Fragment historii popkultury na własność
Do plansz komiksowych nie można podchodzić jak do klasycznego rynku sztuki, gdzie przede wszystkim liczy się nazwisko artysty - mówi Marek Kasperski, założyciel internetowej galerii sztuki komiksu ArtKomiks.pl.
11.12.2014 | aktual.: 17.12.2014 10:11
Rz.: Czy plansze komiksowe i same komiksy zakorzeniły się już na tyle mocno w popkulturze, że mogą być traktowane jako forma inwestycji alternatywnych?
Marek Kasperski: Ostatnio coraz trudniej udzielać mi jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Zgłasza się do mnie coraz więcej klientów, którzy myślą o planszach komiksowych jako o inwestycji, a zapominają przy tym, że tak naprawdę w dużej mierze chodzi przede wszystkim o to, by czerpać przyjemność z obcowania z absolutnie unikalnym przedmiotem, będącym przy tym częścią kultury globalnej. Oczywiście, gdy spojrzymy na suche liczby, to wszystko wskazuje na to, że jest to rynek rosnący. Przykładowo, wartość sprzedaży w domu aukcyjnym Artcurial w porównaniu z rokiem ubiegłym wzrosła o 61 proc., a obrót wyniósł 16 mln dol. O rosnącej pozycji sztuki komiksu może świadczyć fakt, że założyciele platformy aukcyjnej ComicConnect zostali ekspertami w Heritage, więc mamy pierwsze przykłady konsolidacji. Coraz aktywniejszym graczem w tym segmencie staje się również Christie?s. Co więcej, zważywszy że dzisiejsza popkultura to także gry komputerowe i filmy, to już od dawna nie jest rynek wyłącznie komiksowy, ale rynek
popkultury jako całości.
Jak należy to rozumieć?
Czołowe postaci i światy komiksowe stały się już markami. W efekcie kupując plansze komiksowe, kupujemy fragment historii popkultury. Powinniśmy zatem odpowiedzieć sobie na pytanie, które z nich interesują nas najbardziej. Marki takie jak „Batman” czy „Star Wars” znajdują się na wyraźnej fali wznoszącej i ten trend długo się utrzyma. Innym przykładem może być „Wolverine”, który dziś jest dla Marvela jedną z najważniejszych postaci, a więc produktem zarabiającym na sprzedaży licencji z tą postacią. Plansze komiksowe są nową częścią rynku, do której trzeba podchodzić zupełnie inaczej niż do klasycznych inwestycji.
Porównując rekordy cenowe można pokusić się o stwierdzenie, że w Stanach Zjednoczonych bardziej ceni się komiksy, a w Europie plansze komiksowe.
To prawda. Trudno powiedzieć, skąd bierze się to odmienne podejście. Osobiście nie wierzę zbyt mocno w potencjał inwestycyjny samych komiksów. Z nimi jest bowiem trochę tak, jak z monetami. Jak zgrabnie ujął to Franciszek Starowieyski - zawsze może przecież okazać się, że ktoś nagle wykopie z ziemi całą szkatułkę określonych monet i tym samym ich wartość jednostkowa automatycznie spadnie. Podobnie może być z komiksami, gdy okaże się, że tych najbardziej poszukiwanych wydań zachowało się jednak więcej egzemplarzy niż myśleliśmy. W przypadku plansz komiksowych mamy do czynienia z jedynym istniejącym egzemplarzem.
Czy zawsze mamy taką pewność?
Tak. Chyba, że jest wyraźnie zaznaczone, że istnieją jeszcze inne egzemplarze. Ale generalnie to, co kupujemy, jest oryginalnym rysunkiem albo pracą plastyczną w technice malarskiej stworzoną na potrzeby warstwy ilustracyjnej danego komiksu.
W jaki sposób ArtKomiks.pl pozyskuje plansze?
Dzielimy rynek na kilka obszarów. W przypadku polskich klasyków, z których część już niestety odeszła, współpracujemy z ich spadkobiercami. Z aktualnie tworzącymi krajowymi twórcami możemy współpracować bezpośrednio. Z kolei w przypadku twórców zagranicznych pozyskujemy prace bezpośrednio od dilerów - najczęściej galerii i marszandów reprezentujących interesy konkretnych artystów - oraz w domach aukcyjnych.
