Filharmonicy chcą strajkować
Muzyk Filharmonii Narodowej zarabia mniej niż kierownik sklepu w Biedronce. Przez ostatnią dekadę dostał 350 zł (brutto) podwyżki. Jeśli negocjacje nie pomogą, artyści zapowiadają strajk, informuje "Metro".
11.12.2014 | aktual.: 12.12.2014 13:39
Znany dyrygent Wiesław Pieregorólka opowiada dowcip, który krąży po korytarzach Filharmonii Narodowej: - Pani odpytuje w szkole dzieci, czym zajmują się ich ojcowie. I tylko Maciek ociąga się z odpowiedzią, a w końcu mówi, że jego ojciec tańczy na rurze w klubie nocnym. Po lekcjach, gdy dzieci wybiegły z klasy, nauczycielka dopytuje ucznia, czy to rzeczywiście prawda. Ten odpowiada: "Ależ skąd, jest altowiolistą w filharmonii, ale głupio mi się było przyznać przed kolegami".
Szeregowy muzyk FN zarabia dziś nie więcej niż 3,7 tys. zł brutto, natomiast kierownik w Biedronce ponad 4 tys. zł brutto. I po dwóch latach wynagrodzenie tego ostatniego wzrasta do 5,9 tys. zł brutto.
Tyle nie zarabia w Filharmonii nawet koncertmistrz (4,5 tys. zł), który do każdego koncertu musi uczyć się trudnych partii solowych i wirtuozowskich przebiegów. Pracownik sklepu wymaga kilkutygodniowego szkolenia, a muzyk filharmonii - 18 lat przygotowania zawodowego i ciągłych ćwiczeń.
Minister Kultury chciałaby muzykom pomóc, ale wszystko jest w gestii resortu finansów, który cztery lata temu zamroził limity na wynagrodzenia dla jednostek budżetowych. Muzycy rozważają więc ostentacyjne wręczenie pisma dyrektorowi Filharmonii Narodowej w czasie koncertu, który poprzedzą przemową na temat swoich pensji skierowaną do oficjeli na siedzących na widowni.
Realną opcją jest także strajk. Możliwa jest również pikieta - jeszcze nie wiadomo gdzie: być może pod gmachem Filharmonii Narodowej, Ministerstwa Finansów lub Ministerstwa Kultury. Miałaby mieć muzyczny charakter, artyści rozważają np. odegranie "Marsza żałobnego" pod gmachem Ministerstwa Kultury.