Czy da się przeżyć 5 dni za 50 zł? Sprawdziłam to na własnej skórze
- Chciałabym spróbować przeżyć 5 dni za 50 zł - powiedziałam w redakcji i dostałam na realizację tego pomysłu zielone światło. Zrobiłam zakupy i jadłam przez ten czas tylko to, co mieściło się w moim budżecie. Była radość, był kryzys, ale dobrnęłam do końca.
04.01.2020 | aktual.: 04.01.2020 12:16
Skąd pomysł, żeby aż tak się spiąć i spróbować przeżyć 5 dni za 50 zł? Chciałam utwierdzić się w przekonaniu, że z moją samodyscypliną jest wszystko w porządku, a do tego nauczyć się nie marnować jedzenia i nie wybrzydzać, jeżeli chodzi o posiłki. Wiele osób dysponuje podobnym budżetem na co dzień i potrafi podchodzić do tego z głową. Też chciałam spróbować.
Dzień 1
Mój plan był taki, żeby w poniedziałek zrobić zakupy na cały tydzień. Dzień wcześniej długo myślałam nad tym, co kupić, żeby zmieścić się w budżecie. Zależało mi na tym, żeby jedzenie było w miarę zdrowe. Stwierdziłam, że to żaden wyczyn kupić 20 zupek chińskich i jeść je przez 5 dni. Mogłam też kupić chleb, masło i ser i żywić się tym samym codziennie. Obrałam jednak inną strategię - chcę jeść zdrowo i to, co lubię.
Było mi o tyle łatwiej, że nie jem mięsa, które jak wiadomo do tanich nie należy. Na czas mojego eksperymentu zrezygnowałam też z nabiału (ale nie z jajek).
Na zakupy wybieram się do dyskontu. Wydaje mi się, że ceny są tam na tyle przystępne, że uda mi się kupić wszystko, co potrzebuję.
Do mojego koszyka wrzucam:
- chleb słonecznikowy
- 3 banany
- 2 jabłka
- 2 pomidory
- płatki owsiane
- makaron pełnoziarnisty
- hummus
- pierogi z kapustą i grzybami
- puszkę tuńczyka w oleju
- 10 jajek
- warzywa na patelnię po włosku
- mieszankę chińską (mrożoną)
Wydałam 43,39 zł. Pozostałe 6,61 zł będę miała do wykorzystania na "czarną godzinę". Wydaje mi się, że kupiłam naprawdę sporo jedzenia.
Wybór tych produktów może być dla niektórych niezrozumiały, ale zależało mi na tym, żeby jeść po prostu to, co lubię i nie kupować przetworzonej żywności. Myślę, że będę miała problem ze stworzeniem zbilansowanych posiłków, bo nie było mnie stać np. na źródła tłuszczu, ale uznałam, że jakoś wytrzymam te 5 dni.
Dodam jeszcze, że podczas "wyzwania" korzystałam z produktów, które już miałam w domu: oleju do smażenia i przypraw. Jeżeli chodzi o napoje, to piłam tylko wodę i kawę. Wodę w domu z dzbanka filtrującego, a w pracy z dystrybutora. Kawę robiłam w ekspresie w pracy, więc ku mojej radości nie musiałam za nią płacić.
Pierwszego dnia jestem do eksperymentu nastawiona optymistycznie. Jem na śniadanie owsiankę na wodzie z bananem, na obiad makaron z chińską mieszanką warzyw na patelnię z łyżką hummusu, a na kolację trzy kanapki również z hummusem. Do tego kilka plasterków pomidora oraz 2 jajka sadzone. Swoją drogą położenie jajka sadzonego na kromkę chleba może wydawać się niektórym dziwne, ale dla mnie to jeden z najlepszych posiłków na świecie.
Dzień 2
Kolejny dzień zaczyna się również bardzo dobrze, bo cały czas mam ochotę na wszystko, co kupiłam. Znowu na śniadanie jem owsiankę z bananem. Na obiad przygotowuję 6 pierogów z kapustą i grzybami, do tego pół paczki warzyw na patelnię. Po kilku godzinach znowu jestem głodna, więc sięgam po kolejnego banana. Tym samym do piątku nie mam już żadnego, a to mój ulubiony owoc, ale myślę, że dam radę. Kolacja jest taka sama jak poprzedniego dnia, czyli chleb, hummus, pomidor i jajka. Jest trochę monotonnie, ale jeszcze żaden produkt mi się nie nudzi.
Napada mnie ochota na coś słodkiego, ale szkoda mi moich pozostałych 6,61 zł. Jeśli okaże się, że jestem niesamowicie głodna, to będę mogła za to kupić coś "konkretnego". Gdybym nie była w trakcie mojego eksperymentu, to na pewno w tym momencie poszłabym do sklepu - "po coś". Zauważam wtedy, jak bardzo człowiek kieruje się swoimi zachciankami. Myślę o tych osobach, które nie mogą pozwolić sobie na cotygodniowe wyjście na pizzę czy na kolację do restauracji. Odpuszczam w tym momencie myślenie "ale bym zjadła" i idę spać.
