Eksperci: powołanie "deregulatora" biurokracji nie zwalczy

Potrzebne są przepisy nadające wysoką rangę, np. wicepremiera, osobie, która miałaby się zająć zwalczaniem biurokracji w resortach, bowiem samo powołanie "deregulatora" biurokracji nie zwalczy - uważają eksperci, z którymi rozmawiała PAP. Powołanie "deregulatora" zapowiedział premier.

05.02.2010 | aktual.: 05.02.2010 09:25

Prezentując w piątek Plan Rozwoju i Konsolidacji Finansów 2010-2011, premier Donald Tusk zapowiedział, że jednym z priorytetów rządu będzie deregulacja. Poinformował wówczas, że na miejsce jednego z odwołanych sekretarzy stanu w KRPM (stanowiska stracili w ubiegłym roku Sławomir Nowak i Rafał Grupiński) powoła osobę (nie zdradził personaliów) - jak mówił - swojego "bliskiego współpracownika", którego zadaniem będzie "dyscyplinowanie wszystkich resortów w wysiłku deregulacyjnym".

Chodzi o osobę, która odpowiadałaby za deregulację i odbiurokratyzowanie gospodarki poprzez pilnowanie pracy w poszczególnych resortach.

Jak powiedział w tym tygodniu PAP ważny polityk PO, premier rozważa powołanie na to stanowisko Jana Krzysztofa Bieleckiego.

Ekspert Centrum im. Adama Smitha Andrzej Sadowski uważa, że jeżeli premier i jego urzędnicy odpowiednimi procedurami "nie odblokują gospodarki, to powoływanie kolejnego urzędu z bliżej nieokreślonym planem działania, celem, a także kompetencjami, jest stratą pieniędzy podatników".

Jak dodał, nazwisko osoby, która by się tym zajęła, jest "rzeczą wtórną". - Najważniejsze jest wytyczenie przez premiera celu oraz stworzenie narzędzi do jego realizacji - zaznaczył. Jego zdaniem, obecny układ rządzący nie podejmie konfrontacji z urzędnikami.

Zdaniem profesora Dariusza Rosatiego pomysł powoływania ministra bez teki, którego zadaniem - jak mówił premier - będzie dyscyplinowanie wszystkich resortów w wysiłku deregulacyjnym, nie ma uzasadnienia innego niż marketingowe. - Może chodzi tutaj bardziej o efekt propagandowy czy marketingowy, że oto premier i rząd zabiera się do porządkowania prawa - powiedział.

Rosati wyjaśnił, że minister bez teki nawet w randze wicepremiera, nie ma konstytucyjnych uprawnień, by ministrom resortowym cokolwiek nakazywać. - To premier jest ich zwierzchnikiem, a poza tym ministrowie w pewnym wydzielonym obszarze kompetencji są w znacznym stopniu niezależni - powiedział. Dlatego jego zdaniem, deregulacją i uproszczeniem prawa powinny zająć się wszystkie resorty we własnym zakresie.

- Ministrowie powinni zdawać premierowi relacje z podjętych działań. Może być oczywiście jakiś koordynator, ale to zadanie można powierzyć komuś innemu, a nie powoływać osobne stanowisko - powiedział.

- To mi przypomina działanie z czasów PRL-u, kiedy żeby poprawić jakość w gospodarce przyjmowało się ustawę i wydawało się, że zmiana prawa w jakiś magiczny sposób spowoduje poprawę jakości - dodał.

Przeciwny powołaniu ministra jest prezydent KPP Andrzej Malinowski. W jego ocenie podobne ruchy organizacyjne, nie dały pozytywnych efektów. - Przypominam, że poprzedni rząd także próbował stworzyć taką funkcję, próbował to robić Leszek Balcerowicz jako wicepremier - powiedział.

- Deregulacja polega na woli politycznej, by chcieć to zrobić, a nie na tym, czy będzie to robił specjalny człowiek w kancelarii premiera. Gospodarkę zna minister gospodarki, to on powinien reprezentować rząd w tym zakresie. Wiem, że wiele on robi - zaznaczył Malinowski.

W ocenie wiceprezesa BCC Arkadiusza Protasa nie ma najmniejszych wątpliwości, że deregulacja powinna być najistotniejszym problemem do rozwiązania. - Odkąd mamy wolny rynek, biurokracja tylko się powiększa - powiedział. Dodał, że jest ona jednym z największych hamulców rozwoju firm w Polsce, a w konsekwencji rozwoju gospodarczego i cywilizacyjnego.

- Mieliśmy specjalną komisję do spraw odbiurokratyzowania gospodarki powołaną za czasów "drugiego Balcerowicza", plan Hausnera, pakiet Kluski, komisję Palikota i wiceministra Szejnfelda - wymienił. Według niego Szejnfeldowi udało się pewne zmiany wprowadzić. - Jednak z pozycji wiceministra gospodarki nie miał takiej siły przebicia, bo aparat biurokratyczny jest zainteresowany utrzymaniem status quo i potrafi w trakcie prac międzyresortowych stosować skuteczną obstrukcję - powiedział Protas. - Potrzebna jest przede wszystkim osoba skuteczna, z polityczną siłą przebicia, będąca ponad lub poza ministerstwami - wymienił.

- To powinien być ktoś w rodzaju Leszka Balcerowicza lub Jerzego Hausnera, najlepiej w funkcji wicepremiera. Ale nie jakikolwiek wicepremier, tylko osoba, która będzie wiedziała, jak tego rodzaju zmiany przeprowadzić i nie dać się "okiwać" - dodał. Zdaniem Protasa, CV takiej osoby powinno zawierać zarówno w doświadczenie w "dużej polityce", administracji, jak i biznesie. Pytany o kandydaturę Jana Krzysztofa Bieleckiego, odparł: "myślę, że on byłby dobrą osobą, ale nie wydaje mi się, żeby to było krojone na jego ambicję".

Minister pracy i polityki społecznej Jolanta Fedak pytana o możliwe powołanie ministra, który miałby się zająć deregulacją, powiedziała, że to decyzja premiera Tuska i z takimi decyzjami nie będzie polemizowała. "Nawet uważam, że być może jest ona korzystna dla funkcjonowania rządu" - dodała.

Pytana o ocenę czy Jan Krzysztof Bielecki nadawałby się do takiej pracy, powiedziała, że nie słyszała o tym, by to on miał objąć taki urząd. Nie słyszała też o innych nazwiskach osób, które mogłyby objąć to stanowisko.

W jej ocenie istota takiego urzędu "jest być może ważniejsza niż sama osoba - żeby przeglądać każdą ustawę pod kątem tego, czy zaostrza ona jakieś obowiązki obywateli, czy nadmiernie nie reguluje ich sytuacji".

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)