Dobry czas dla liderów

Skąd wziąć kapitał w kryzysie, dlaczego warto teraz kupować firmy, czy powinniśmy szybko wejść do strefy euro, czy inwestować w branżę żywnościową - mówi Janowi Bazylowi Lipszycowi prezes Enterprise Investors Jacek Siwicki.

Dobry czas dla liderów
Źródło zdjęć: © Rynek Spożywczy

27.03.2009 13:46

*Polska strategia na kryzys jest inna niż realizowana przez USA i większość krajów europejskich, które pompują w gospodarkę masę pieniędzy. Czy polski rząd jako jedyny nie zwariował, czy też wprost przeciwnie? *
Tak krawiec kraje, jak mu materii staje. Sądzę, że w naszej sytuacji powinniśmy pilnować poziomu deficytu i konsekwentnie przeć do euro. Nie stać nas na inne rozwiązanie.

*Nie mamy innego wyjścia, bo... *
Nie mamy. Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak trudną rzeczą jest teraz zdobycie kapitału na rynkach finansowych, nawet dla kraju takiego jak Polska. Myślą, że to nie problem zwiększyć deficyt o kilka miliardów. I mówią to ci sami przedsiębiorcy, którzy mają w tym samym czasie problemy z przekonaniem swoich banków, żeby im linię kredytową przedłużyły. Na nasze obligacje po rozsądnych cenach nie ma chętnych.

*Musielibyśmy płacić za nie nie dwa razy więcej niż Wielka Brytania czy USA, ale pięć. *
Minister Rostowski wskazywał ostatnio w wywiadach, jakie są różnice pomiędzy obligacjami rządu USA oprocentowanymi na 2 proc., a węgierskimi po 11.

*Na ile szkodzi nam to, że jesteśmy postrzegani jako region, jako całość razem z gospodarkami, które są w o wiele gorszym stanie? *
Z patrzeniem na nas jako na regionalną całość jest trochę tak, jak z opcjami walutowymi - jak się na nich traci, to jest źle, ale jak się zarabiało przez kilka lat, to wszyscy byli zadowoleni. Nie tak dawno zyskiwaliśmy na tym, że jako region byliśmy dobrze postrzegani. Teraz tracimy, bo nasz region to nie tylko Polska czy Węgry, ale także kraje bałtyckie, Ukraina i Rosja. Słowacja już nie, bo jest w strefie euro.

*W Polsce panuje teraz strach przez euroobligacjami. Mówi się, że jeśli zostaną wprowadzone, to na nasze nie będzie chętnych w ogóle, nawet gdy będą wysoko oprocentowane. Że nikt nam nic nie pożyczy. Czy to tylko straszak, czy realna groźba? *
Ta sprawa ma dwa wymiary. Jeden jest polityczny - czy po to rozszerzano Unię, żeby teraz powiedzieć części nowych członków - nie jesteście nam potrzebni, radźcie sobie sami? Ale nie chce mi się wierzyć, żebyśmy zostali tak odstawieni do kąta.

*A wymiar finansowy? *
O euroobligacjach mówi się od wielu lat i kończyło się na gadaniu. Gdyby się okazało, że jest taki produkt na rynku, bo czas jest wyjątkowy, to jednak nie będzie to takie proste. Są w UE różne kraje - Niemcy i Francja, ale także np. Grecja, są bardzo różne gospodarki, inne poziomy ryzyka. Euroobligacje to nie byłby taki prosty do sprzedania jednorodny produkt.

Gdyby jednak był, to nie znaczy, że nikt nam grosza nie pożyczy, ale warunki, na jakich to będzie gotów zrobić, będą trudniejsze.

Wtedy trzeba by się zastanowić, czy skoro jest koalicja "starej" Europy, nie należy stworzyć koalicji "nowej" i wspólnie starać się naszą biedę sprzedawać. Czy z kryzysem każdy ma sobie radzić sam, czy próbować łączyć siły?