Dzień 3
Na myśl o owsiance nie mam w ogóle ochoty na śniadanie, ale trochę nie mam wyjścia. Moich ulubionych bananów brak, więc tym razem stawiam na jabłko. Na obiad znowu jem pierogi. Najpierw smażę ich 7, ale w paczce zostają 2, więc postanawiam zjeść wszystkie. Po kilku godzinach znowu jestem głodna, więc przygotowuję sobie makaron z mieszanką chińską i połową puszki tuńczyka. Tego dnia cały czas mam na coś ochotę. Mimo tego, że wiem, że moje zapasy jedzenia są ograniczone, to jem kolejny posiłek. Tym razem jest to jajecznica z 2 jajek i 2 kromki chleba z hummusem i pomidorem.
Tego dnia moi koledzy z pracy częstują mnie małą czekoladką, co wywołuje uśmiech na mojej twarzy, bo ochota na coś słodkiego była już naprawdę duża.
Dzień 4
Zupełnie nie chce mi się jeść tego, co mi zostało. Cieszy mnie myśl, że dziś w pracy mamy spotkanie wigilijne, będę mogła zjeść "coś innego". Dodatkowo w biurze jest "owocowy czwartek", czyli możliwość poczęstowania się owocami. Na dodatek akurat są banany (radość!). Jem jednego oraz dwie kromki chleba z hummusem i trzema plasterkami pomidora. To moje śniadanie.
Nadchodzi czas na "wigilię" w Wirtualnej Polsce. Kolejka do jedzenia jest długa, ale dzielnie w niej stoję. Wybieram 4 pierogi z kapustą i grzybami, do tego zapiekane ziemniaki i kotleciki z soczewicą. Może wszystko do siebie nie pasuje, ale nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Jest pysznie! Wracając do domu, myślę o maśle orzechowym. Uwielbiam ten produkt. Moja ochota jest tak wielka, że idę do sklepu. Niestety nie stać mnie na zakup całego słoika, ale znajduję malutkie opakowania tego przysmaku za 1,99 zł (50 g) - biorę. Oprócz tego kupuję mąkę za 3,99 zł. Tym samym w moim 5-dniowym budżecie zostaje zaledwie 0,63 zł, więc wydałam wszystko.
Zostały mi 3 ostatnie kromki chleba. Bochenek jest już czerstwy, więc postanawiam włożyć je do opiekacza, żeby trochę zmiękły. Smaruję moim ukochanym masłem orzechowym. Niebo.
Dzień 5
Zaczynam ostatni dzień mojego "wyzwania". Wczoraj usmażyłam sobie placki z jabłkiem do których użyłam 2 jajek i mąki. Zrobiłam też jednego naleśnika (1 jajko i mąka), którego posmarowałam resztką masła orzechowego. Nie mam już owoców. Marzę, by zjeść coś innego, niż to, co przez ostatnie 5 dni. Chociaż w mojej głowie znowu krążą myśli, że niektórzy po prostu nie mogą kupić sobie do jedzenia tego, co chcą. W ostatni dzień mojego "wyzwania" zjadam jeszcze makaron z warzywami na patelnię i tuńczykiem. Wieczorem wybieram się do koleżanki, która częstuje mnie sałatką z brokułami. Smakuje bardzo dobrze, a przede wszystkim nie jest hummusem, którego nie zjem chyba przez kolejne tygodnie.
Budzę się w sobotę rano i czuję niesamowitą potrzebę zjedzenia pizzy. Nie chcę zamówić jej do domu. Mam ochotę po prostu pójść do pizzerii, posiedzieć tam i delektować się smakiem, więc to robię.
Czas na podsumowanie
Z produktów spożywczych zostały mi:
- jedna trzecia paczki mieszanki chińskiej
- pół opakowania płatków owsianych
- jedna trzecia opakowania makaronu pełnoziarnistego
- ponad połowa opakowania mąki
- 1 jajko
- odrobina pomidora
Czy dało się przeżyć 5 dni za 50 zł i jeść przy tym w miarę zdrowo? Teoretycznie tak, ale nie zaliczam tego czasu do najlepszego w moim życiu. Największa trudność była związana z monotematycznością posiłków. Zdaję sobie sprawę, że moja kreatywność kulinarna nie jest zbyt rozwinięta. Zapewne inni poradziliby sobie w tej kwestii dużo lepiej, ale po prostu miałam już dość jedzenia w kółko tego samo.
W połowie "eksperymentu" jadłam to, na co nie miałam ochoty, bo po prostu nie było nic innego. Wiem jednak, że to nie jest najważniejsze. Te 5 dni pokazały mi coś zupełnie innego. Często wydajemy pieniądze na rzeczy, które w ogóle nie są nam potrzebne i dotyczy to też jedzenia. Jemy oczami, kupujemy dużo, nie zastanawiając się czy zdążymy to wszystko zjeść, a potem bez zastanowienia wyrzucamy żywność do kosza.
Tymczasem dane Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa są zatrważające. Marnujemy rocznie 1,3 miliarda ton żywności, co stanowi jedną trzecią produkcji, a aż 821 milionów ludzi na świecie głoduje.
I mnie zdarzało się marnować jedzenie, ale po tym "eksperymencie" wiem, że będę bardziej zwracała uwagę na to, żeby kupować tylko to, co rzeczywiście zjem. Może nie będę aż tak kurczowo trzymała się budżetu 50 zł na 5 dni, ale będę racjonalniej podchodziła do zakupów spożywczych (chociaż i tak nie było z tym u mnie, aż tak źle). Na pewno śmiało mogę stwierdzić, że nie byłam głodna, więc spokojnie da się być najedzonym, mając do dyspozycji 50 zł na 5 dni. To było bardzo ciekawe doświadczenie i cieszę się, że podjęłam się tego "wyzwania".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl