbicia są równie gwałtowne.
Gracze obawiają się, że niepokojące wieści z USA, gdzie zaczął się kryzys, mogą negatywnie wpłynąć i na naszą gospodarkę. Dlatego przecena u nas była dużo silniejsza od spadków indeksów na innych rynkach Europy i USA.
_ W Stanach panuje recesja, inwestorzy mają więc niższą skłonność do ponoszenia ryzyka, a my wciąż jesteśmy uważani za kraj, gdzie ryzyko jest podwyższone _ - komentuje Marek Zuber, ekonomista Dexus Partners. Uważa, że sytuacja na GPW może spowodować wyhamowanie wzrostu gospodarczego z 6,5 proc. w 2007 r. do 4,5- 5 proc. w tym roku.
Beata Tomaszkiewicz
POLSKA Dziennik Zachodni