Na czyje prace warto zwrócić uwagę?
Pamiętajmy, że na tym rynku mówimy o nazwiskach, tak jak na klasycznym rynku sztuki, ale też o markach, co jest pewnym novum. Można oczywiście nabywać prace konkretnego autora, ale doskonałym pomysłem - również pod względem inwestycyjnym - może okazać się budowanie kolekcji związanej z konkretną marką. Np. od kiedy funkcjonuje marka „Star Wars”, komiksy dla wydawnictw Dark Horse i Marvel tworzyło wielu różnych autorów. W związku z tym może się okazać, że pokazanie historycznie rozwoju komiksowej marki „Star Wars” będzie bardzo interesują inwestycją. Taka kolekcja i jej wartość nie będzie zależna wyłącznie od samego autora. Dlatego właśnie do plansz komiksowych nie można podchodzić jak do klasycznego rynku sztuki, gdzie przede wszystkim liczy się nazwisko artysty. Chociaż i na klasycznym rynku sztuki tworzone są kolekcje tematyczne. To zjawisko można zresztą zaobserwować również w Polsce. W domach aukcyjnych nie funkcjonuje w zasadzie nazwisko Mieczysława Wiśniewskiego jako autora, ale przede wszystkim
stworzona przez niego marka komiksowego „Kapitana Klossa”.
Skoro już jesteśmy przy „Klossie” - dlaczego w czasie tegorocznych aukcji w Desie licytowane były plansze z okładkami do szwedzkiego wydania komiksu?
To jest problem, z którym spotykałem się wielokrotnie. Klienci mówią, że chcieliby nabyć planszę do wydania polskiego danego komiksu, a nie np. jugosłowiańskiego, jakie mamy w ofercie. Jednak pamiętajmy, że warstwa ilustracyjna do komiksu powstaje raz. Dymki z takimi jugosłowiańskimi napisami znajdują się na oddzielnej kartce, która jest przyklejona na dymek z polskim dialogiem. Wystarczy pójść do konserwatora papieru, żeby odkleił ten dymek i będziemy mieć planszę z polskimi napisami. W żaden sposób nie powinno wpłynąć to na wartość samej pracy.
W jaki sposób szukać okazji na tym rynku?
Nie sztuką jest kupić coś drogo i sprzedać jeszcze drożej. Sztuką jest kupić tanio coś, co w dłuższej perspektywie okaże się świetną inwestycją. Tak jak Vollard, marszand impresjonistów, który kupował ich prace po kilkanaście franków. To wymaga jednak bycia ekspertem i dostrzegania pewnych rzeczy. Podam przykład z naszego rynku. Do niedawna prace Ryszarda Dąbrowskiego, rysującego kontrowersyjnego „Likwidatora”, były sprzedawane w okolicach 100 zł. Teraz znajdują się na poziomie 300 zł. To są oczywiście jednostkowo niskie wartości, ale jednocześnie oznacza to wzrost wartości o 200 proc. A przy tym ich obecna cena wciąż wydaje się dość atrakcyjna. Dlatego sądzę, że ciekawą okazję inwestycyjną mogą stanowić prace polskich twórców, aktualnie tworzących, które dziś oscylują w okolicach 500 zł. W perspektywie kilku lat ceny niektórych z nich mogą sięgnąć kilku tys. zł. Tym bardziej, że klienci kupując dziś takie prace, stają się tym samym mecenasami sztuki. Dają możliwość rozwoju tym artystom, co z kolei może
przełożyć się na wzrost wycen prac, które wcześniej zakupili.
W podobny sposób często zachęca się do inwestowanie w prace młodych artystów tworzących sztukę nowoczesną. Efekty takich inwestycji bywają mocno niepewne?
