Grecja stanie się europejskim koniem trojańskim?

W greckich wyborach wygrały skrajnie populistyczne partie, które obiecują przywrócenie przywilejów oraz umorzenie zagranicznego zadłużenia. Teoretycznie ich siła przetargowa jest niewielka, ale praktycznie mogą spowodować poważne zawirowania w Unii Europejskiej, zwłaszcza biorąc pod uwagę obecną sytuację geopolityczną.

Grecja stanie się europejskim koniem trojańskim?
Źródło zdjęć: © wikipedia.org

28.01.2015 | aktual.: 28.01.2015 20:45

Argumenty

Grecy po kilku latach oszczędności stwierdzili, że polityka "zaciskania pasa" im się nie opłaca. Wybrali populistyczne partie, których główne postulaty to: przywrócenie przywilejów, wzrost zatrudnienia w publicznych instytucjach oraz umorzenie połowy zagranicznych długów. Co więcej, nowi przywódcy Hellady, mimo iż oficjalnie temu zaprzeczają, będą prawdopodobnie "szantażować" przedstawicieli MFW, Europejskiego Banku Centralnego czy Unii Europejskiej, że nie spełniając ich postulatów narażą się na jeszcze bardziej dotkliwe konsekwencję.

Premier oraz minister finansów twierdzą, że Ateńskie zobowiązania na poziomie 170 proc. PKB są niemożliwe do obsługi i, jeżeli nie zostaną zredukowane o połowę, to nigdy nie pozwolą Grecji wyjść z obecnego kryzysu. Rzeczywiście „na papierze” dług wygląda niebezpiecznie, ale warto zauważyć, że jego obsługa wcale nie jest kosztowna.

Po porozumieniach z 2010 oraz 2012 roku, 80 proc. wierzytelności greckich jest w rękach Troiki (EBC, MFW, EU). Poprzednia administracja wynegocjowała ekstremalnie niskie oprocentowanie, które równa się instrumentom z najwyższym ratingiem. Dodatkowo przez 10 lat cześć odsetek jest zwracana do budżetu Grecji. W rezultacie, według wyliczeń instytutu Bruegel, koszt obsługi długu Hellady wynosi jedynie 2,6 proc. PKB, podczas gdy w Hiszpanii jest to 3,3 proc., a w Irlandii 4,1 proc. Co ciekawe, wcale nie jest to zauważalnie więcej niż płacą Niemcy (1.9 proc.), które mają ponad połowę niższe zadłużenie oraz najwyższą możliwą wiarygodność kredytową.

To jednak nie przekonuje nowego rządu. Zarówno minister finansów, jak i premier przygotowują się na negocjacje z przedstawicielami Troiki. Teoretycznie ich argumenty nie są silne. Jeżeli przestaną regulować zobowiązania, to społeczność międzynarodowa wstrzyma program pomocowy. Natychmiast spowoduje to utratę płynności przez banki, gdyż obywatele przetransferują oszczędności poza Grecję, a EBC nie zapewni finansowani. Wtedy Ateny będą zmuszone do opuszczenia strefy euro, co spowoduje konieczność wprowadzenia własnej waluty, przez co realne dochody ludności mogą spaść nawet o połowę.

Strategia szantażu

Przez ostatnie lata europejscy przywódcy obawiali się opuszczenia przez Grecję strefy euro. Mogło to spowodować „efekt zarażania” zwłaszcza tych słabszych podmiotów i zauważalnie zwiększyć ryzyko rozpadu Unii Walutowej. Obecnie sytuacja jest nieco inna. Hiszpania, Irlandia czy Portugalia powoli wychodzą z poważnych problemów. Ich gospodarki stopniowo odzyskują konkurencyjność, a system bankowy, po ostatnich „stress testach”, jest odporniejszy na zawirowania niż w 2012 roku. Teoretycznie więc negocjacyjne możliwości Aten powinny się zmniejszyć.

Przywódcy Hellady mają jednak także inne pomysły. Po pierwsze sugerują, że obecna sytuacja społeczna będzie generować dalszą radykalizację ludności. Już teraz trzecim największym ugrupowaniem jest neonazistowska partia "Złota Jutrzenka". Jeżeli jednak ten argument nie trafi do Brukseli, mogą łatwo paraliżować wiele decyzji Wspólnoty, a zwłaszcza tych dotyczących stosunków z Rosją.

Moskwa szybko „podchwyciła” ateńskie sygnały i w tym miesiącu rosyjski minister rolnictwa stwierdził, że Kreml zniesie embargo na grecką żywność, tym samym pomagając działowi gospodarki, w którym zatrudnione jest 13 proc. społeczeństwa Hellady.

Sytuacja patowa

Wszystko wskazuje na to, że nowe władze Grecji będą grały va banque. Zresztą obecnie nie mają większego wyboru. Dostały od społeczeństwa silny mandat, którego głównym celem jest wywalczenie redukcji zagranicznego zadłużenia.

Niewiele manewru ma także Troika. Przedstawiciele EU czy MFW nie mogą „podarować” Grecji 150 miliardów euro tylko dlatego, że skrajne partie doszły tam do władzy. Po pierwsze, byłoby to w sprzeczności z zasadami, które obowiązywały między innymi Irlandię czy Portugalię, a po drugie wznieciłoby to radykalne ugrupowania w całej Unii.

Pozostaje więc pytanie, czy chęć sprostania oczekiwaniom społecznym nie spowoduje, iż Grecja stanie się koniem trojańskim dla Unii Europejskiej, który albo doprowadzi do pierwszego w historii opuszczenia strefy euro przez jednego z członków, albo da sygnał poszczególnym krajom, że tylko radykalne ugrupowania są wstanie wynegocjować najlepsze warunki.

Marcin Lipka
analityk
Cinkciarz.pl

Źródło artykułu:cinkciarz.pl
walutyrynek walutowymarcin lipka
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)