Czy Europie potrzebny jest SWF?
Nicolas Sarkozy zaproponował ostatnio utworzenie wspólnego europejskiego funduszu, który będzie inwestował w kluczowe dla przemysłu na Starym Kontynencie sektory, przez co będzie w stanie blokować przejęcia przeżywających problemy i stosunkowo tanich koncernów przez inwestorów spoza UE – przede wszystkim chińskich czy arabskich sovereign wealth funds (SWF’s).
23.10.2008 | aktual.: 28.10.2008 16:46
Nie chcę, aby europejczycy obudzili się za kilka miesięcy i dowiedzieli się, że europejskie koncerny zostały wykupione przez podmioty spoza Europy, kiedy ceny ich akcji stały na najniższym poziomie – powiedział przemawiający w Parlamencie Europejskim Sarkozy. Propozycja prezydenta Francji spotkała się z dwojaką reakcją ze strony europejskich polityków. Zwolennicy jeszcze aktywniejszego zaangażowania się rządów w walkę z kryzysem byli jak najbardziej za utworzeniem takiego europejskiego SWF, natomiast przeciwni pomysłowi Sarkozy’ego byli politycy prezentujący liberalne podejście, zgodnie z którym interwencjonizm państwa powinno ograniczyć się do minimum. Przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso nazwał projekt prezydenta Francji "bardzo interesującym".
Po stronie tych drugich opowiedzieli się politycy niemieccy. Minister gospodarki Michael Glos powiedział, iż Niemcy pozostają otwarte na kapitał pochodzący z każdego miejsca na ziemi, a realizacja pomysłu Francuzów byłaby zaprzeczeniem dotychczasowych osiągnięć w liberalizacji przepływów kapitałowych. Z jednej strony taka reakcja Berlina jest zgodna z jego wcześniejszą ‘kryzysową taktyką’, zgodnie z którą Angela Merkel sprzeciwiła się wcześniej skoordynowanej akcji pomocy bankom ze strony państw UE, jednak z drugiej strony niechęć Niemców do propozycji Francuzów może dziwić. Jeszcze kilka miesięcy temu politycy niemieccy mówili bowiem głośno o potrzebie zablokowania zagranicznym funduszom dostępu do rodzimych korporacji .
Zwolenników utworzenia europejskiego SWF Pałac Elizejski ma natomiast w Rzymie i Madrycie, gdzie powzięto już kroki w celu ochrony własnego rynku przed potężnymi funduszami inwestycyjnymi z państw-eksporterów ropy naftowej. Po tym, jak Libijczycy ogłosili zakup ponad 4 proc. udziałów największego włoskiego banku UniCredit, Silvio Berlusconi powołał specjalny komitet, który zajmie się ustaleniem reguł inwestycji ze strony zagranicznych podmiotów. Stojący na czele MSZ Italii Franco Frattini zasygnalizował, iż SWF’s powinny mieć prawo do kupna co najwyżej 5 proc. akcji firm z Płw. Apenińskiego. W Hiszpanii natomiast sprawy inwestycji arabskich funduszy trafiają już na drogę sądową.
Perspektywa wykorzystania kryzysu przez SWF’s do wykupienia udziałów w strategicznych przedsiębiorstwach nie pozwala spać spokojnie wielu politykom na Starym Kontynencie, gdyż fundusze te dysponują ogromnym kapitałem. Szacuje się, iż azjatyckie i perskie SWF’s mają razem do dyspozycji 2,5 bln dolarów.
SWF’s są stosunkowo młodymi graczami na globalnym rynku kapitałowym - większość z nich powstała w ciągu ostatnich dwóch lat. Największe tego rodzaju fundusze powstały w krajach, które czerpały w ostatnich latach ogromne zyski z eksportu – przede wszystkim chodzi tu o Chiny i państwa z rejonu Zatoki Perskiej. Początkowo SWF’s inwestowały z dużą ostrożnością, jednak z czasem zaczęły lokować swój kapitał w przedsięwzięcia obarczone większym ryzykiem, ale również większą stopą zwrotu.
W ostatnimi czasie SWF’s zaangażowały swój kapitał m.in. w chwiejących się potentatów sektora bankowego, takich jak Citigroup, Merill Lynch czy Credit Suisse. Część wschodnich funduszy sparzyła się już jednak na inwestowaniu w europejskie czy amerykańskie banki i gdy po obu stronach Atlantyku nadarzyła się dogodna okazja do kupna udziałów przeżywających kłopoty instytucji finansowych, te trzymały się od nich z daleka. Tak było w przypadku jednego z największych SWF’s, China Development, który po tym, jak okazało się, iż inwestycja w brytyjskiego Barclays’a przynosi straty, ściągnął na siebie gniew chińskich władz.
Najpopularniejszą strategią SWF’s w obliczu kryzysu finansowego jest obecnie gromadzenie gotówki. The New York Times podaje, iż ok. 10-20 proc. 550-mld funduszu Abu Dhabi została w ostatnim czasie spieniężona. Szef innego funduszu z Zatoki Perskiej, Kuwait Investment, miał ostatnio powiedzieć, iż nie jest zainteresowany kupowaniem przeżywających problemy, zachodnich firm. Niechęć do podejmowania ryzyka wśród arabskich inwestorów z pewnością wzmagają też spadające ceny ropy naftowej. Spadek wartości ropy wpłynął już zresztą niekorzystnie na giełdy z rejonu Zatoki Perskiej i to właśnie tam inwestują teraz arabskie SWF’s.
* Czy pomysł prezydenta Francji ma szansę na realizację? Nasuwają się tu dwa pytania. Czy chińskie lub arabskie SWF’s są dla Unii zagrożeniem? I czy Wspólnota jest w ogóle w stanie utworzyć ich europejski odpowiednik? Państwowe fundusze z Chin czy Arabii Saudyjskiej są graczami rynkowymi i, jakkolwiek potężne by nie były, musza respektować prawa rynku. A podstawowym prawem rynku jest zasada, iż utrata wiarygodności oznacza również stratę zer na koncie. Co pokazuje przykład ostatnich miesięcy, zarządzający miliardami dolarów szejkowie rezygnują z potencjalnie atrakcyjnych inwestycji w zachodnie korporacje, gdy z inwestycjami tymi wiąże się zbyt wielkie ryzyko strat. Nad pokusą zdobycia politycznych wpływów zwycięża więc zdrowy rozsądek.
Teraz odpowiedź na drugie pytanie. Aby europejski SWF mógł efektywnie realizować swoje zadania, potrzebne są dwa czynniki – kapitał udostępniony przez rządy państw członkowskich, a także polityczny konsensus co do działań takiego funduszu. Rządy państw UE z pewnością nie zgodzą się na znaczące obciążanie ich budżetów. Muszą w dodatku pamiętać o respektowaniu zasad gry, według których deficyty państw UE nie mogą przekroczyć 3 proc. ich PKB, a najważniejsze gospodarki, w realiach obecnej recesji, już teraz sygnalizują związany z tym problem. Co do politycznego konsensusu wyobraźmy sobie sytuację, w której, przyjmując zasadę jednomyślności w procesie decyzyjnym, Włochy czy Niemcy zgadzają się na wydanie miliardów euro na obronę firmy z Wielkiej Brytanii, z którą nie mają nic wspólnego. Trudno spodziewać się, iż w takiej sytuacji wykażą tak daleko idący altruizm.
Autor: Piotr Pająk / IPO.pl