Gdynia zadłuża się na miliony, bo nie chce zwolnić tempa inwestycji
150 mln zł pożyczki dla samorządu Gdyni. Opozycja będzie obserwować wydatki miasta.
Władze Gdyni rozpoczęły procedurę zaciągnięcia bankowego kredytu długoterminowego na pokaźną kwotę 150 mln zł. Stało się więc to, o czym samorządowcy mówili od wielu tygodni. Skarbnik miasta, prof. Krzysztof Szałucki, w pierwszym półroczu tego roku kilka razy podkreślał, że z powodu spowolnienia gospodarczego niezbędne będzie, aby miejscy włodarze w 2010 r. sięgnęli po pożyczkę, która zagwarantuje Gdyni utrzymanie tempa inwestycyjnego. Dla gdyńskiego samorządu to sytuacja nowa, w ostatnich kilku latach potężne wydatki inwestycyjne, sięgające rok w rok kilkuset milionów złotych, finansowane były bowiem nie z kredytów, a dochodów własnych, dotacji państwowych oraz środków pozyskiwanych z Unii Europejskiej.
- Kredyt na tak wysoką kwotę będzie dla miasta bezpieczny, zaciągany jest bowiem w momencie, gdy powoli kończy się już okres spłacania przez Gdynię poprzednich pożyczek, zaciągniętych przed laty - uważa Krzysztof Szałucki. Inwestowanie w czasie kryzysu zdaniem gdyńskich urzędników jest niezwykle racjonalne - miejskie inwestycje są kołem zamachowym dla pogrążonych w kłopotach finansowych prywatnych przedsiębiorców, a zlecenia od samorządu pozwalają im przetrwać trudne czasy. Dla miasta korzystny jest także fakt, iż firmy budowlane nie mogą już, jak kilka lat temu, windować do niebotycznie wysokich stawek ofert na wykonawstwo inwestycji. Miasto liczy więc, iż rozpisując przetargi w najbliższych miesiącach zaoszczędzi sporo grosza.
- Utrzymuje się korzystna dla nas tendencja na rynku - mówi Krzysztof Szałucki. - Przy okazji kolejnych, rozpisywanych przetargów oferty, które wpływają od wykonawców, opiewają na dużo niższe kwoty, niż wynosił wstępny kosztorys prac. Nie pozostaje nam nic innego, jak wykorzystać ten fakt, dlatego nierozsądne byłoby teraz zwalnianie tempa inwestycyjnego.
Jako przykłady takich właśnie oszczędności urzędnicy podają przetargi na wykonanie przebudowy węzła drogowego przy stacji SKM Wzgórze św. Maksymiliana, a także modernizację stadionu piłkarskiego. W pierwszym z tych przypadków miasto liczyło się z wydatkiem nawet 102 mln zł, tymczasem zgłosił się wykonawca, który zażyczył sobie za zrealizowanie inwestycji ponad połowę mniej, bo 50 mln zł. Samorząd skwapliwie skorzystał z tej oferty. W przypadku stadionu piłkarskiego wykonawca powoli kończy inwestycję, miasto zapłaci mu 80 mln zł, a jest to o 50 mln zł mniej, niż przewidywał kosztorys.
Z wieloma tymi argumentami zgadzają się opozycyjni radni miasta. Jednocześnie zapowiadają jednak, iż nadal będą uważnie i krytycznie przyglądać się wydatkom inwestycyjnym miasta.
- Chcielibyśmy, aby samorząd inwestował nie tylko w pałace ku czci władzy w centrum Gdyni, jak dla przykładu plany budowy nowego budynku Urzędu Miasta, lecz pochylił się też nad problemami komunikacyjnymi w peryferyjnych dzielnicach - mówi radny Rafał Geremek (PO). - Dla przykładu od lat tworzą się korki na skrzyżowaniu ul. Kwiatkowskiego i płk. Dąbka w Obłużu, a nic się z tym nie robi.
1,2 mld - na taką kwotę, liczoną w złotówkach, opiewają wydatki miasta w 2010 r.
290 mln - to maksymalna kwota kredytu, na którą zgodzili się radni miasta.
1 mln zł - tyle kosztuje średnio modernizacja lokalnej ulicy w Gdyni.
Lata na spłatę
Według prognoz władz Gdyni zaciągany właśnie kredyt spłacany będzie w latach 2013-2019.
Miasto chce przeznaczyć na uregulowanie zobowiązań pieniądze z dochodów własnych. Samorządowcy podkreślają, iż pożyczka nie obciąży nadmiernie finansów Gdyni, bowiem łączna kwota długu na koniec roku budżetowego wynosić będzie 40-50 proc. przychodów własnych, gdy tymczasem limit określony w ustawie o finansach publicznych dopuszcza zadłużenie na poziomie 60 proc.
Łączne roczne obciążenia z tytułu spłat kredytu wynosić będą natomiast 5-10 proc., a ustawodawca ten limit określił na poziomie 15 proc.