Dłużników mniej, zadłużenie rośnie

W 2011 roku pierwszy raz od czasu kryzysu przestała narastać liczba dłużników. Nie ma się jednak specjalnie czym szczycić, bo cały czas ponad 2 mln z nas ma problemy z regulowaniem rat kredytów, rachunków za telefon czy opłat za mieszkanie. A przez ubiegły rok ogólna suma zaległego zadłużenia urosła o 40 proc. - wynika z raportu InfoDług.

Dłużników mniej, zadłużenie rośnie
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

10.01.2012 | aktual.: 10.01.2012 13:49

W 2011 roku pierwszy raz od czasu kryzysu przestała narastać liczba dłużników. Nie ma się jednak specjalnie czym szczycić, bo cały czas ponad 2 mln z nas ma problemy z regulowaniem rat kredytów, rachunków za telefon czy opłat za mieszkanie. A przez ubiegły rok ogólna suma zaległego zadłużenia urosła o 40 proc. - wynika z raportu InfoDług.

Od upadku Lehman Borthers problemy z zadłużeniem Polaków rosły lawinowo. Wystarczy spojrzeć na dane z października 2009 roku, kiedy to z płatnościami zalegało 1,6 mln osób, by w następnym roku tzw. klientów podwyższonego ryzyka było już ponad 2 mln. Na szczęście miniony rok daje nadzieję, że teraz może być już tylko lepiej. Przez ostatni rok dane BIG InfoMonitor wskazują, że liczba dłużników urosła o niecałe 100 tys., a od kilku miesięcy można zaobserwować nawet lekką tendencję spadkową

- Nie jest to sytuacja zła, ale wymaga kontroli. Według Bankowego Funduszu Gwarantowanego wskaźnik jakości złych kredytów przekracza nieznacznie 7 proc. i w zeszłym roku nieco spadł - mówi Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich.

Kluczowy dla osób, które dziś mają problemy ze spłatą był rok 2008. To właśnie w nim udzielano jak śmieją się bankowcy "pożyczek na kartę rowerową". Portfel złych kredytów z tego roku jest znacznie większy zarówno w kredytach konsumpcyjnych, jak i mieszkaniowych. Te pierwsze zaciągane są najczęściej na okres 12-36 miesięcy, więc kłopoty z nimi powoli się kończą. Dużo gorzej sytuacja wygląda z 30-letnimi kredytami hipotecznymi. Szczególnie walutowymi.

- W ostatnich miesiącach proces przybywania złych kredytów walutowych przybiera na sile. W ubiegłym roku, gdy kurs franka rósł, nie było miękkiej poduszki w postaci obniżek stóp procentowych. Dlatego coraz więcej kredytobiorców przestaje płacić raty - tłumaczy dr Andrzej Topiński, główny ekonomista Biura Informacji Kredytowej.

W zeszłym roku procent niespłacanych mieszkaniowych kredytów walutowych udzielonych w 2008 roku urósł z 1,5 proc. do 2,3 proc. Z danych widać wyraźnie, że kredytobiorcy przestali płacić raty, gdy frank poszybował powyżej 3,6 zł. Warto jednak zwrócić uwagę, że nawet najgorszy 2008 rok jest i tak lepszy niż ogół niespłacanych kredytów złotówkowych - na październik 2011 roku było to 3,3 proc.

- Trzeba pamiętać, że to jest zupełnie inna skala niż w Hiszpanii czy USA, gdzie ten odsetek przekraczał 50 proc. Problemem jest tylko to, że nie wiadomo co dalej będzie się działo z gospodarką i w konsekwencji z tymi kredytami - mówi Pietraszkiewicz.

Raport InfoDług opracowywany przez BIG InfoMonitor nie dotyczy jednak tylko banków. Zbiera dane o zaległościach Polaków względem telekomów, dostawców prądu czy gazu. Niestety, pomimo ustabilizowania się liczby nierzetelnych płatników, cały czas rośnie średnie zadłużenie każdego z nich. Na koniec 2011 roku przekroczyło 17 tys. zł, podczas gdy jeszcze rok temu było to 12,6 tys. zł

Łącznie Polacy nie oddali blisko 35,5 mld zł i w stosunku do listopada 2009 roku zadłużenie urosło o ponad 150 proc. Rekordzistą jest niezmiennie mieszkaniec województwa mazowieckiego, którego zaległość wynosi bagatela 96 mln 376 tys. zł.

Andrzej Topiński daje też przykład pana Adama, który w 14 miesięcy zaciągnął 24 kredyty w 13 bankach. Zaczął od kredytu mieszkaniowego, który spłacił kolejnym kredytem hipotecznym, ale już na dużo wyższą kwotę. W 2007 roku masowo zaczął zaciągać kredyty gotówkowe oraz korzystać z kart kredytowych. Raty pierwszych kredytów spłacał najprawdopodobniej z kolejnych zaciąganych pożyczek. W sumie w 2008 roku, gdy banki zorientowały się z kim mają do czynienia, miał już dług wynoszący ponad 130 tys. zł i ponad 30 kredytów(razem z kartami kredytowymi). Do tego hipotekę we frankach na zakup mieszkania, który jako jedyny dług spłaca rzetelnie do dziś.

Z życia na kredyt nie potrafił jednak zrezygnować, bo jeszcze w 2009 roku próbował zaciągnąć kolejną bankową pożyczkę. Wciągu miesiąca odwiedził co najmniej 60 banków, bo aż tyle było zapytań w Biurze Informacji Kredytowej. Kryzys jednak sprawił, że pożyczki przestały być rozdawane na prawo i lewo. Pan Adam przez Lehman Brothers kredytu już nie dostał.

Jak podkreśla dr Andrzej Topińskich, takich panów Adamów w Polsce jest więcej. Zaledwie parę lat wstecz banki rozdawały kredyty lekką ręką. Dopiero przyjście kryzysu sprawiło, że wszyscy zaczęli zaglądać do BIK i przestali udzielać pożyczek tylko na dowód. Pomimo to banki cały czas dobrze sobie radzą.

- Według PricewaterhouseCoopers nawet po odliczeniu strat takich złych kredytów banki mają zysk z pożyczek w okolicach 6 proc. I to nie licząc prowizji. Po jej doliczeniu, będzie to zapewne kilkanaście procent zysku - mówi dr Andrzej Topiński.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)