Drastyczna zmiana ceny truskawek z dnia na dzień. Co się dzieje?
W weekend, w ciągu zaledwie doby, ceny truskawek na rynku hurtowym w Broniszach spadły o kilkanaście złotych za łubiankę. Dzisiaj za koszyczek trzeba zapłacić już mniej niż 10 zł. Ekspert tłumaczy nam, z czego to wynika i dlaczego ceny na bazarach też zmieniają się z dnia na dzień.
- Generalnie w sobotę rynek jest nieczynny. Zamykamy go o godz. 10:00 i otwieramy po południu, więc handel trochę kuleje. Tym razem była bardzo niska podaż, a w niektórych miejscach na Mazowszu wystąpiły przelotne opady i nie zbierano truskawek. Było ich mniej i automatycznie cena wzrosła - tłumaczy weekendowe wahania w rozmowie z WP Finanse Maciej Kmera, ekspert rynku hurtowego w Broniszach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polak "odkrył" ogromne złoża metali szlachetnych - Paweł Jarski - Elemental Holding w Biznes Klasie
Ceny truskawek w dół. Ekspert tłumaczy
W sobotę 8 czerwca 2024 r. na rynku hurtowym w Broniszach pod Warszawą hurtownicy liczyli sobie od 22 do 24 zł za łubiankę truskawek. Już w nocy z sobotę na niedzielę nastąpiła duża zmiana. Ceny owoców spadły do 13-14 zł za koszyczek.
Kmera przyznał, że wieści o niskiej podaży i wysokiej cenie szybko się rozeszły, więc rolnicy natychmiast zaczęli zrywać owoce. - W powiecie płońskim widziałem dziesiątki osób na plantacjach - przyznaje. Obecnie ceny truskawek wahają się od 6 do 9 zł/kg (średnio 8 zł).
Na rynku producenckim podaż jest bardzo niestabilna. Przykładem mogą być też ziemniaki młode odmiany Irga, które w piątek sprzedawano za ponad 3 zł/kg, bo było ich niedużo. Dziś w nocy cena spadła do 2 zł/kg - podkreśla nasz rozmówca.
Działa to w ten sposób, że rolnicy orientują się, że jest dobra i cena i nagle wszyscy jadą sprzedawać. Jednak ekspert uważa, że w ten sposób tylko "psują cenę i niepotrzebnie się denerwują".
- Jakość tych truskawek jest bardzo zróżnicowana. Mamy mniej truskawek z kategorii "extra" - ubolewa Kmera.
W piątek taniej niż w sobotę. "To naturalne"
Redakcja WP Finanse wybrała się na poszukiwanie truskawek na jeden z bazarów w Warszawie. W sobotę ceny oscylowały wokół 14-16 zł/kg. Klienci otwarcie wskazywali, że w piątek kupowali truskawki za 10 zł/kg i komentowali "no tak, jest weekend, więc cena od razu wyższa".
Kmera, dopytywany o to, czy to naturalne, że w weekend klienci detaliczni płacą więcej, przyznaje, że "trochę więcej trzeba zapłacić, ale to też zależy od tego, jak wygląda sytuacja na rynku hurtowym".
- Na bazarkach warszawskich truskawki są dystrybuowane wieloma kanałami. Niewielka część idzie przez rynek hurtowy, a mnóstwo truskawek jest przywożonych na bazarki bezpośrednio od producentów. Liczy się czas, a teraz jest wilgotno i ciepło, truskawki szybko na to reagują - podkreśla.
Tymczasem na Broniszach handel zanika w piątek po godz. 9:00 ze względu na przerwę sobotnią. - Rynek zawsze działa z wyprzedzeniem. My obserwujemy wzmożony popyt na rynek w czwartek, bo wszyscy kupują i na piątek i na sobotę - szczególnie, gdy sklepy są oddalone o więcej niż 50 km. Handel detaliczny ma wysokie obroty również w poniedziałek, a my obserwujemy to w niedziele. To jest naturalne - wyjaśnia.
Brakuje rąk do zbierania owoców
Sprzedawcy, z którymi rozmawialiśmy ubolewali, że to już końcówka polskich truskawek, bo pogoda pokrzyżowała plany. Jednak Kmera uważa, że pogoda to tylko jeden czynnik.
- Producenci nie inwestowali za bardzo w swoje plantacje. Słusznie obawiali się, jeśli nawet wyprodukują zadbany towar, to nie będzie miał kto go zebrać. Jest duży problem z siłą roboczą, pracownicy z Ukrainy już niechętnie podejmują się takich robót. Poza tym to wymaga umiejętności, inaczej rwie się truskawkę do przemysłu, a inaczej truskawkę deserową - zwraca uwagę.
Jak dodaje, "ten problem dotyczy ogólnie polskiej wsi i wszystkich plantacji, które wymagają ręcznych zbiorów, zwłaszcza malin i borówek".
- Trochę "pomogła" przyroda i ograniczyła plonowanie przez przymrozki i ulewy. Trudno stwierdzić, ile jest owoców na plantacjach, bo mamy bardzo duże rozdrobnienie. W Polsce nie jesteśmy w stanie policzyć, ile dokładnie czego mamy - w jednym miejscu ulewa mogła zmieść plantację malin, a 1 km dalej rolnicy nawet nie widzieli deszczu - tłumaczy Kmera.
Sadownicy, z którymi rozmawialiśmy, przyznają, że ten sezon zaliczą do umiarkowanych. - To był średni sezon, ale bardzo trudny ze względu na warunki pogodowe. W ubiegłym tygodniu mieliśmy po 2-3 nawałnice deszczu dziennie i bardzo ciężko jest to wszystko zebrać. Nie ukrywam, że walczymy też z jakością plonu - przekazał nam Michał Gmys z Gospodarstwa Ogrodniczego GMYS we wsi Wtelno (woj. kujawsko-pomorskie).
Maria Glinka, dziennikarka WP Finanse i money.pl