Czy zalegalizować agencje?
Sprawa prostytutki zakażonej wirusem HIV, przywołuje pytania o legalizację tej najstarszej profesji świata. Czy pracownice agencji, powinny znaleźć się pod opieką lekarską?
11.04.2008 | aktual.: 11.04.2008 17:18
Na agencje towarzyskie padł strach. Informacje o tym, że pracownica warszawskich lokali, była zakażona wirusem HIV, przeraziły szefów, a przede wszystkim klientów innych agencji w Polsce. Skoro taki przypadek zdarzył się w Warszawie, może powtórzyć się wszędzie.
Właściciele agencji nie mogą żądać od swoich pracownic, by wykonały test na HIV. Tego typu badania są dobrowolne. Często kobiety pracują jako kelnerki lub barmanki. Jeśli są zatrudnione, powinny mieć m.in. książeczkę sanepidowską. Najczęściej jednak nie posiadają żadnej umowy i co za tym idzie, żadnych badań. Właściciele agencji twierdzą, że kobiety po prostu siedzą przy barze, towarzyszą gościom albo że są klientkami lokalu.
Inspektorzy pracy tłumaczą, że ich "władza" nie sięga do agencji towarzyskich, jeśli chodzi o wiadomą profesję. Sprawa zakażonej prostytutki, nie bez podstaw, przywołuje temat legalizacji pracy kobiet w agencjach towarzyskich.
- Gdyby prostytutki mogły pracować legalnie, jak to ma miejsce w innych krajach i gdyby szef mógł wymagać od nich zaświadczenia lekarskiego, sprawa byłaby rozwiązana. Kobiety czułyby się jak pracownice. Mogłyby np. odkładać pieniądze na emeryturę. Zyskałby też skarb państwa. Klienci czuliby się bezpieczniej, a szefowie nie musieliby kombinować i wymyślać historyjek o zatrudnianiu barmanek. Przecież wiadomo, że prostytutki zawsze były i będą. Warto uregulować prawnie ich pracę. Dobry szef dba o swoje dziewczyny i sam opłaca im badania. Nie chcę myśleć, co się dzieje w małych miasteczkach albo w motelach przy autostradach. Zarabiam więcej na prostytutkach pracujących nielegalnie, ale jestem zwolennikiem jakiegoś rozwiązania prawnego. Na razie nasz kraj nie jest przygotowany na debatę na ten temat, ale prędzej, czy później trzeba będzie zmierzyć się z tym tematem - mówi anonimowo właściciel agencji towarzyskiej w Sopocie.
Strażnicy graniczni, którzy kontrolują agencje, mogą badać wyłącznie to, czy kobiety zza granicy przebywają w lokalu legalnie.
- U mnie pracują kobiety zza wschodniej granicy. Wszystkie mają odpowiednie dokumenty, które poświadczają, że legalnie u mnie przebywają. Systematycznie kontrole przeprowadzają strażnicy graniczni. Przeszukują pokoje, łazienki, badają, czy ktoś się nie ukrywa. Przychodzą też inspektorzy Sanepidu, którzy sprawdzają lokal pod względem czystości. Innych kontroli u mnie nie ma. Zresztą jeszcze nigdy nie miałem problemów, dbam o pracowników. Dość dziwne jest to, że strażnicy doskonale wiedzą, że kobiety w loklau to prostytutki, ale nigdy nie użyli słowa "prostytutka", tylko "cudzoziemka", "klientka" - dodaje szef sopockiej agencji.
Za legalizacją pracy prostytutek są też przedstawiciele instytucji, które wspomagają kobiety z agencji lub przeciwdziałają handlowi żywym towarem.
- Jestem za legalizacją z prostego powodu: będziemy mogli ograniczyć nieprawidłowości i wszelkie patologie związane z działalnoscią agencji. Jeśli nie ma żadnych zasad, co kontrolować i jak zapobiegać? Współpracujemy z prostytutkami najbardziej zagrożonymi, pracującymi przy autostradach. Dla nich taka praca, to jedyna forma przetrwania. Dzięki nam te kobeity mogą liczyć na minimalną choćby opiekę lekarską, informujemy kobiety jak zarejestrować się w urzędzie pracy, jak szukać innego zatrudnienia - mówi Magdalena Pokojska, z Fundacji "Prawo Ulicy".
Krzysztof Waligórski
Zobacz też:
WYRZUCILI POLICJANTA Z HIV
ZAWODOWY WYPROWADZACZ