Czy umowy śmieciowe są naprawdę złe?
Na umowę na czas określony zatrudnionych było 3,3 mln osób
29.03.2013 | aktual.: 29.03.2013 10:41
Na umowę na czas określony zatrudnionych było 3,3 mln osób, wynika z badań GUS. Blisko milion podpisało jedynie umowy cywilnoprawne (zlecenia i o dzieło). Polska pod tym względem bije europejskie rekordy. Ale czy rzeczywiście umowa śmieciowa zawsze jest zła?
Termin „umowy śmieciowe” zrobił ogromną karierę medialną. Przy tym okazał się nieprecyzyjny. Zrównał bowiem ze sobą odmienne rodzaje umów, które dają pracownikom bardzo różne uprawnienia. Za śmieciową przyjęło się uważać właściwie każdą umowę, poza umową o pracę na czas nieokreślony. Czy słusznie? Sama ta „śmieciowa” nazwa sugeruje coś całkowicie bez wartości. Coś, z czego nie można być zadowolonym i co niczego nie daje. A przecież nie jest to prawda.
*Polecamy: * Ludzie ich nie lubią, ale czy słusznie?
Fakt, że umowy zwane śmieciowymi mają podstawową wadę: nie gwarantują stabilności zatrudnienia. Ale np. umowa na czas określony uprawnia do urlopów, zwolnień, składek ZUS. Nawet umowa zlecenia daje zatrudnionemu na jej podstawie składki emerytalne i zdrowotne. Choć z kolei nie daje prawa do urlopów, a na jej podstawie nie nalicza się stażu pracy. Umowy śmieciowe mogą się opłacać. 35 zł – taka była średnia stawka godzinowa inżynierów zatrudnionych na podstawie umów czasowych w I kwartale ub. roku. Ponad 20 zł za godzinę otrzymywali średnio specjaliści w dziedzinie informatyki. 18 zł księgowi, 17 zł przedstawiciele handlowi. Szeregowi urzędnicy mogą liczyć na 12 zł/godz., spawacze czy ślusarze – na 11 zł. Takie dane podaje raport Polskiego Forum HR, dotyczący zarobków pracowników tymczasowych. Praca czasowa może się jednak opłacać i wówczas, gdy zarobki nie są najwyższe. Kalkulacja jest prosta: w sytuacji, gdy trudno o etat, to mimo wszystko atrakcyjna alternatywa.
Analitycy rynku pracy przypominają, że umowy zwane śmieciowymi są potrzebne i bywają korzystne. Jaką alternatywę miałoby wielu pracodawców, gdyby nie istniały?
I im, i pracownikom pozostałaby tylko oferta pracy na czarno. W wielu przypadkach pracodawca nie może przecież zatrudnić zleceniobiorcy na czas nieokreślony. Nie daje mu do tego podstaw czas i charakter pracy, którą może zaoferować. Problem leży gdzie indziej: wszędzie tam, gdzie pracodawcy korzystają z takich umów w sposób niewłaściwy, naruszając tym samym prawa pracownika.
Bardzo często pracownik jest zmuszany do podpisywania kolejnych umów na czas określony. I to mimo tego, że pracuje już w firmie od dawna. Równie często zdarza się zatrudnianie na umowę zlecenia, mimo iż pracownik wykonuje pracę w siedzibie pracodawcy, i ma ona charakter stały. To raczej takie sytuacje zasługują na miano „śmieciowych”. Nie mając etatu, też można być zadowolonym z pracy. W Holandii aż 49 proc. pracowników nie miało w 2010 roku umowy na czas nieokreślony. A jednocześnie kraj ten od lat jest bardzo dobrym miejscem dla pracujących. Tak wynika z badań przeprowadzonych przez „Wall Street Journal”. To właśnie w Holandii najwięcej osób ankietowanych określiło siebie jako ludzi spełnionych pod względem zawodowym.
„Holenderskie” podejście nie jest też obce przedstawicielom wolnych zawodów w Polsce. Niektórym pracownikom niezbyt zależy na etatach. Umów cywilnoprawnych w żadnym wypadku nie nazwaliby śmieciowymi. Miedzy innymi dlatego, że dzięki nim mogą mieć niższe koszty uzyskania przychodu. Jeśli pracują w oparciu o umowy autorskie – muzycy, plastycy, dziennikarze – to koszty te, ustalone na 50 proc., oznaczają, że podstawa opodatkowania jest obniżona o połowę.
