Ekspert Instytutu Sobieskiego: odbiór odpadów nie musi podlegać przetargom

Skoro transport publiczny jest bezprzetargowo zlecany spółkom komunalnym, tak samo może to wyglądać w przypadku odbioru śmieci od mieszkańców - przekonuje Tomasz Styś z Instytutu Sobieskiego. Jego zdaniem obowiązkowe przetargi powinny zostać utrzymane na zagospodarowanie odpadów.

24.05.2016 18:55

Ekspert Instytutu Sobieskiego pytany był podczas wtorkowej debaty nt. gospodarki odpadkowej w naszym kraju o konsekwencje nowego Prawa zamówień publicznych, które ma wprowadzić tzw. procedurę in-house w odbiorze odpadów komunalnych.

Uchwalona w połowie maja tzw. mała nowela Prawa zamówień publicznych przewiduje, że podmiot zamawiający będzie mógł powierzyć określone zadania swojej "spółce-córce", gdy jej działalność w ponad 90 proc. koncentruje się na powierzanych zadaniach. Przepis ten pozwalać będzie samorządom m.in. zlecać z wolnej ręki wywóz śmieci na swoim terenie. Ustawą ma się jeszcze zająć Senat.

Styś ocenił, że obowiązująca od 2013 r. tzw. ustawa śmieciowa, nałożyła na gminy wiele obowiązków związanych z gospodarką odpadową, jednocześnie nie dając im odpowiednich narzędzi do realizowania takiej polityki.

"Zamówienia z wolnej ręki traktujemy dla spółek komunalnych jako czynność techniczną. Nie widzieliśmy w naszych analizach uzasadnienia, dlaczego transport publiczny może być zlecany z wolnej ręki, a odbiór odpadów, który jest dokładnie takim samym zadaniem gminy musi podlegać procedurze przetargowej" - powiedział przedstawiciel Instytutu.

Ocenił też, iż ustawa jest zbalansowana między oczekiwaniami samorządów a podmiotami działającymi na rynku.

Przekonywał, że przy zastosowaniu in-house w odbiorze odpadów, jednocześnie utrzymane powinny być obligatoryjne postępowania na zagospodarowanie śmieci. Podkreślił, że obecne przepisy zbyt mocno regulują ten rynek, co ogranicza prowadzenie działalności gospodarczej w tym zakresie.

Nie zgodził się z nim przedstawiciel branży Dariusz Matlak z Polskiej Izby Gospodarki Odpadami, który ocenił, że nowe przepisy Prawa zamówień publicznych uderzą w prywatne firmy. "Odbieranie odpadów powinno być domeną rynku konkurencyjnego. Nie widzę powodów żeby taką usługę oddawać pod monopol gminny" - podkreślił.

Branża odpadowa przekonuje, że upaść może nawet kilkaset małych i średnich przedsiębiorstw zatrudniających ok. 20 tys. osób.

Jego zdaniem, przedstawiony przez przedstawiciela Instytutu przykład transportu publicznego, jest o tyle nietrafiony, ponieważ samorządy dopłacają do niego. Podał przykład Warszawy, gdzie rocznie samorząd dopłaca do transportu 2,5 mld zł. Wskazał też, że w kraju kupowane przez pasażerów bilety komunikacji miejskiej pokrywają ok. 1/3 kosztów transportu.

"Dlaczego liberalizacja tego rynku się zakończyła - bo w spółkach miejskich pojawiły się niepokoje" - zaznaczył Matlak. Ocenił, że podobnie jest w przypadku rynku odpadów komunalnych.

Według danych ministerstwa (ankieta przeprowadzona w kwietniu br., na którą odpowiedziało 2176 gmin, co stanowi ponad 87 proc. gmin w Polsce): w 1309 gminach (60 proc.) odpady komunalne po przetargu odbiera podmiot prywatny; w 313 gminach (14 proc.) śmieci po przetargu odbiera spółka gminna; w 201 gminach (9 proc.) odpady komunalne po przetargu odbiera konsorcjum podmiotów prywatnych; w 80 samorządach (4 proc.) odpady odbiera konsorcjum podmiotu prywatnego i spółki gminnej, a w 273 gminach (13 proc.) śmieci są odbierane przez inne podmioty.

MŚ przekonuje, że obecny system obsługiwany przez firmy prywatne jest droższy. Jako przykład podaje m.in. opłatę za odpady zbierane selektywnie. W przypadku firm prywatnych miała wynosić średnio 8 zł na osobę, z kolei w przypadku spółki gminnej - 7,05 zł/osobę.

Resort dodał też, że lepszy efekt ekologiczny uzyskiwały gminy obsługiwane przez spółki samorządowe (33,96 proc.) lub konsorcja podmiotu prywatnego ze spółką gminną (33,78 proc.), niż podmioty prywatne (30,85 proc.).

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)