*Propozycje dzielenia Unii na kraje lepsze i gorsze pojawiają się co jakiś czas. Na przykład na te, które przeszły na euro i całą resztę. Rząd Polski prze do szybkiego wprowadzenia euro. Ma rację, chcąc przyśpieszyć prace nad euro z powodu kryzysu, czy też rację ma opozycja, chcąc z tego samego powodu je opóźnić? *
To jest dobry czas na dyskusję, bo wielu ludzi w bardzo praktyczny sposób zrozumiało, co to znaczy nie być w strefie euro, czym grożą różnice kursowe i że opcje walutowe nie są cudownym sposobem pomnażania pieniędzy. *Jeżeli rolnicy mówią, że woleliby być w strefie euro, gdyż tracą na unijnych dopłatach z powodu kursu złotego... *
To jest bardzo przyśpieszony kurs ekonomii. Teraz można ludziom powiedzieć - sami widzicie, ile to was kosztuje.

Mamy przykład Słowacji, która się na euro zdecydowała i miliony Polaków obciążonych wyższymi ratami kredytów we frankach szwajcarskich. I kolejny argument - jeżeli w eurolandzie odsetki od kredytów są niższe, czy to nie jest kusząca perspektywa, zarówno dla budżetów domowych, jak i dla budżetu państwa? Politycy mówią, że przyjmując euro, stracimy suwerenny wpływ na narodową walutę. Mam wrażenie, że z punktu widzenia pana Kowalskiego, który przelicza nerwowo rosnące raty kredytu we frankach, ta suwerenność nie jest najważniejsza, tak jak to, czy będzie ustalać coś prezes Skrzypek czy prezes Trichet. A może nawet wolałby, aby ustalał prezes Trichet.

*Zejdźmy z makroekonomii na poziom firmy. Banki nie chcą dawać kredytów, na giełdę też nie można liczyć. Skąd firmy mają brać pieniądze na rozwój? *
Banki podobno chcą, ale nie mogą.

*Nie mogą, bo im zagraniczne szefostwo nie pozwala? *
To jeden problem, ale drugi, ważniejszy, czy wszyscy zdają sobie sprawę z tego, co się tutaj będzie działo? Przedsiębiorcy nie biorą pod uwagę tego, że odnowienie zwykłego kredytu obrotowego może być problemem, skoro go bez kłopotów rolowali od 15 lat.

A teraz bank może powiedzieć - chcemy w terminie wygaśnięcia umowy kredytowej dostać te pieniądze. I koniec.

*Katastrofy w wielu firmach są jeszcze przed nami? *
Będzie taki sam problem, jak z opcjami walutowymi - okaże się, że trzeba było dokładnie czytać umowy. A wielu ludzi myśli tak - współpracujemy z bankiem od wielu lat, biznes jest coraz większy, znana marka, jestem coraz bardziej wiarygodny, dlaczego bank ma zerwać współpracę? Okaże się też, że mają kłopoty kooperanci, bez których nie da się zrobić produktu finalnego. Namawiam prezesów naszych spółek, żeby zrobili dokładny przegląd zależności kooperacyjnych.

*Skąd wobec tego brać kapitał? Wiele firm będzie sobie na to dramatyczne pytanie musiało wkrótce odpowiedzieć. *
Trzeba sobie przypomnieć, że dokumenty finansowe to nie tylko rachunek wyników i bilans, ale jeszcze rachunek przepływów pieniężnych, czyli cash-flow. Trzeba uważnie zarządzać gotówką i konsekwentnie ciąć wszelkie wydatki, które nie są niezbędne.

*Tak jak rząd, który pokazuje, że w ciężkich czasach trzeba oszczędzać. *
Trzeba sobie przypomnieć umiejętności sprzed 7-8 lat, ale z drugiej strony nie dać się zwariować, bo pojawią się różne okazje, gdy inni będą mieli kłopoty.

