DEBATA PAP: Odbicie w gosp. Europy w II połowie '13, chociaż istnieje szereg ryzyk
18.12. Warszawa (PAP) - Odbicie w gospodarce europejskiej powinno mieć miejsce w drugiej połowie 2013 roku, chociaż istnieje szereg ryzyk dla takiego scenariusza, łącznie z...
18.12.2012 | aktual.: 18.12.2012 13:08
18.12. Warszawa (PAP) - Odbicie w gospodarce europejskiej powinno mieć miejsce w drugiej połowie 2013 roku, chociaż istnieje szereg ryzyk dla takiego scenariusza, łącznie z ryzykiem, że cała gospodarka światowa wpadnie w recesję. Jeśli dojdzie do ożywienia w Europie, to będzie ono słabe, a wzrost PKB pozostanie znikomy-uważa większość zarządzających TFI, którzy wzięli udział w debacie PAP.
W zorganizowanej w siedzibie Polskiej Agencji Prasowej debacie wzięli udział: Jarosław Niedzielewski - dyrektor departamentu inwestycji w Investors TFI, Piotr Osiecki - prezes Altus TFI, Jarosław Skorulski - prezes Allianz TFI, Tomasz Tarczyński - prezes Opoka TFI oraz Wojciech Zych - dyrektor ds. instrumentów udziałowych w Quercus TFI.
"To jest już konsensus, że w pierwszej połowie 2013 roku będzie dołek obecnego cyklu gospodarczego na całym świecie, a potem druga połowa będzie dobra. Z drugiej strony nie ma przekonania, że będzie to dynamiczne odbicie jakie mieliśmy w 2009 roku, czy przy kilku innych wyjściach z recesji, kiedy mieliśmy szybkie wyjście z recesji. Teraz nikt tego nie zakłada" - powiedział Jarosław Niedzielewski.
Ze scenariuszem poprawy sytuacji w drugiej połowie przyszłego roku zgadza się Piotr Osiecki, prezes Altus TFI, jednak jego zdaniem będzie to odbicie bardzo nieznaczne, a wzrost PKB będzie niewielki.
"Europa jest trwale słaba. Gra pod dołek koniunktury w pierwszej połowie przyszłego roku to jest pochodna tego, co się dzieje z ekspansywną polityką monetarną EBC i tego, co się globalnie dzieje w bankach centralnych na świecie. Brak jest natomiast jasnych sygnałów z samej gospodarki, które by wskazywały, że gospodarka jest konkurencyjna i że może wejść znowu na ścieżkę trwałego wzrostu gospodarczego. Słuchałbym Angeli Merkel, która mówi, że wychodzenie z kryzysu będzie długie i mozolne. Taki jest konsensus, ale powinniśmy się przyzwyczaić do relatywnie niskich wskaźników opisujących wzrost gospodarczy, że to będzie szuranie po dnie niż wyraźne odbicie" - ocenia.
"Trudno mi sobie wyobrazić, żeby spowolnienie gospodarcze w Europie zakończyło się w drugiej połowie przyszłego roku i żeby Europa weszła na ścieżkę trwałego wzrostu, gdyż nie widzę przesłanek do większej konkurencyjności. Relatywnie niska baza będzie pomagać temu, że odczyty będą relatywnie lepsze" - dodaje Osiecki.
Zupełnie inne postrzeganie tendencji rozwojowych w 2013 roku zakłada Tomasz Tarczyński, prezes Opoka TFI, w jego ocenie przyszły rok przyniesie pogłębienie obecnych słabych wskaźników makroekonomicznych oraz globalną recesję.
"Wydaje nam się, że w przyszłym roku jest większe prawdopodobieństwo tego, że będziemy mieli skoordynowaną recesję na całym świecie, do której dołączą też Stany Zjednoczone. Zakładamy, że nastąpi pogłębienie niekorzystnych zjawisk, a nie ich wyhamowanie, co w długim terminie będzie niekorzystne dla rynków, dla których liczy się przede wszystkim cashflow generowany przez spółki. To co robią władze monetarne, jest poprawianiem płynności, a nie wypłacalności. Kraje, które były niewypłacalne, nadal takimi są. To są narzędzia krótkoterminowe. To jest trochę jak z narkotykami, rynki się przyzwyczajają i wartość krańcowa kolejnego programu jest coraz mniejsza" - powiedział.
