Dokument bogoojczyźniany. Nowe paszporty mają subtelność cepelii
Bóg, Honor, Ojczyzna – takimi słowami będzie opatrzona główna strona w nowych paszportach. I już wywołuje to falę oburzenia. Ale to nie koniec kuriozów we wzorze dokumentu.
Nowy wzór paszportu, który obowiązuje od 5 listopada, jeszcze na etapie prac wzbudzał kontrowersje. W pierwotnej wersji miały się w nim znaleźć wizerunki miast, które jeszcze przed wojną należały do Polski, czyli Wilna i Lwowa. Ktoś przytomnie spytał wtedy, jak byśmy zareagowali na niemieckie paszporty z wizerunkiem Wrocławia, Opola czy Szczecina.
Szpilkę naszym wschodnim sąsiadom udało się jednak wbić. Na jednej ze stron paszportu wśród wybitnych postaci, zdarzeń, organizacji czy miejsc związanych z odzyskaniem niepodległości postanowiono uhonorować Korpus Ochrony Pogranicza. Była to wojskowa formacja, która miała chronić wschodnie krańce Rzeczypospolitej. I to z dwóch stron: od sowieckiej, skąd przerzucano dywersantów i agentów, i od zewnętrznej, tj. przez zwalczanie dążeń niepodległościowych narodów zamieszkujących II RP. Nieoficjalnym zadaniem KOP-u było „umacnianie polskości” na wschodzie. W praktyce żołnierze KOP i ich rodziny tworzyli zamknięte enklawy, postrzegane z niechęcią zarówno przez mniejszości, jak i rdzennych Polaków.
Kontrowersyjny projekt nowego paszportu
To nie jedyna kontrowersja w nowym dokumencie. Inną jest umieszczenie wizerunku Romana Dmowskiego. Na prawicy podkreśla się jego zasługi w walce o uznanie interesów Polski na konferencji pokojowej w Wersalu, gdzie Dmowski występował jako przewodniczący Komitetu Narodowego Polskiego. Ale już wtedy uczestnicy konferencji reagowali ze zdumieniem i zażenowaniem na jego antysemickie enuncjacje i wojujący szowinizm. Pytanie, czy taka postać faktycznie zasługuje na upamiętnienie w nowych paszportach. I to obok prezydenta Gabriela Narutowicza, przeciwko któremu jego formacja rozpętała kampanię nienawiści.