*Czas na kupowanie? *
Tak, ale także na agresywne działanie na rynku. Wiele giełdowych firm mówi - dla nas, lidera w branży, to jest dobry czas, bo zanim my dostaniemy katar, konkurenci wymrą na zapalenie płuc. Trzeba myśleć dwojako - jedna półkula mózgu tnie koszty i handryczy się o każdą złotówkę, a druga myśli, jakby tu przejąć kogoś. I nie patrzeć tylko na krajowy rynek, bo może się np.okazać, że wielki niemiecki konkurent jest w bardzo trudnej sytuacji i za parę złotych można go przejąć albo zająć jego miejsce na rynku.

Trzeba więc robić oszczędności za sto tysięcy i myśleć o ekspansji za miliony. Ale muszą to robić dwa różne zespoły w firmie.

*Co w takiej sytuacji robią fundusze, takie jak Enterprise Investors? *
Spadają wyceny giełdowe i ceny negocjacyjne i można zacząć rozmawiać o kupowaniu firm nieporównanie taniej niż pół roku temu. Do transakcji może zacząć dochodzić za 3-6 miesięcy.

*Są branże bardziej narażone na kłopoty, choćby motoryzacja i budownictwo. Ocenia się, że stosunkowo bezpieczne są teraz handel żywnością i jej produkcja i w nie warto inwestować. *
Ale jaki handel - dyskonty czy sieci delikatesowe? Są tacy, którzy mówią, że klient nie kupi nowego samochodu, ale na odrobinę luksusu w postaci ulubionej dobrej wędliny będzie go stać, a inni uważają, że pod Lidl będzie przyjeżdżać coraz więcej mercedesów i nikt się nie będzie wstydzić, że tam kupuje. Ale generalnie zgoda - sektor związany z konsumentem jest bardziej bezpieczny i przewidywalny.

Łatwiej śledzić, jak konsumenci reagują na sytuację gospodarczą i na bieżąco dostosowywać do tego swoją strategię.

*Czy Enterprise Investors ma plany kolejnych po Kofoli inwestycji w sektor żywnościowy? Macie już spore doświadczenie w tej branży. *
Inwestowaliśmy w kilkanaście w sumie sieci sklepów detalicznych, więc jak ktoś przychodzi rozmawiać o sklepach, to łatwiej nam ocenić projekt, znaleźć menedżerów, ocenić kwalifikacje dotychczasowej kadry.

*Są rozmowy z jakimiś firmami z branży spożywczej? *
Tak, ale za wcześnie mówić o konkretach. Nie mogę powiedzieć, w jakim sektorze, bo jak się celuje w lidera czy wicelidera, to za łatwo byłoby ustalić, o jakie firmy może chodzić. A uważamy, że teraz łatwiej się będzie żyć bogatym firmom, one będą konsolidowały wokół siebie i właśnie takie nas interesują.

*Są branże spożywcze skonsolidowane, są bardzo rozdrobnione. Czy wasi analitycy wskazują, które są bardziej interesujące? *
Szukamy firm, które mają rozpoznawalną markę i nie mam na myśli tylko towarów z górnej półki. Taki brand może być z górnej lub dolnej półki, może być lokalny lub regionalny, ale musi być dobrze znany.

*Tak jak np. serek wiejski z Piątnicy? *
Mleczarstwo w Polsce jest głównie spółdzielcze, a ta forma własności ma wiele wad, które transakcje z private equity mocno utrudniają. Rozmawialiśmy z kilkoma mleczarniami, ale bez efektów. To jest problem nie biznesowy, nie finansowy, ale transakcyjny - jak te pieniądze w nie włożyć.

*Jak oceniacie inwestycję w Kofolę? *
Dopiero od listopada ub.r. jesteśmy głównym właścicielem. Uważamy, że zarząd ma duże doświadczenie w rewitalizacji marek, mamy nadzieję, że ludzie będą pili to, co Kofola produkuje, jesteśmy optymistami.

