Firma bez szefa. Utopia?
Kto ustala wysokość pensji? Kto ustala odpowiedzialnych za konkretne projekty
06.05.2013 | aktual.: 06.05.2013 15:06
*Być może brzmi to jak bajka albo utopia, ale ani bajką, ani utopią nie jest. Istnieje firma, zatrudniająca 300 pracowników, w której… nie ma szefów! Przedsiębiorstwo działa w ten niespotykany sposób od roku 1996, więc metoda wydaje się być skuteczna. Szczególnie, że mowa o firmie, która zrewolucjonizowała oblicze rozrywki elektronicznej. Czy to może być przyszłość gospodarki? * Firma Valve, bo o niej mowa, nie ma szefa. Wszyscy pracownicy są sobie równi. Kto ustala wysokość pensji? Kto ustala odpowiedzialnych za konkretne projekty? Sami zatrudnieni na koniec miesiąca! I to działa, mimo że dla specjalistów od HR może to brzmieć jak prawdziwy horror.
*Polecamy: *Wzrasta przepaść w naszych zarobkach
Valve zostało założone przez dwójkę odważnych mężczyzn: Mike’a Harringtona i Gab’e Newella. Od samego początku zdecydowali się, że w ich firmie nie będzie szefów. Priorytetem miała być współpraca i motywacja pracowników. Czy taki system organizacji pracy mógł przynieść sukces?
„Wall Street Journal” pisze, że Valve nie ma ani menadżerów, ani przypisanych do konkretnych osób projektów. Firma zatrudnia 300 osób, które wszystko robią same. Zasada jest dość prosta: wszelkie decyzje podejmowane są wspólnie, także te o zatrudnieniu nowych osób czy zwolnieniu kogoś. Wysokość pensji ustalana jest poprzez głosowanie, w którym wybiera się najlepszych w danym miesiącu pracowników (oczywiście nie można głosować na samego siebie). Również kolektywnie pracownicy dzielą się obowiązkami. I to się sprawdza.
Najlepszym przykładem niech będzie sukces, jaki firma odniosła w roku 2003 roku. Valve stworzyła Steam – bijącą rekordy popularności platformę dla osób grających online. Zawiera ona to wszystko, co potrzebne jest graczowi. Za jej pomocą dystrybuuje się ogromną ilość gier cyfrowych, które krok po kroku wypierają te tradycyjne, „pudełkowe”, dostępne w sklepach. Szacuje się, że liczba użytkowników Steam sięgnęła aż 40 milionów. Jednym z nich jest Artur, zapalony gracz mieszkający w Gdyni, który podzielił się z nami swoją opinią o fenomenie platformy: "Steam, czyli system dystrybucji cyfrowej oprogramowania, sprowadza się do wprowadzenia nowego, cyfrowego systemu zabezpieczeń i nowego systemu gry wieloosobowej. Jego największą zaletą jest biblioteka gier, która zapewnia błyskawiczny dostęp do wszystkich posiadanych tytułów (nie trzeba żonglować płytami i dzwonić po kumplach, czy nie posiadają płyty, której aktualnie nie można znaleźć). Bardzo fajna funkcją Steama jest jego rozbudowana społeczna część,
pozwalająca na łatwe i szybkie znalezienie chętnych do gry w każdym momencie, kiedy tylko mamy ochotę na taką rozrywkę."
Oczywiście sposób zarządzania, z którym mamy do czynienia w Valve, budzi sporo kontrowersji i spotyka się z krytyką. Do najczęstszych argumentów, używanych przez przeciwników, należy stwierdzenie, że tego typu organizacja pracy (lub też jak niektórzy by chcieli, de facto jej brak) możliwy jest tylko w firmach „kreatywnych”, gdzie liczy się przede wszystkim ogrom kapitalnych pomysłów. W tradycyjnym zakładzie pracy, zajmującym się na przykład produkcją, taka „anarchia” nie zdała by egzaminu i byłaby nie do pomyślenia. Czy jest to argument trafiony? Okazuje się, że nie do końca. Firma Morning Star, będąca największym w Stanach Zjednoczonych producentem przetworów pomidorowych, działa w dość podobny do Valve sposób. Jej pracownicy spotykają się raz do roku i w swoim gronie ustalają, co będą robić. I to robią.
Czy to oznacza, że tradycyjne sposoby zarządzania w firmach odchodzą do lamusa? Z takim wnioskiem należy być póki co bardzo ostrożnym. Jednak dynamika rynku pracy, trwający obecnie kryzys, mogą się przyczynić do zmian. Hierarchicznie zorganizowany zakład pracy może już wkrótce wydać się reliktem XIX wieku, kiedy to trzeba było zarządzać bardzo słabo wykwalifikowaną kadrą, często nie potrafiącą nawet czytać i pisać. Rozwój edukacji z biegiem lat sprawił, że obecnie pracownicy są na co raz lepszym poziomie wykształcenia, są świetnie przygotowani i kreatywni.
*Polecamy: *Wzrasta przepaść w naszych zarobkach
System pracy „bez szefa” to także sporo wyzwań. Na przykład w sytuacji, gdy dochodzi do konfliktu między pracownikami. W tradycyjnie zarządzanej firmie problem rozwiązuje najczęściej szef, ale gdy go nie ma, to pracownicy sami muszą dojść do konsensusu, co może dodatkowo pogłębić ich integrację oraz faktycznie rozwiązać problem, a nie tylko zamieść go pod dywan. A to zazwyczaj pozytywnie wpływa na kreatywność oraz komfort pracy.
Jednocześnie brak szefa nie oznacza braku lidera. W grupie osoba zawsze znajdzie się osoba z cechami, które pozwalają mu motywować, wyzwalać w innych kreatywność, inicjować burzę mózgów. Ale lider to jednak nie przełożony.
Czy więc w przyszłość szefowie będą zbędni? Być może przekonamy się o tym szybciej, niż się tego spodziewamy.
MA,WP.PL