Fiskus położy rękę na pieniądzach elektrowni
Minister finansów chce ograniczyć zwrot podatku elektrowniom, które wbrew prawu UE płaciły go od wytwarzanej przez siebie i sprzedawanej energii. Zamiast 10 mld zł dostaną niecały miliard.
05.08.2009 06:46
Zamiast oddać cały podatek akcyzowy zapłacony przez producentów energii elektrycznej od 1 stycznia 2006 r. do 28 lutego 2009 r. Ministerstwo Finansów chce przyznać im prawo do zwrotu akcyzy jedynie od tej części sprzedanej energii, która stanowiła stratę przesyłową. W zależności od roku będzie to od 9,73 proc. w 2006 r. do 8,20 proc. w 2009 r.
Ministerstwo nie przejmuje się ani niekorzystnym dla Polski wyrokiem Europejskiego Trybunału w Luksemburgu z 12 lutego 2009 r. (sygn. C-475/07), ani uchwałą Naczelnego Sądu Administracyjnego z 13 lipca 2009 r. (sygn. I FPS 4/09). Zarówno Trybunał, jak i NSA zgodnie uznały, że Polska złamała prawo wspólnotowe, nie dostosowując przepisów krajowych do tzw. dyrektywy energetycznej. Zgodnie z nią to nie elektrownie, ale dystrybutorzy (czyli w naszych warunkach zakłady energetyczne) powinni płacić akcyzę od prądu. I, co gorsza, powinni to robić już od 1 stycznia 2006 r. A płacą dopiero od 1 marca 2009 r., gdy zaczęły obowiązywać nowe przepisy, zgodne z prawem wspólnotowym (pisaliśmy o tym: “Budżet musi zapłacić elektrowniom miliardy”, “Rz” z 14 lipca).
Do uzgodnień międzyresortowych trafił właśnie projekt ustawy o zwrocie nadpłaty w podatku akcyzowym zapłaconym z tytułu sprzedaży energii elektrycznej od 1 stycznia 2006 r. do 28 lutego 2009 r.
Dla kogo zwrot
Zwrot będzie przysługiwał podatnikowi, który zapłacił akcyzę od sprzedanej podmiotowi niebędącemu ostatecznym nabywcą, a wyprodukowanej przez siebie, nabytej wewnątrzwspólnotowo lub importowanej energii elektrycznej.
MF chce, by zwrotowi podlegała jedynie ta część akcyzy, która została zapłacona od sprzedanej energii stanowiącej straty przesyłowe. Zamierza jednak przyjąć, że straty te wynosiły w 2006 r. 9,73 proc., w 2007 r. - 9,10 proc., w 2008 r. i w 2009 r. - po 8,20 proc. Podatnik będzie jednak mógł udowodnić wyższe straty niż przyjęte w ustawie. Zwrotu będzie się dokonywać zgodnie z ordynacją podatkową.
Czy fiskalizm zatriumfuje
Eksperci podatkowi nie mają wątpliwości, że ministerstwu chodzi o jak największe ograniczenie zwrotów. Gdyby bowiem miało oddać elektrowniom całą akcyzę za ponad trzy lata, to - według ich szacunków - musiałoby zwrócić nawet 10 mld zł. Zwrot w wersji opracowanej przez resort ma kosztować budżet jedynie ok. 984 mln zł, i to z odsetkami. - Ministerstwo ma doświadczenie w bronieniu się przed zwrotami podatku. Z tytułu akcyzy od używanych samochodów zamiast przewidywanych 2 mld zł zwrócono ok. 500 mln zł. Jednak argumenty MF przedstawione tym razem są, delikatnie mówiąc, nietrafione. Nie można ograniczać prawa do zwrotu, zasłaniając się przepisami UE, skoro wcześniej samemu się je naruszyło - podkreśla Szymon Parulski, doradca podatkowy z kancelarii Parulski & Wspólnicy. Przyznaje jednak, że biorąc pod uwagę ryzyko potraktowania takiego zwrotu dla elektrowni jako pomocy publicznej, propozycja MF mogła być uprzednio uzgodniona z Komisją Europejską. Niestety nie ma rozwiązania, które satysfakcjonowałoby
wszystkich. Zwrot pełnej kwoty byłby dużym ciosem dla budżetu. Wtedy ruszyłaby też lawina pozwów cywilnych o oddanie zwróconej akcyzy.
Adam Wesołowski, radca prawny w kancelarii Chadbourne & Parke
Projekt stanowi dla mnie spore zaskoczenie. Spodziewałem się, że Ministerstwo Finansów przygotuje projekt, by co najwyżej rozłożyć w czasie zwrot podatku. Tymczasem wychodzi na to, że wbrew wyrokowi ETS i uchwale NSA chce ograniczyć wysokość zwrotu. Tak jakby chciało powiedzieć: oddamy wam tylko tyle, ile podatku byśmy nie otrzymali, gdyby od razu akcyzę płacili dystrybutorzy. Takie rozumowanie ma kilka wad. Przede wszystkim jest sprzeczne z orzecznictwem ETS, który kilkakrotnie stwierdzał, że państwo nie może powoływać się na dyrektywę unijną, której samo nie wprowadziło. Poza tym ograniczenie zwrotów nadpłat łamie zasadę, zgodnie z którą prawo nie działa wstecz. Pytanie więc, jak do tej ustawy podejdzie Trybunał Konstytucyjny, jeśli stanie się ona prawem. Ja jednak mam nadzieję, że parlament jej nie uchwali.
Grażyna J. Leśniak
Rzeczpospolita