Darmowe posiłki w szkołach. Dzięki nim podnoszą oceny uczniów
Darmowe posiłki dla wszystkich dzieci dają korzystny efekt w postaci poprawiania się ocen uczniów - to tylko jeden z wniosków z najnowszych ekonomicznych badań naukowych.
01.01.2019 13:02
Szczodra polityka socjalną państwa może przynieść efekty. Nora E. Gordon i Krista J. Ruffini przygotowali pracę „School Nutrition and Student Discipline: Effects of Schoolwide Free Meals” (Wyżywienie szkolne i dyscyplina uczniów: skutki powszechnych, darmowych posiłków w szkole).
Analizują w niej skutki wprowadzenia powszechnych – czyli dostępnych dla każdego, bez konieczności spełniania jakichkolwiek kryteriów dochodowych – darmowych obiadów w szkołach w USA, w których jest dużo uczniów z uboższych rodzin.
Wzięto pod uwagę dane z lat szkolnych 2011-2012 i 2015-2016. Okazało się, że wprowadzenie takich programów spowodowało spadek liczby uczniów szkół podstawowych i gimnazjów zawieszanych za zachowanie niezgodne z regulaminem szkoły. Zdaniem autorów to kolejny argument za wprowadzeniem powszechnego darmowego dożywiania w szkołach. Podobne badania z innego okresu wykazały z kolei korzystny efekt w postaci poprawiania się ocen uczniów.
Kluczowe jest by posiłki były dostępne bez opłat i dla każdego, tak by nie stygmatyzować dzieci z biedniejszych rodzin. Tym bardziej, że wprowadzenie jakiegokolwiek kryterium dochodowego sprawa, że część osób, które powinny otrzymać darmowe posiłki ich nie dostaje, ze względu na przeszkody stawiane przez biurokrację.
Niedobry szef
Z kolei Benjamin Artz, Amanda H. Goodall i Andrew J. Oswald przygotowali pracę „How Common Are Bad Bosses?”(Jak często zdarzają się źli szefowie?). Analizują w nich fenomen tzw. złych szefów, czyli osób uważanych przez swoich podwładnych za toksyczne i niekompetentne.
Autorzy cytują słynną „zasadę Petera”, sformułowaną przez Laurence’a J. Petera, a polegającą na tym, że w każdej organizacji typu biurokratycznego jej członkowie awansują aż do momentu gdy będą pełnić funkcję, do której nie mają kompetencji. Problem jest poważny, ponieważ na przykład w USA połowa pracowników twierdzi, że zmieniła miejsce pracy ze względu na złego szefa. Często takie osoby są portretowane w filmach, jak chociażby Miranda Priestly w obrazie „Diabeł ubiera się u Prady”.
Autorzy postanowili zając się tym tematem po tym, jak zorientowali się, że nie mogą znaleźć żadnych szacunków na temat odsetka niekompetentnych szefów. Wykorzystali dane z ankiety European Working Conditions Survey (EWCS) przeprowadzonej w Europie w 2015 r. Ponieważ nie ma definicji „złego szefa” autorzy zdecydowali się stworzyć punktację, w której za poszczególne cechy ocenione przez pracowników w ankiecie przyznawali punkty.
Na przykład na pytanie: „Czy twój szef szanuje ciebie jako osobę?”, gdy odpowiedź była „zdecydowanie tak” to szef otrzymywał 5 punktów, „raczej tak” – 4 punkty, a dla odpowiedzi „zdecydowanie nie” dawano 1 punkt. Pytań było siedem, a więc maksymalnie można było otrzymać 35 punktów. Za złych uznano szefów, których pracownicy ocenili na 20 i mniej punktów.
Według takiego kryterium 13 proc. pracowników (czyli co ósmy) ma niedobrych przełożonych. I tacy szefowie występują najczęściej w sektorze transportowym. Co ciekawe, także 13 proc. szefów otrzymało od swoich pracowników maksymalną możliwą liczbę punktów (35 na 35 możliwych do uzyskania). Najlepsi przełożeni występują najczęściej w małych firmach i tam gdzie pracownicy mają swoje organy przedstawicielskie.