Z umiarkowanym optymizmem na 2013 rok patrzy prezes Allianz TFI Jarosław Skorulski, chociaż jego zdaniem poprawa w gospodarce europejskiej w 2013 roku będzie znikoma.
"Można patrzeć w przyszłość z pewnym optymizmem, ale ten optymizm musi być cały czas z pewnymi warunkami, co się będzie działo w przyszłym roku. Mówi się, że USA i Chiny w drugiej połowie 2013 roku powinny spowodować, że poprawi się gospodarka w Niemczech, co z kolei pociągnie całą strefę euro. Szansa na to jest, choć będzie to zapewne pełzający wzrost" - uważa Skorulski.
Zarówno Skorulski, jak i Wojciech Zych, dyrektor ds. instrumentów udziałowych w Quercus TFI, nadal dostrzegają zagrożenie w kryzysie zadłużenia strefy euro.
"Wychodzenie gospodarek z kryzysu może nie będzie odbywało się w tak silnym tempie, jak zakłada scenariusz konsensusowy. Problemy zadłużenia krajów południa Europy i nie tylko będą dawały o sobie znać, gdyż dusi ono gospodarkę strefy euro. W mojej ocenie scenariusz konsensusowy ma w sobie ryzyka" - ocenia Zych.
"Z niedawnej prezentacji funduszu PIMCO, który jest częścią grupy Allianz, utkwiło mi kilka sformułowań, które charakteryzują obecną sytuację na świecie. To pojęcia nierównowagi wzrost i czas oraz innormal. Wszystkie nierównowagi, które zdarzyły się w ostatnim okresie, głównie spowodowane olbrzymim zadłużeniem obywateli, korporacji i rządów. Na szczycie takiej kry lodowej płynącej po rzece widać zadłużenie rządowe, o którym się najgłośniej mówi, ale pozostałe dwie trzecie takiej góry to zadłużenie obywateli i korporacji. Żeby z tego wyjść, potrzebujemy wzrostu gospodarek i czasu. Nie jesteśmy w stanie wyjść z tego szybko, a wzrost nie będzie dramatycznie wysoki, a jeśli będzie, to raczej pełzający i słaby" - dodaje Skorulski.
Część przedstawicieli TFI widzi szanse na to, że gospodarka globalna, w tym europejska nie będą w przyszłym roku w recesji dzięki poprawie koniunktury na Dalekim Wschodzie oraz USA, jednak dla wielu z nich taki scenariusz obarczony jest dużym ryzykiem.
"Moim zdaniem Stany Zjednoczone i rynki wschodzące uratują świat przed wejściem w globalną recesję jak w roku 2009. Wtedy mieliśmy totalne tąpnięcie, teraz chociażby wskaźniki PMI, o których może nawet za dużo się mówi, nie są na poziomie trzydzieści kilka, jak w 2009 roku, ale krążą wokół 50 pkt. Pytanie, czy z tej stabilizacji na poziomie plus minus 0 proc. wzrostu gospodarczego, która będzie trwała przez kolejne kwartały, zejdziemy w dół, czy będziemy jednak się podnosić, jak zazwyczaj się to działo przez kilka ostatnich cykli przez 20 lat. Zazwyczaj było to szybkie wyjście, tym razem chyba nikt nie przewiduje, że to wyjście będzie szybkie" - uważa Niedzielewski z Invesors TFI.
Z kolei prezes Altus TFI nie wierzy w siłę napędową Chin i USA jako motor wzrostu dla gospodarki Europy.
"Nie postawiłbym tezy, że Europa uzdrowi się przez rosnącą gospodarkę chińską czy amerykańską. Ja trwale nie wierzę w Europę z powodów strukturalnych, demograficznych, zadłużeniowych i braku konkurencyjności. Widać wyraźny podział na kraje konkurencyjne, jak Niemcy czy Polska, i niekonkurencyjne, jak kraje peryferyjne. Trudno sobie wyobrazić, co musiałoby się stać, żeby mówiąc kolokwialnie, one wypaliły" - zaznacza Osiecki.