Poza finansowymi, dużą rolę odgrywają też sprawy związane ze swobodnym gospodarowaniem swoim czasem. Umowa zlecenia czy o dzieło w tzw. wolnych zawodach może dawać możliwość pracy w elastycznie planowanych godzinach. Wielu osobom stwarza to możliwość zwiększenia zarobków, a tym samym podnosi poziom ich zadowolenia z życia.
Pracownik bez etatu coraz częściej również w Polsce ma możliwości, które pozwalają mu zapomnieć o „śmieciowej” nazwie jego umowy. Wbrew często powtarzanej opinii, nie jest np. dyskryminowany we wszystkich bankach. Wiele placówek uważa go za takiego samego klienta, jak kogoś zatrudnionego na etacie. Taka osoba, po spełnieniu określonych wymagań, może równie dobrze jak „etatowiec” dostać kredyt, i to nawet mieszkaniowy. Niektóre placówki wychodzą bowiem z założenia, że klient, który stale utrzymuje się z umów zlecenia czy o dzieło, może zagwarantować regularne spłacanie rat kredytu.
Wynika z tego, że ani przedsiębiorcy, ani instytucje finansowe nie traktują umów czasowych jako „śmieciowych”, czyli nic niewartych. Nie powinni więc też traktować ich w ten sposób sami pracownicy.
*Polecamy: * Ludzie ich nie lubią, ale czy słusznie?
Umowa o pracę
Pracownik na umowie o pracę zobowiązany jest do wykonywania tejże pracy lub do bycia w gotowości do jej wykonywania. Pracodawca określa ściśle, w jakim miejscu praca będzie wykonywana (tak więc, jeżeli trzeba będzie siedzieć w biurze, choć w domu można zrobić to samo - trzeba siedzieć w biurze). Pracodawca może dołączać także aneksy do pierwotnej umowy, co może spowodować, że pracownik dostaje dodatkowe obowiązki za taką samą płacę. W przypadku umowy o pracę całkowity koszt pracodawcy jest około 23–24 proc. wyższy od np. kosztów związanych z zatrudnieniem osoby poprzez umowę o dzieło. Ale gdy już taką umowę mamy, korzystamy z wielu przywilejów: możemy bez problemu brać płatny urlop, nie musimy obawiać się bezprawnego zwolnienia (w przypadkach spornych możemy dochodzić swoich praw przed sądem pracy), w przypadku choroby otrzymujemy zasiłek chorobowy, a nawet, gdy popełnimy błąd, skutkujący odpowiedzialnością finansową, praktycznie nie można nas obciążyć sumą wyższą niż trzy wynagrodzenia.
Umowa o dzieło i zlecenia
Umowa o dzieło czy zlecenia zwalnia zleceniodawcę z szeregu obowiązków i świadczeń, jakie znajdziemy w Kodeksie Pracy. A jednak są także plusy takich rozwiązań. W przypadku umów zleceń lub umów o dzieło, zleceniobiorca umawia się z pracodawcą na wykonanie określonych zadań w określonym czasie. Pracodawcy nie powinno interesować, w jaki sposób to zadanie będzie wykonane. Na przykład: projekt możemy wykonać w domu, nie pojawiając się w biurze, sami organizujemy sobie pracę i decydujemy, kiedy poświęcimy pracy czas. Umowa o dzieło oraz umowa zlecenia są do siebie bardzo podobne, a różnic jest niewiele, choć te, które są, są zasadnicze.
Umowa zlecenia często jest formą stałego zatrudnienia, ciągle wykonywanej pracy - zleceniodawca podejmuje się wykonywania określonych czynności w dłuższym okresie. Przy umowie o dzieło, jest ona podpisywana na wykonanie konkretnych czynności. Przy umowie o dzieło, zleceniobiorca nie musi pracy wykonywać samodzielnie. Może na przykład zlecić ją komuś innemu. Jest to także możliwe w przypadku umowy zlecenia, ale zleceniodawca musi o tym wiedzieć i na to się zgodzić. Pracodawca także nie może zmusić zleceniodawcy do wykonania dodatkowych zadań. W przypadku tych umów elastyczność pracy jest zaletą, ale są i wady. Urlop czy zasiłki chorobowe obowiązują jedynie, gdy strony się na to umówią. Okres takiej pracy nie wlicza się do stażu pracy (od czego zależy wysokość emerytury), pracodawca także nie jest zobowiązany by pisemnie poświadczać fakt takiej współpracy. Osoby wykonujące takie zadania powinny także oszczędzać, by samemu opłacać swoją ewentualną emeryturę.
TK,MA,WP.PL