Autorzy zauważają, że w USA 13,5 proc. pracowników zgłaszało w ankietach, iż było ofiarą agresywnego zachowania ze strony swoich przełożonych. W Holandii agresję i „nieprzyjemne zachowania” ze strony szefów odnotowało 11 proc. zatrudnionych. Zbliżony odsetek z tych badań (11 proc. w Holandii, 13,5 proc. w USA i 13 proc. w całej Europie) pozwala przypuszczać, iż częstotliwość występowania złych szefów jest w europejskim kręgu kulturowym podobna.
Wyższa płaca oznacza mniejszą przestępczość
Amanda Y. Agan i Michael D. Makowsky przygotowali pracę „The Minimum Wage, EITC, and Criminal Recidivism”(Płaca minimalna, ulgi podatkowe i recydywa). Analizują w niej wpływ podwyżek płacy minimalnej w USA w latach 2000 – 2014 na los osób, które wyszły z zakładu karnego (takich osób jest co roku w USA 600 tys.).
Okazuje się, że podniesienie minimalnej płacy godzinowej o 0,5 dolara (czyli o ok. 2 zł) sprawia, że prawdopodobieństwo powrotu do więzienia osób, które z niego wyszły spada o 2,8 proc. Z tym, że ten spadek dotyczy tylko osób skazanych za przestępstwa przeciwko mieniu. Nie zanotowano takiego efektu wśród osób, które złamały prawo chroniące życie i zdrowie.
Co ciekawe, byli więźniowie to osoby najmniej chętnie zatrudniane przez pracodawców i w pierwszej kolejności przez nich zwalniane. Nawet jeżeli w wyniku podniesienia płacy minimalnej jacyś byli więźniowie nie zostali zatrudnieni, to znacznie większy odsetek z nich zdecydował się taką pracę podjąć, skuszony wyższymi zarobkami.
Z analizy wynika więc, że legalna praca, nawet za płacę minimalną, jest alternatywą dla przestępstwa i polityka państwa mająca na celu podnoszenie najniższych stawek za pracę może mieć uboczny skutek w postaci niższej przestępczości. Warto o tym pamiętać w toku dyskusji nad częstymi ostatnio podwyżkami płacy minimalnej w naszym kraju.
Dobra sytuacja najbogatszych Niemców
Na koniec ciekawostka ekonomiczno-historyczna. Charlotte Bartels przygotowała pracę „Top Incomes in Germany, 1871-2014” (Najwyższe zarobki w Niemczech, 1871 – 2014). To o tyle interesujący raport, że w słynnej książce „Kapitał XXI w.” Thomas Picketty ograniczył się do szczegółowej analizy koncentracji kapitału w USA, Wielkiej Brytanii i Francji. Charlotte Bartels uzupełnia tę pracę badaniem dochodów w Niemczech.
Na stronie dziewiątej tej pracy znajdziemy wykresy. Wynika z nich, że szczyt koncentracji dochodów miał miejsce w Niemczech u progu I wojny światowej. Wówczas to 10 proc. najlepiej zarabiających Niemców dostawało 47 proc. wartości. wszystkich pensji w kraju. Z tym, że przez poprzednie dekady odsetek ten był stabilny i oscylował wokół 37 proc. Dopiero od 1910 r. można zauważyć gwałtowny wzrost.
I wojna światowa doprowadziła do odwrócenia tego trendu. Około 1925 r. do 10 proc. najlepiej zarabiających Niemców trafiało ok. 32 proc. puli pensji. Pierwsze lata rządów Hitlera doprowadziły do wzrostu tego odsetka do ok. 42 proc., ale pod koniec II wojny światowej spadł on do poniżej 35 proc.
Najlepiej zarabiający w Niemczech mieli najgorszą sytuacją na początku lat 50. Wówczas trafiało do nich tylko 30 proc. zarobków. Od tego momentu ich udział w puli pensji powoli rósł, by ok. 2000 roku osiągnąć ok. 35 proc. Ostatnie dekady to dość szybki wzrost do ok. 42 proc.
Tak więc 10 proc. najbogatszych Niemców jest dziś w tak dobrej sytuacji jak w początkach III Rzeszy. To o tyle zaskakujące, że w USA, Wielkiej Brytanii i Francji po drugiej II wojnie światowej doszło to trwałej redukcji dochodów najbogatszych.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl