Trwa ładowanie...

"Dajmy Jarosławowi Kaczyńskiemu - i sobie - szansę!"

Wybitny historyk angielski, Perry Anderson, analizując odmiany absolutyzmu, zwrócił uwagę na związek między kształtem państwa (i przebiegiem jego kryzysu) a cechami gospodarki danego kraju i jego miejscem w międzynarodowym podziale pracy. Wyłonienie się w krajach Europy Środkowo-Wschodniej zdeformowanego absolutyzmu (który pojawił się tam zresztą wcześniej, niż w Europie Zachodniej) łączył ze zjawiskiem "niekompletnego feudalizmu" - pisze prof. Jadwiga Staniszkis w felietonie dla Wirtualnej Polski.

"Dajmy Jarosławowi Kaczyńskiemu - i sobie - szansę!"
d2qsldc
d2qsldc

Czyli feudalizmu opartego na pańszczyźnie, bez szans na powstanie mechanizmów wczesnokapitalistycznego rolnictwa (oprócz krótkiego epizodu, gdy byliśmy kolonizowani przez Holendrów). I bez szans na przekroczenie lokalnego charakteru rynków. I - w efekcie - brak potrzeby państwa silnego instytucjami i prawem. W tej sytuacji nasz absolutyzm funkcjonował głównie w mitach o sobie. I w pomysłowych wizjach nigdy nie wdrażanych refom, nie krępowanych ograniczeniami jakie narzuca dobrze zorganizowane społeczeństwo i inercja realnie istniejących instytucji (jak Konstytucja 3 maja). Władza, świadoma swej słabości, szukała wzmocnienia w klientelizmach wobec zewnętrznych potęg.

Dziś musimy się zastanowić, jakie są efekty "niekompletnego kapitalizmu" w krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Ze słabą zdolnością formowania krajowego kapitału, umiędzynarodowionym sektorem finansowym i funkcjonalizacją patologii (z kruchą równowagą m.in. dzięki szarej strefie). Gdy przejedzono rezerwy z czasów komunizmu (wyprzedaż majątku), zaczęto kolonizować sferę publiczną, obniżając zakres i poziom świadczeń i przesuwając fundusze publiczne do quasi-rynkowych agencji. Te z kolei wprowadzały część owych funduszy na rynek, traktując to jako substytut formowania kapitału. Postępujące korodowanie państwa nastąpiło u nas wcześniej, niż w Europie Zachodniej. Ale dziś i tam obserwujemy podobne zjawisko, bo kryzys i konkurencja globalna wymuszają nowe, ponadpaństwowe formy władzy, ze znacznie głębszą integracją, niż to przewidywano w ramach UE.

U nas ta sama, globalna dynamika daje inne efekty. Możliwe są tu dwie strategie. Albo - szukanie silnego patrona na zewnątrz, w nadziei na lojalność i ewentualną kooptację do gry w "centrum". Albo - rekonstrukcja gospodarki i państwa, aby "ukompletnić" nasz kapitalizm i zwiększyć szanse na autonomiczny rozwój. Konieczne jest tu, jak proponuje w swoim programie Jarosław Kaczyński, odejście od błędnego pomysłu "koncentracji i dyfuzji" lansowanego przez PO. I, konkretnie, minister Bieńkowską, energicznie przesuwającą, w imię tej koncepcji, środki unijne do "metropolii". A nasze atuty rozwojowe są głównie na tzw. prowincji: małe i średnie, pracochłonne, prawie rzemieślnicze wyroby. Usługi - medyczne i turystyczne dla osób z Zachodu. Towarowe rolnictwo z ekologicznych produktem. Duże złoża nośników energii: gazyfikacja węgla i łupki. Motoryzacja i AGD na średnim poziomie. To wszystko wymaga wsparcia preferencyjnym kredytem, inwestycjami infrastrukturalnymi i - edukacyjnymi.

Gdyby te trzy miliardy euro wrzucane co rok w pseudoszkolenia i tzw. doradztwo, wrzucić w kształcenie nauczycieli i doposażenie szkół - właśnie na prowincji - mielibyśmy i dynamikę, i optymizm, i żywe samorządy. I działające państwo, silne pobudzoną (jak na początku lat 90.) samoorganizacją społeczeństwa. Hasło "zrównoważonego rozwoju" jest bodaj najważniejsze w prezydenckich repertuarze Kaczyńskiego. Dajmy mu - i sobie - szansę!.

Prof. Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski

d2qsldc
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2qsldc