Jestem w tej firmie 17 lat, przeżyliśmy kilka kryzysów i ze spokojem patrzymy na obecny. Trudno jest teraz prognozować, ale może się okazać, że za dwa-trzy lata z uśmiechem będziemy wspominać te problemy.

*Ale co radzić firmom, które muszą dziś podejmować decyzje? Były plany giełdowe, projekty inwestycji ... *
Myśmy też mieli dwa prospekty zatwierdzone w zeszłym roku i uznaliśmy, że rok-dwa poczekamy, bo te firmy są fundamentalnie zdrowe. Skoro nie giełda, to trzeba szukać partnera finansowego, dla mniejszych - kapitału w najbliższym otoczeniu, u rodziny, znajomych. Ale jest superważne, żeby sobie uświadomić, że opinie, iż kapitał jest tak drogi, to nie są makrobajki, że na każdym poziomie będzie problem ze zdobyciem go. Skoro minister Rostowski narzeka, że nie jest w stanie zwiększyć deficytu, bo nie pożyczy o 10 mld złotych więcej po rozsądnej cenie, to Kowalski nie pożyczy 10 mln, a Malinowski 100 tysięcy.

*Gorącym tematem są teraz opcje walutowe, a dobrym przykładem problemy giełdowej spółki PKM Duda, lidera w branży mięsnej. Jakie nauczki płyną z tego przykładu? *
Podobny problem ma Zelmer - jestem przewodniczącym rady nadzorczej. Łatwiej mi na tym przykładzie mówić. Pierwsza sprawa - żadnych luźnych, nieautoryzowanych wypowiedzi, mówić mało i superprecyzyjnie. Nie wchodzić za bardzo w szczegóły, ale się z rynkiem trzeba komunikować. To jest klasyczna sytuacja zarządzania kryzysem i trzeba sobie to uświadomić jasno i mówić - tak lub nie, mieliśmy opcje, będą straty w takiej i takiej wysokości.

No i zasadnicza kwestia - nie ścigać się z fachowcami w prognozowaniu, po ile będzie euro za pół roku. Nikomu się w połowie 2008 r. nie śniło, że będzie po 4,90 zł. Przypomnijmy tylko, że jak firmy na opcjach zarabiały, to nikt o tym nie pisał, nie ostrzegał. A jak banki w 2006 i 2007 r. płaciły za opcje, to nikt się nad nimi nie litował.

Poważni ludzie, którzy w swoim biznesie nie odpuszczali w negocjacjach 10 groszy w cenie produktu, uwierzyli, że zarobią bez ryzyka miliony, a teraz czują się oszukani.

*A co z osobistą odpowiedzialnością menedżerów, którzy wpuścili swoje firmy w opcje? Umowy z bankami podpisywali konkretni ludzie. *
Trzeba patrzeć na ich działalność w perspektywie całej ich pracy w firmie.

Jeżeli ktoś podwoił sprzedaż, a zysk zwiekszył czterokrotnie, to jego błąd z opcjami trzeba widzieć na tle całej reszty. Poza tym - dziś euro jest po 4,80 zł, ale my jeszcze z opcji nie wychodzimy, to zobaczmy, po ile będzie, kiedy będziemy zamykać tę pozycję. Rozliczmy się z całości.

Zobaczmy, jak uda się te opcje zrestrukturyzować, poczekajmy na wejście Polski do strefy euro - i po jakim kursie - i wtedy oceńmy, ile firmę rozliczenie z bankiem kosztowało.

*Namawiamy więc do zachowania spokoju. *
I mamy sojuszników - premiera Tuska, ministra Rostowskiego. Może włączy się też prezes Skrzypek. Na wicepremiera Pawlaka bym nie liczył, bo jego pomysł, jakkolwiek szlachetny, nie da się raczej zrealizować.

Jan Bazyl Lipszyc

firmaeksportżywność
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)