Czy da się żyć ze sztuki?
Każda branża ma swoją specyfikę. Uprawianie sztuki, jeśli ma być nie tylko pasją, a czymś z czego chcemy się utrzymać, jest jedną z najtrudniejszych kategorii zawodowych
14.02.2011 | aktual.: 14.02.2011 15:54
Wszystko jest tu subiektywne, a wielu "młodych zdolnych" nigdy nie dostaje szansy, by się wykazać. Czasem wystarczy jeden szczęśliwy przypadek, a z dnia na dzień nieznany nikomu "Kowalski" staje się gwiazdą. Jednak częściej droga do sukcesu jest bardzo trudna, a wielu ludzi zrażonych niepowodzeniami, rezygnuje z marzeń i podejmuje "normalną" pracę.
Niektórzy jednak nie dają za wygraną. Gdyby Paweł Wilczak miał mniej determinacji, jednego z najciekawszych polskich aktorów moglibyśmy nigdy nie poznać. Przez sześć lat po dyplomie, aktor nie pracował w swoim zawodzie. Był kelnerem, komiwojażerem, kierowcą ciężarówki. Sześć lat. Mnóstwo czasu, by dać sobie spokój. Są też ludzie, którzy od początku nie wierzą, że da się żyć ze sztuki i traktują ją tylko jako pasję. Czasem jednak trwanie w pracy, której się nie lubi i która nie daje żadnej satysfakcji sprawia, że dorośli ludzie rzucają wszystko i zaczynają układać swoje zawodowe życie od nowa. Zgodnie z pasją i talentem.
Tak właśnie zrobił Robert Szklarski z Warszawy. Przez lata pracował w reklamie, potem prowadził własną firmę, jednak te zajęcia nie dawały mu satysfakcji. Od lat pociągała go zupełnie inna dziedzina - rekonstrukcja historyczna. Rzucił więc wszystko i zajął się swoją pasją. Choć on sam mówi o sobie, że jest rzemieślnikiem, jego klienci twierdzą, że to artysta. Przez lata zdobywał wiedzę dla swojej przyjemności. Dziś zaczyna na niej zarabiać. Pracuje jako wykładowca w warszawskiej Wytwórni Antidotum - pierwszej prywatnej szkole złotniczej w Polsce, gdzie prowadzi zajęcia z rekonstrukcji historycznej i kurs repusowania. Prowadzi też własną pracownię. - Zaczęło się od zainteresowania historią i udziału w wielu rekonstrukcjach wydarzeń historycznych. Gdy ja zaczynałem się w to bawić, czyli jakieś dwadzieścia lat temu, stroje które nosiliśmy tworzyliśmy sami. Były mocno niedoskonałe.
Raczej "oddawały klimat" niż faktycznie odpowiadały prawdzie historycznej - opowiada pan Robert. - Wtedy wielu z nas zaczęło się interesować się dawnymi rzemiosłami, mnie samego pochłonęło złotnictwo i techniki obróbki metalu. Gdy zaczął dostawać pierwsze zamówienia od podobnych do niego fanatyków rekonstrukcji historycznej, zamknął firmę i całkowicie poświecił się swojej pasji. - Zaczęło się od pojedynczych zleceń – pierścionek, kolczyk czy broszka – mówi pan Robert. - Ale w końcu przyszły duże zlecenia jak np. kopia srebrnej korony z XIV wieku, ażurowanej zdobionej emalią i kamieniami czy kompletu biżuterii w stylu barokowym dla jednego z rekonstruktorów historycznych - opowiada Szklarski. - Wtedy zrozumiałem, że to może się udać i postanowiłem zacząć z tego żyć. W tej branży trzeba zachowywać się bardzo elastycznie – uśmiecha się Robert Szklarski. - Nie można zatrzymać się na jednej technice, stale trzeba zdobywać wiedzę i rozwijać warsztat, ale w tym pomagają nam klienci. Np. rok temu dostałem zlecenie
na wykonanie kilkunastu kaszkietów grandierskich dla jednego z regimentów na Śląsku - wspomina. - Żeby podołać zleceniu pojechałem do berlińskiego muzeum, gdzie zachował jedyny oryginał czapki tego regimentu. Samo przygotowanie dokumentacji trwało miesiąc – opowiada Szklarski.
- Potem musiałem stworzyć potrzebne narzędzia - niestety nie da się ich kupić w markecie budowlanym - śmieje się artysta. - Następne dwa miesiące trwało repusowanych blach na czapki... A kiedy w końcu zobaczyłem 20 blach stających rzędem na drewnianych półkach, uświadomiłem sobie, że od 260 lat nikt nigdzie nie oglądał takiego widoku. To było uczucie którego nie da się kupić. Jednak klientami pana Roberta są już nie tylko entuzjaści rekonstrukcji historycznych. - Wszystko dlatego, że repus to technika, która daje wiele możliwości. Od ponad roku z powodzeniem współpracuję z architektami wnętrz tworząc obrazy, panele naścienne i elementy wyposażenia (np. parawany) w tej wspaniałej technice. Właśnie z repusem wiążę teraz najbardziej swoje nadzieje zawodowe - mówi.
Wystarczy zajrzeć na stronę z galerią artysty (www.szklarski.antidotum.pl), by zobaczyć, że metalowe obrazy malowane światem i dłutem to nie relikt przeszłości, a niesamowite i ponadczasowe działa sztuki. Robert Szklarski dopiero zaczyna swoją przygodę z "życiem ze sztuki". Klientów wprawdzie przybywa, jednak on sam ma świadomość, że w tej branży nie ma nic pewnego. Czy będzie jednym z niewielu, którym uda się żyć ze sztuki? - Postawiłem wszystko na jedną kartę - mówi. - Muszę wierzyć, że podjąłem dobrą decyzję.
AD/MA