"W długim horyzoncie bardziej wierzę w Stany Zjednoczone, bo tam elastyczność jest oczywiście dużo większa i oni są bardziej skuteczni w rozkręcaniu wzrostu gospodarczego, ale to nie musi być złe dla rynków finansowych w przyszłym roku" - dodaje.
BANKI CENTRALNE STABILIZUJĄ, ALE NIE ROZWIĄZUJĄ PROBLEMÓW
W ocenie większości przedstawicieli funduszy inwestycyjnych prowadzona obecnie polityka monetarna światowych banków centralnych stabilizuje sytuację krótkoterminowo, jednak nie rozwiąże problemów strukturalnych.
"Niskie stopy procentowe plus działania banków centralnych utrzymują gospodarki na całym świecie. W połowie grudnia były wybory w Japonii i partia, która prawdopodobnie dojdzie do władzy, już zapowiada, że będzie mocno wspierała ostre działania głównych banków centralnych, więc będzie kolejny wspierający bank centralny. Jeszcze jakiś czas temu z dużym niedowierzaniem przyjmowałem politykę banków centralnych i drukowanie przez nich pieniędzy, zawsze było to przez wielu ekonomistów piętnowane nie jako droga wyjścia z kryzysu, a jedynie sposób na jego złagodzenie czy zakumuflowanie. Dzisiaj musimy się do tego przyzwyczaić i pewnie będziemy chodzić po takiej krawędzi przez najbliższe lata" - mówi Jarosław Skorulski z Allianz TFI.
"Czy środki, które podjęły banki centralne, rzeczywiście spowodują poprawę stanu i wyzdrowienie pacjenta, czy tylko utrzymujemy go przy życiu. Walczymy ze skutkami, a nie z przyczynami choroby. To, co się wydarzyło, pokazało, że te działania były skuteczne. Zapobiegliśmy katastrofie finansowej, widzimy światełko w tunelu, ale zagrożeń jest bardzo wiele. Żaden z krajów nie podjął radykalnych reform, z wyłączeniem tych, którzy zostali do tego zmuszeni" - dodaje.
Na krótkoterminowe pozytywne działanie polityki EBC i Fed zwraca też uwagę Wojciech Zych z Quercus TFI.
"Zwróciłbym uwagę, że politycy dorobili się w tym ostatnim cyklu koniunkturalnym narzędzia, które w krótkim terminie na pewno pomaga, czyli wspieranie przez EBC i Fed, to przynosi w krótkim terminie stabilizację. Jeśli będą kolejne stresujące sytuacje dla gospodarek, to politycy ponownie sięgną po te narzędzia i to pomoże. Zobaczymy, jak to odbije się na gospodarkach w dłuższym terminie i czy nie będzie ich dławić" - powiedział.
"Cuda czyni ekspansywna polityka monetarna, ilość pieniądza na rynku, gaszenie pożaru długu publicznego w krajach peryferyjnych strefy euro, co buduje stabilizację na niskich poziomach. Politycy nie mają żadnej motywacji do tego, żeby powstrzymać drukowanie pieniędzy, ich horyzont bardzo się skraca. To co jest dzisiaj grane, będzie grane nadal, czyli utrzymywanie ujemnych realnych stóp procentowych i nominalnych bardzo bliskich zeru, żeby maskować problemy strukturalne" - wtóruje mu prezes Altus TFI Piotr Osiecki.
Prezes Allianz TFI przypomina jednak, że ekspansywna polityka pieniężna niesie za sobą ryzyko inflacji.
"Pewnym zagrożeniem może też być inflacja, o której prawie w ogóle się nie wspomina. Patrząc historycznie, inflacja nigdy nie podnosiła się stopniowo, zawsze były jej wybuchy. Inflacja zależy od podaży pieniądza i szybkości jego obiegu. Dzisiaj szybkość obiegu spada, mimo że podaż pieniądza rośnie, dlatego inflacji nie ma. Ale nie wiemy, czy w pewnym momencie nie dojdzie do skoku inflacji, gdy gospodarki zaczną ruszać i banki będą musiały wycofać płynność" - uważa Skorulski.
Bartek Godusławski, Piotr Rożek (PAP)
bg/ pr/