Ekonomiści: na razie nie ma konieczności zmian w budżecie
Nawet jeśli założenia, przyjęte przez rząd do przygotowania projektu ustawy budżetowej na 2012 rok, nie pokryją się z rzeczywistością to nie będzie konieczności zmiany projektu - oceniają ekonomiści.
15.10.2011 | aktual.: 16.10.2011 11:05
Ryszard Petru z Towarzystwa Ekonomistów Polskich uważa, że na razie jest za wcześnie, by mówić o zmianie projektu, czy późniejszej nowelizacji budżetu. - Na miejscu ministra finansów poczekałbym jeszcze półtora miesiąca. Jak się sytuacja bardziej wykrystalizuje, jeżeli chodzi o perspektywy strefy euro, a dynamika przyszłorocznego wzrostu gospodarczego byłaby w okolicach 3,5 proc., to nie widzę powodów do nowelizacji budżetu - powiedział ekonomista.
W założeniach do projektu rząd przyjął wzrost PKB na poziomie 4 proc.
Petru zaznaczył, że istnieje jednak ryzyko, iż wzrost gospodarczy wyniesie poniżej 3 proc., np. 2,5 proc. - wtedy zmiana byłaby konieczna. Według niego, zmianie uległyby wówczas także składowe wzrostu PKB, konsumpcja i eksport netto, co miałoby wpływ na przychody z podatków.
Według niego, ministerstwo finansów mogłoby przygotować wariant bardziej konserwatywnego budżetu ze wzrostem na poziomie ok. 2 proc., ale z jego przestawieniem należałoby poczekać.
- Nie wychodziłbym teraz z czymś takim. Decyzję o nowelizacji byłbym skłonny podjąć pod koniec listopada. Ewentualną korektę należałoby wprowadzić wtedy, kiedy będziemy wiedzieć, że gospodarka polska i europejska spowolni w skali, która wymusiłaby zmianę dochodów i wydatków państwa - zaznaczył.
Zdaniem wiceprezesa Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową dr Bohdana Wyżnikiewicza, jest niemal pewne, że wzrost gospodarczy w przyszłym roku będzie niższy niż przyjęty przez resort finansów w założeniach do projektu. Jako powód wskazał tendencje w gospodarce światowej i otoczeniu zewnętrznym Polski.
- Technicznie rzecz biorąc, najważniejszym parametrem i jedynym, który się liczy, jest wielkość deficytu, którego nie można przekroczyć. Nikt nigdy, nikogo, nie rozlicza np. z założeń do budżetu, a nawet realizacji ustawy, o ile deficyt nie zostanie przekroczony. Projekt można by najwyżej zmienić dla higieny ogólnej - powiedział Wyżnikiewicz.
Wyjaśnił, że chodzi o to, by zapewnić sobie "lepsze samopoczucie", że nie tylko wielkość deficytu, ale i inne wskaźniki np. przychody czy wydatki, są bliższe temu, co się naprawdę wydarzy. - Jeżeli nie będą zmienione, to pozostanie dyskomfort, ale nic wielkiego się nie stanie, nikt, nikogo do żadnego trybunału nie pośle - powiedział.
Minister finansów Jacek Rostowski powiedział w piątek w Paryżu, że budżet na przyszły rok może być przyjęty już przez nowy rząd. Według ministra, nie należy się jednak spieszyć z uchwaleniem ustawy budżetowej, gdyż sytuacja gospodarcza jest bardzo zmienna.
Rostowski dodał, że w tej chwili nadal "zastanawia się, w jakim terminie przedstawić rządowi ten budżet". Podkreślił, że "trzeba wziąć pod uwagę, że sytuacja dosyć szybko się zmienia", więc - jego zdaniem - lepiej się wstrzymać przed podjęciem decyzji. Rostowski powiedział, że Polsce "nie grozi prowizorium budżetowe". Zgodnie z konstytucją, w wyjątkowych przypadkach dochody i wydatki państwa, w okresie krótszym niż rok, może określać ustawa o prowizorium budżetowym.
Przesłany do Sejmu projekt budżetu na 2012 r. przewiduje maksymalny deficyt w wysokości 35 mld zł. Dochody określono na poziomie 292 mld 813 mln zł, a wydatki 327 mld 813 mln zł. Rząd przyjął, że w przyszłym roku w państwowej sferze budżetowej nie będzie wzrostu wynagrodzeń.
Projekt oparto na założeniu, że w 2012 r. zatrudnienie w gospodarce wzrośnie o 1,3 proc., realny wzrost PKB wyniesie 4 proc., inflacja średnioroczna wyniesie 2,8 proc., spożycie ogółem będzie wyższe o 3 proc., a realny wzrost wynagrodzeń w gospodarce narodowej wyniesie 2,9 proc.
Konstytucja nakazuje rządowi wysłanie projektu budżetu do Sejmu najpóźniej do końca września. Zasada ta obowiązuje także w latach wyborczych. Zgodnie z tzw. regułą dyskontynuacji nowy Sejm nie zajmuje się projektami, których Sejm poprzedniej kadencji nie zdążył uchwalić. Dotyczy to także projektu ustawy budżetowej. W takiej sytuacji rząd, po wyborach, przyjmuje jeszcze raz projekt budżetu - zazwyczaj przygotowany przez poprzednią ekipę - i ponownie kieruje go do Sejmu. Ewentualne korekty wprowadzane są w formie autopoprawek.
Ministerstwo finansów wyjaśnia, że - zgodnie z konstytucją i ustawą o finansach publicznych - jeżeli ustawa budżetowa albo ustawa o prowizorium budżetowym nie weszły w życie w dniu rozpoczęcia roku budżetowego, rząd prowadzi gospodarkę finansową państwa na podstawie projektu przedstawionego Sejmowi. W takim przypadku obowiązują stawki należności budżetowych oraz składki na państwowe fundusze celowe w wysokości ustalonej dla roku poprzedzającego rok budżetowy.
Ponadto, jeżeli w ciągu czterech miesięcy od dnia przedłożenia Sejmowi projektu ustawy budżetowej nie zostanie on przedstawiony prezydentowi do podpisu, może on w ciągu 14 dni zarządzić skrócenie kadencji Sejmu
Prezydent ma podpisać budżet w ciągu siedmiu dni. Jeżeli zwróci się do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zgodności ustawy z Konstytucją, Trybunał musi orzec w tej sprawie w ciągu dwóch miesięcy.