Energetyczny gigant nie pomógł bykom
Debiut praw do akcji Polskiej Grupy Energetycznej był niewątpliwie jednym z najważniejszych wydarzeń dzisiejszej sesji w Warszawie. Jednak, mimo sporego, 13 proc. wzrostu ich notowań w porównaniu do ceny emisyjnej, rynek żył „swoim” życiem, by nie powiedzieć, że pozostawał w cieniu debiutu.
06.11.2009 17:16
Euforii nie było i indeksy przez większą część dnia pozostawały na niewielkim minusie. Spadki zdecydowanie pogłębiły się, gdy okazało się, że bezrobocie w Stanach Zjednoczonych wzrosło do 10,2 proc. i było wyższe, niż się spodziewano. Gorsze były także dane o zmianie liczby miejsc pracy w sektorze pozarolniczym. Nasi inwestorzy przejęli się tym znacznie mocniej, niż sami Amerykanie.
Polska GPW
Piątkowa sesja w warszawie zaczęła się od niewielkich spadków głównych indeksów. Amerykański optymizm nie podkręcił nastrojów wśród naszych inwestorów. Ale w końcu po dwóch dniach solidnych wzrostów, odpoczynek się im należy. Indeks największych spółek tracił na otwarciu 0,4 proc., a WIG zniżkował o 0,2 proc. Wskaźnik średnich firm symbolicznie zyskiwał na wartości. Znacznie lepiej radził sobie sWIG80, rosnący o 0,5 proc. Pierwsza godzina handlu stała pod znakiem wzrostów. Ich skala nie była jednak zbyt duża. Przed południem WIG20 wrócił do poziomu z otwarcia. Na minusy zeszły także indeksy małych i średnich firm. Tuż po otwarciu spadkom liderowały akcje Pekao, PKO i PKN, zniżkujące po 1 proc. Walory tego pierwszego szybko jednak zmieniły kierunek ruchu i po kilkudziesięciu minutach handlu zyskiwały już 1,8 proc. O 2,4 proc. rosły też papiery KGHM, które wystartowały na niewielkim minusie. Nastroje inwestorów były więc dość zmienne, podobnie jak wczoraj na początku dnia, ale indeksy trzymały się tylko
minimalnie pod kreską.
Sytuacja zmieniła się diametralnie po publikacji gorszych niż się spodziewano danych z amerykańskiego rynku pracy. WIG20 błyskawicznie zanurkował, tracąc około 2 proc. Gdy okazało się, że Amerykanie na początku sesji zareagowali na nie w bardzo umiarkowany sposób, skala przeceny wyraźnie się zmniejszyła. Ostatecznie Indeks największych spółek stracił 1,26 proc., a WIG zniżkował o 0,87 proc. Znacznie mniej ucierpiały wskaźniki małych i średnich spółek. mWIG40 spadł o 0,57 proc., a sWIG80 o 0,28 proc. Obroty na rynku akcji wyniosły 1,4 mld zł. Obroty prawami do akcji Polskiej Grupy Energetycznej podliczono na prawie 2,5 mld zł.
Giełdy zagraniczne
Mocne uderzenie, to obraz wczorajszej sesji na Wall Street. Dwuprocentowych wzrostów nie widzieliśmy tam od dawna. Czwarta wzrostowa sesja z rzędu i to zakończona z takim impetem. Trudno uciec przed pytanie, czy to już koniec korekty. Bykom udało się zawrócić jej bieg na około 20 punktów nad wsparciem, znajdującym się w okolicy 1020 punktów w przypadku indeksu S&P500. To argument ważny, bo poprzedni dołek nie został pogłębiony. Ale też nie został „należycie” przetestowany. Nie można więc wykluczyć, że wkrótce znów będziemy mieć okazję takiego testu doświadczyć.
Rajd amerykańskich indeksów pomógł giełdom azjatyckim, ale nadmiernego zachwytu inwestorów nie wzbudził. Przeważały wzrosty, ale ich skala była bardzo umiarkowana. Spośród większych giełd liderem był Hong Kong, ze zwyżką sięgającą 1,6 proc. Nikkei zyskał 0,74 proc., wskaźnik na Tajwanie wzrósł o 0,6 proc. Indeksy na giełdzie chińskiej w ostatnich dniach prezentują bardzo słabe tempo wzrostu, ale wciąż konsekwentnie pną się w górę. Pewnie bliskość szczytu z początku sierpnia trochę je onieśmiela, ale atak na ten poziom wydaje się tylko kwestią czasu.
Główne europejskie parkiety zaczęły dzień bardzo asekuracyjnie, nie zważając na amerykańską hossę. Widać niepewność, związana z jej trwałością jest spora. Paryski CAC40 na otwarciu niemal nie zmienił wartości w porównaniu do czwartku, DAX zwyżkował o zaledwie 0,1 proc., a FTSE szedł w górę o 0,24 proc. Poza Londynem zwyżki nie utrzymały się długo i do południa przebywały nieznacznie pod kreską. W naszym regionie o ponad 1 proc. zwyżkowały jedynie indeksy w Bukareszcie i Sofii. RTS zyskiwał 0,5 proc. Spadki notowano w Budapeszcie, Pradze i Warszawie. Po publikacji danych zza oceanu nastroje pogorszyły się w całej Europie. Jedynie FTSE zdołał obronić się przez spadkiem. W Paryżu i Frankfurcie indeksy traciły po około 0,75 proc.
Waluty
Zwyżkująca silnie amerykańska giełda znów posłała amerykańską walutę do kąta. Wczoraj wieczorem przez moment za euro trzeba było płacić 1,49 dolara. Handel zakończył się dla niej nieco lepiej, na poziomie 1,487 dolara, ale osłabienie wciąż jest poważne. Jeśli zwyżki na Wall Street będą się utrzymywać, już wkrótce znów euro może zdrożeć do 1,5 dolara. Dziś przed południem tradycyjnie na walutowym ringu było bardzo spokojnie, notowania niemal się nie zmieniły w porównaniu do czwartkowego zamknięcia. Z czasem jednak „zielony” zaczął powoli tracić siły i w południe euro znów wyceniano na 1,49 dolara. Dopiero publikacja kiepskich danych z USA spowodowała większe wahania. Amerykańska waluta najpierw umocniła się, docierając do poziomu 1,48 dolara za euro, jednak „szok” trwał krótko i wszystko wróciło do „normy”, czyli w pobliże 1,49 dolara.
Złoty nieznacznie się umacniał. Za dolara około południa trzeba było płacić prawie 2,85 zł, o grosz mniej, niż w czwartek. Podobnie było w przypadku euro, które kosztowało 4,24 zł. Franka można było kupić za 2,8 zł, także o grosz taniej, niż wczoraj. Wahania na rynku światowym nie wpłynęły zbyt mocno na złotego.
Podsumowanie
Złe dane zza oceanu pokrzyżowały szyki bykom. Indeksy nie były w stanie w takich okolicznościach kontynuować wzrostów, a przed spadkową korektą pojawiły się „nowe horyzonty”. Na jej zakończenie będziemy więc musieli jeszcze zaczekać. W przyszłym tygodniu danych makroekonomicznych będzie nieco mniej, ale inwestorzy będą i tak mieli sporo materiału do przemyśleń.
Roman Przasnyski,
główny analityk Gold Finance