Na tradycyjnym rynku sztuki informacje o tym, czy warto inwestować w prace danego młodego autora - często będącego nieznanym szerzej absolwentem Akademii Sztuk Pięknych - uzyskujemy przede wszystkim od marszanda czy galerii. W przypadku rynku sztuki komiksu w wielu przypadkach mamy do czynienia z ludźmi, którzy wydali już jakieś swoje dzieła w formie czytanego komiksu i zostali niejako zrecenzowani przez rynek.
W jaki sposób można zweryfikować autentyczność plansz komiksowych?
W tym przypadku dysponujemy doskonałą metodą, która nie funkcjonuje na klasycznym rynku sztuki, gdzie próby oceny autentyczności danego dzieła mogą podjąć się wyłącznie eksperci. Wystarczy mianowicie wziąć do ręki komiks, z którego pochodzi dana plansza i porównać każdą kropkę i każdą kreskę. Dlatego na rynku sztuki komiksu popularnością nie cieszą się prace tzw. unpublished, czyli takie, które nie zostały opublikowane. Nie da się ich bowiem często w żaden sposób zweryfikować, zwłaszcza gdy dany twórca już nie żyje.
Jak wygląda płynność polskiego rynku? Czy łatwo jest odsprzedać prace rodzimych twórców?
Pamiętajmy o tym, że Polska jest wciąż rynkiem wschodzącym, ale ten rynek coraz mocniej się rozwija. Wchodzą na niego kolejne podmioty. ArtKomiks.pl działa już ponad dwa lata. Desa Unicum w tym roku po raz pierwszy zorganizowała trzy aukcje poświęcone sztuce komiksu. Wspólnie z Agra-Art uruchomiliśmy właśnie pierwszą aukcję internetową, na której wystawiamy 50 prac. Obecnie przygotowuję ofertę dla Sopockiego Domu Aukcyjnego na aukcję, która jest planowana na 7 lutego przyszłego roku. To wszystko oznacza, że możliwości odsprzedaży prac zakupionych na rynku lokalnym powinno przybywać.
Większość nabywców kupuje plansze zapewne po to, by powiesić je na ścianie i cieszyć nimi oko na co dzień. W jaki sposób powinno się je zabezpieczać przed działaniem szkodliwych czynników?
W przypadku, gdy plansza wystawiona jest na działanie światła naturalnego, wtedy najlepiej umieścić ją za szybą pochłaniającą promieniowanie UV. Bardzo ważna kwestią jest również to, by praca miała dobre bezkwasowe passe partout, z odpowiednio długim terminem ważności. Dzięki temu papier rozkłada się znacznie wolniej. Amerykańskie wydawnictwa produkują własne firmowe papiery, które są nasączane i powlekane specjalnymi substancjami. To dobrze widać na przykładzie nowszych prac, powstałych od połowy lat 80-tych ubiegłego stulecia. One po prostu już tak nie żółkną.
Na zakończenie pokuśmy się o próbę odpowiedzi na pytanie ile lat musi jeszcze upłynąć, by sztuka komiksu zyskała w końcu w naszym kraju należny jej szacunek?
Myślę, że w dużej mierze przyczyni się do tego pokolenie trzydziesto-, czterdziestolatków wychowanych na „Świecie Młodych” czy „Relaksie”, dla których komiks od dzieciństwa był naturalną formą lektury. Część z tych osób zajmuje dziś np. stanowiska menedżerskie, zarabiając przy tym naprawdę spore pieniądze, które woli przeznaczyć na zakup plansz komiksowych niż klasycznej sztuki. O tym, że ten obraz zaczyna się w Polsce zmieniać, świadczyć może fakt, że komiks „Łauma” Karola Kalinowskiego trafił - wprawdzie na razie tylko w Szkole Kanadyjskiej w Warszawie - na listę lektur szkolnych. Podobnie jest zresztą z postrzeganiem gier komputerowych. Sukcesy takich tytułów jak „Wiedźmin” czy „This War of Mine” sprawiają, że coś, co do tej pory uznawano za niepoważną działalność, nagle staje się jednym z istotniejszych osiągnięć polskiej gospodarki i kultury. Ta zmiana dokonuje się coraz częściej na naszych oczach.