Ekscentryczni i bogaci – ale czy szczęśliwi?

3 do 5 milionów euro – tyle, zdaniem znawców tematu, wystarczy. Powyżej tej granicy poczucie satysfakcji i bezpieczeństwa już się nie zwiększa

Ekscentryczni i bogaci – ale czy szczęśliwi?
Źródło zdjęć: © AFP

03.10.2012 | aktual.: 04.10.2012 09:34

Praca nie dla pieniędzy – ich na to stać

W dynamicznych przedsiębiorstwach rozsianych po całym świecie zatrudniają tysiące osób, ale… Od pewnego momentu nie muszą już nawet usilnie pracować nad pomnażaniem majątku – sam im rośnie. Ten stan rzeczy szybko jednak przestaje ich cieszyć. Pojawia się wtedy pytanie: co dalej?

Według osób doradzających bogaczom, ważne jest, by uświadomili oni sobie, ile dobra mogą zdziałać dzięki swoim pieniądzom. Akcje charytatywne i cele społeczne – to naprawdę może dawać satysfakcję. Tak naprawdę – ilu milionerów o tym wie?

Łatwiej od dobroczynności wielu z nich przychodzi ekscentryczność. Od bogacza w zasadzie oczekuje się, by był choć odrobinę ekscentryczny. Wielkie pieniądze dają wielkie możliwości, również w pielęgnowaniu własnych dziwactw i obsesji.

Jedni mimo posiadanych milionów kupują wyłącznie przeterminowaną, przecenioną żywność. Inni ubierają się w second handach i cieszą jak dzieci z koszuli za dwa euro. Są też podobno tacy, którzy mieszkają w schronach pod ziemią, a nad głową mają pola uprawne, maskujące ich przed atakiem atomowym.

Tabloidy z upodobaniem przywołują postać twórcy sieci IKEA Ingvara Kamprada jako przykład posuniętej do ekstremum oszczędności. Volvo, którym jeździ, ma już 20 lat. Kamprad potrafi też podobno iść na jarmark pod koniec dnia, bo wtedy jest tam najtaniej, i strzyc się u tańszego fryzjera. To, co w przypadku zwykłego człowieka byłoby zachowaniem normalnym, u niego jest więc postrzegane jako przejaw krańcowego ekscentryzmu.

Jedni poruszają się starymi samochodami, inni wirują na okołoziemskiej orbicie. 35 mln dolarów – na tyle wycenili Rosjanie lot Sojuzem do stacji kosmicznej. Zapłacił pasażer, kanadyjski bogacz Guy Laliberte, który wirował przez 9 dni w kosmosie w październiku 2009 roku.

Ekstrawertycy i odludki

Z kolei Richard Branson nie stroni od ekscentrycznych działań biznesowych. Ten twórca sukcesu firmy Virgin miał zatrudnić sprzątaczkę jako szefa studia nagrań, a stewardesę – jako kierowniczkę hotelu. Telefony marki Virgin reklamował, wisząc na dźwigu nad ulicą w Nowym Jorku, ubrany… tylko w te telefony, upięte wokół bioder. Udzielał też ślubów w samolocie własnych linii lotniczych.

Kto rozpoczyna podobne inicjatywy, z pewnością nie może liczyć na brak rozgłosu. Wśród superbogaczy są też jednak takie osoby, które potrafią niezbyt przyjaźnie reagować na przejawy zainteresowania mediów. Należy do nich Nicolas Berggruen. Podobno wykupił i zniszczył cały nakład gazety, która zamieściła artykuł na jego temat. Według innych źródeł, poprzestał jednak tylko na zamiarze.

Coś jednak o nim wiadomo. Jego ekscentryzm, podobnie jak w przypadku Kamprada, zmierza raczej w kierunku ascezy. Je dwa razy dziennie, choć nie może zrezygnować z czekoladowego ciastka. Pracuje po kilkanaście godzin. Nie ma mieszkania ani biura. Żyje w hotelach, prowadzi interesy przez komórkę. Zbił fortunę na przejęciach firm. W pewnym momencie przeprowadził całkowitą zmianę w życiu. Sprzedał nieruchomości, dzieła sztuki wypożyczył muzeom. Obecnie jest zaangażowany w walkę z głodem i kryzysem, co nie przeszkadza mu w pomnażaniu majątku.

Zagrożenia: bomba jądrowa i zielony groszek

Wszystkim bogaczom z ich ekscentrycznymi zachowaniami daleko jednak do dziwactw milionera nieżyjącego od blisko 40 lat. W życiu Howarda Hughesa było wszystko: odziedziczona fortuna, nieprzeciętne zdolności w pomnażaniu majątku, kontakty ze światem służb specjalnych i polityki, romanse z aktorkami. A w końcu odcięcie od świata, z którym nie był już w stanie utrzymywać kontaktu.

Podobno CIA wykorzystywała go, bazując na jego skłonności do manii i wietrzenia wszędzie spisków. Łączono go z kulisami zamachu na Fidela Castro, a także z aferą Watergate. Chciał ponoć przekupić amerykański rząd, by zaprzestano prób jądrowych w Nevadzie (sam Hughes mieszkał wówczas w Las Vegas). Pod koniec życia ni stąd ni zowąd pojawił się w Nikaragui, gdzie rozmawiał z dyktatorem Anastasio Somozą.

Prześladowały go liczne obsesje. Potrafił zamknąć się na długie tygodnie w sali filmowej i nie przyjmować nikogo. Panicznie bał się zarazków. Spożywany przez niego groszek musiał mieć określone wymiary. Jednocześnie nie obawiał się ryzyka, jako miłośnik lotnictwa i pilot.

Hughes obrósł legendą do tego stopnia, że istnieje hipoteza, iż jego prawdziwa data śmierci jest o kilka lat wcześniejsza od oficjalnej. Według niej, w ostatnich latach miałby go zastępować sobowtór. Losy miliardera są podawane jako przykład, do jakich zawirowań w życiu mogą doprowadzić wielkie pieniądze. Uważa się, że to właśnie one przekonały go, iż może mieć wpływ nie tylko na swoich pracowników i w ogóle na innych ludzi, łącznie z prezydentami, ale w ogóle na cały otaczający go świat.

Widać z tego, że milionerzy muszą bardzo uważać, by nie stać się niewolnikami własnego zawodowego sukcesu. Doradca finansowy niemieckich bogaczy Michael Schramm twierdzi wręcz, że same pieniądze na dłuższą metę nie są w stanie dać satysfakcji osobom, które je posiadają. Być może przez jakiś czas jest to możliwe w przypadku osób, które doszły do nich własną ciężką pracą. Natomiast dziedzice wielkich majątków często odcinają tylko od nich kupony. Zgodnie z tezą mówiącą, że wielka fortuna trwa najczęściej przez trzy pokolenia. Pierwsze ją tworzy, drugie pomnaża, a trzecie niszczy.

TK/JK

finansebogatypieniądze
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (62)