Czas na Kartę Polaka
Repatriacja nie uratuje polskiej demografii. Trzeba na szerszą skalę wykorzystać inne narzędzie.
15.12.2014 | aktual.: 17.12.2014 12:27
„Nie odczułam żadnego zainteresowania swoją osobą" - tak o rozmowie z konsulem opowiada jedna z repatriantek. Jej relację przywołano w raporcie o imigracji, jaki przygotowała Fundacja Republikańska.
Z raportu, który poznała „Rzeczpospolita", wynika m.in., że uchwalona w 2000 r. ustawa o repatriacji jest niemal martwa. - Ten sposób sprowadzania Polaków się nie powiódł ?- mówi nam Stanisław Knaflewski, wiceprezes fundacji.
Powody? Ustawa dotyczy tylko osób przebywających w azjatyckiej części byłego ZSRR (jest ich tam zdecydowanie mniej niż na dawnych polskich Kresach), poza tym ciężar opieki nad wracającymi do kraju spoczywa na samorządach, które mają inne priorytety. W efekcie, jak wynika z danych MSW, w latach 2001-2013 udało się w kraju osiedlić zaledwie 4,6 tys. repatriantów.
- Ta forma ściągania imigrantów nie jest przydatna w realizacji na istotną skalę celów demograficznych Polski. Pozostaje jej funkcja raczej zadośćuczynienia rodzinom będącym ofiarami zsyłek i deportacji w czasach stalinowskich" - wskazuje raport.
Podobnie uważa Paweł Hut, badacz migracji z Uniwersytetu Warszawskiego. - Nie powinniśmy już rozszerzać repatriacji, choć nie jestem zwolennikiem jej całkowitego wygaszenia ?- mówi „Rzeczpospolitej".
Czy jest zatem możliwa polityka sprowadzania ze Wschodu osób pochodzenia polskiego? Ich liczba w krajach byłego ZSRR może sięgać 2,5 mln osób (według szacunków Wspólnoty Polskiej). Najwięcej zamieszkuje Białoruś i Ukrainę.
Eksperci wskazują, że skutecznie może zachęcać do osiedlania się w Polsce Karta Polaka. Otrzymało ją od 2008 r. już prawie 120 tys. osób. Ponad 90 proc. z nich to obywatele Ukrainy i Białorusi.
- Karta jest udanym i potrzebnym rozwiązaniem ustawowym - mówi Knaflewski. Umożliwia ona przyjazd do kraju osobom, które znają język, mają związki z polską kulturą (przed konsulem trzeba się np. wykazać znajomością świąt obchodzonych nad Wisłą) i udowodnią, że ich przodkowie byli Polakami.
Lepiej niż procedurę repatriacyjną oceniają Kartę sami zainteresowani. Z badań Fundacji Republikańskiej wśród osób, które ją otrzymały, wynika, że są zadowolone ze sposobu przyznawania dokumentu. Wydawany jest zadowalająco szybko, a rozmowa z konsulem przebiega bez zarzutu. Odsetek decyzji odmownych jest zaś niski (od ?3 do 7 proc.).
Fundacja zauważa jednak, że posiadacze Kart mają poważny problem, gdy przyjadą już do Polski i planują się tu osiedlić. Otrzymanie dokumentu nie jest bowiem równoznaczne z nabyciem obywatelstwa. Karta nie jest też wizą, nie uprawnia do przekraczania granicy ani do osiedlenia się na terytorium RP. - Aby stała się skuteczniejszym narzędziem polityki imigracyjnej, trzeba zadbać o łatwość osiedlania się w kraju osób ją posiadających - uważa Knaflewski. Fundacja zgłasza więc trzy postulaty. Jej eksperci zauważają, że dokument ten jest ważny przez dziesięć lat od daty przyznania. Stąd pierwszy postulat, by Kartę przyznawać bezterminowo.
Drugi dotyczy ułatwienia osiedlania się w Polsce. Fundacja podkreśla, że milowy krok wykonano w maju tego roku dzięki nowelizacji ustawy o cudzoziemcach. Do tego czasu osoba polskiego pochodzenia chcąca się osiedlić w kraju potrzebowała karty stałego pobytu. Obecnie posiadacz Karty Polaka może już się tu osiedlić, choć dodatkowo musi się ubiegać o zezwolenie na pobyt stały.
Trzeci postulat dotyczy możliwości uzyskania obywatelstwa. Obecnie dopiero gdy posiadacz Karty uzyska w Polsce zezwolenie na pobyt stały i przebywa na terenie RP co najmniej trzy lata, może złożyć wniosek o uznanie za obywatela polskiego. W ocenie fundacji trzeba skrócić ten okres do jednego roku.
Innego zdania jest Hut: - To ślepa uliczka. Pamiętajmy, że bycie Polakiem jest jakby równoznaczne z obywatelem UE. A biorąc pod uwagę różnice w zamożności, może się okazać, że nowi obywatele, zwłaszcza młodzi, będą z Polski uciekać.
Eksperci zgadzają się jednak, że powinna wreszcie powstać prawdziwa polityka imigracyjna. - Biorąc pod uwagę małą liczbę rodzących się dzieci i wielką emigrację, jest to wręcz konieczność. Choć pamiętajmy, że jeśli nie będziemy się szybko rozwijać, to istnieje ryzyko, że imigranci chwilę pomieszkają w Polsce i pojadą dalej na Zachód - mówi prof. Krystyna Iglicka, rektor Uczelni Łazarskiego, wiceprezes Polski Razem.
Polska obok Litwy jest krajem, który przyznaje najmniej obywatelstw spośród wszystkich państw UE. Według danych Eurostatu w 2012 r. przyznaliśmy ich 3,8 tys., a dwa razy liczniejsze od nas Niemcy - aż 114,6 tys.