Czy w kinach musimy płacić więcej niż Niemcy? Jest odpowiedź ministra kultury
W kinach sieciowych w Polsce jest drożej niż w Berlinie. Przy zakupie popcornu i coli takie wyjście w niektórych polskich miastach może kosztować ponad 50 zł. Dlaczego kina są takie drogie i w dodatku nie pozwalają przynosić własnego jedzenia? O interwencję ministra kultury poprosił poseł Nowoczesnej. Odpowiedź mogła go rozczarować.
Pamiętacie "koszyk kinowy WP"? Miesiąc temu przeprowadziliśmy analizę, ile polską rodzinę może kosztować wyjście do kina. Okazało się, że koszt koszyka (bilet, średni popcorn i średnia cola) to w kinach sieciowych ok. 55 zł. Dla jednej osoby.
Nie każdy jednak w kinie musi coś jeść. Za sam bilet i tak trzeba zapłacić ok. 30 zł. To więcej niż w berlińskim Cinemaxx. Nie trzeba chyba dodawać, że różnica w średnich zarobkach w Polsce i Niemczech wypada zdecydowanie na naszą niekorzyść.
Gliński: "To nie jest mój obowiązek"
Sytuacja w polskich kinach zaniepokoiła Pawła Kobylińskiego, posła Nowoczesnej. Jak podaje next.gazeta.pl, w interpelacji poselskiej Kobyliński zapytał ministra kultury Piotra Glińskiego, czy ministerstwo razem z Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów zbadają, czy między kinami nie doszło do zmowy cenowej.
Poseł chciał się również dowiedzieć, czy wewnętrzne regulaminy kin, które zabraniają przynoszenia swojego popcornu i coli, nie łamią polskiego prawa. Zapytał też, czy ministerstwo planuje coś zrobić w celu obniżenia cen biletów do kin.
Jednak zdaniem ministra kultury monitorowanie cen biletów w kinach nie jest jego obowiązkiem. Gliński stwierdził też, że czasy, gdy ministerstwo mogło bezpośrednio ingerować w działalność kin, skończyły się w 1989 r. Minister podkreślił, że zwyczajnie nie może ustalać cen biletów kinom, ani zmieniać ich regulaminów wewnętrznych.
Zobacz też: jak poradzić sobie z wysokimi cenami masła?
Dużo reklam, drogo, ale i tak chodzimy coraz chętniej
To nie pierwsze zapytanie do ministra w sprawie kin, ani nie pierwsza taka jego odpowiedź. W zeszłym roku poseł Kukiz'15 pytał o możliwą interwencję w celu skrócenia bloków reklamowych emitowanych w kinach. Poseł proponował też, ewentualne "ustanowienie obowiązku informacyjnego o realnej godzinie emisji filmu".
Gliński zasłonił się wtedy swobodą działalności gospodarczej. Pisał też, że ograniczenie reklam mogłoby spowodować wzrost cen biletów do kin. Pytanie tylko, czy mechanizm działa w drugą stronę: czy wydłużanie bloków reklamowych powoduje spadek cen biletów?
Ceny w kinach sieciowych są wysokie, ale popyt na kino wcale w Polsce nie spada. Nie ma więc racjonalnego powodu, dla którego sieci kinowe miałyby zrewidować swoją politykę. Warto wspomnieć, że w 2016 r. w Polsce sprzedano aż 52 mln biletów, co było absolutnym rekordem. Rok wcześniej było to o 7 mln biletów mniej.
Pamiętajmy też, że kina oferują liczne promocje, o czym szczegółowo można przeczytać w innym naszym materiale. A chcąc na wyjściu do kina zaoszczędzić jeszcze bardziej, zawsze można odwiedzić mniejsze studyjne kino.