Grecja znów na politycznym rozdrożu
Hazardowe posunięcie premiera Samarasa stawia pod znakiem zapytania sens dotychczasowych wysiłków ratowania Grecji.
16.12.2014 | aktual.: 17.12.2014 10:33
Wczorajsze rozmowy komisarza UE ds. finansowych Pierre'a Moscoviciego w Atenach ograniczyły się do wymiany uprzejmości i opinii. Nie mogło być inaczej, w sytuacji gdy Grecja znajduje się na politycznym rozdrożu w oczekiwaniu na wynik wyborów prezydenckich i być może parlamentarnych.
Najpóźniej za dwa miesiące powinna otrzymać ostatnią transzę z 240 mld euro kredytu w ramach pomocy finansowej tzw. trójki, czyli EU, Europejskiego Banku Centralnego oraz Międzynarodowego Funduszu Walutowego. W myśl optymistycznych prognoz powinna stanąć na nogi na tyle, że mogłaby sama szukać brakujących środków na rynkach finansowych. Plany te przekreśliła panika na ateńskiej giełdzie w ostatnim tygodniu, której towarzyszył 20-proc. spadek. Dochodowość dziesięcioletnich obligacji rządowych wzrosła momentami do 11 proc. Taka była reakcja rynków na zapowiedź premiera Antonisa Samarasa przyśpieszenia o kilka miesięcy wyborów prezydenckich.
Jego ugrupowanie, Nowa Demokracja, znalazło kandydata - 73-letniego Stavrosa Dimasa, byłego komisarza UE ds. środowiska. Wraz z jego prezentacją zaczęło się wszystko walić.
A to dlatego, że premier posłużył się szantażem, zapowiadając nowe wybory parlamentarne, jeżeli obecnemu parlamentowi nie uda się wybrać głowy państwa. Jest tajemnicą poliszynela, iż kandydat rządowej koalicji na prezydenta nie ma szans na uzyskanie większości w parlamencie. Wybiera on prezydenta w skomplikowanej procedurze. Już jutro rozpoczyna się pierwsza z trzech tur głosowania.
Ostatnia, krytyczna, odbędzie się 29 grudnia tego roku. - Wszystko zależy od tego, czy tego dnia Dimasa poprze 180 z 300 posłów parlamentu - tłumaczy „Rz" George Tsogopoulos z ateńskiego think tanku Eliamep. Przy czym koalicja rządowa dysponuje 155 głosami. Szuka obecnie brakujących 25 i nikt nie wie, czy to się uda. - To nic innego jak polityczny hazard - komentuje posunięcie premiera Samarasa dziennik „Kathimerini".
Na wynik wyborów prezydenta czeka z największą niecierpliwością lewicowe opozycyjne ugrupowanie SYRIZA, które jeszcze nie tak dawno domagało się zaprzestania wypłaty odsetek od kredytów uzyskanych od wierzycieli i przeznaczenia uzyskanych środków na rozwój kraju. Wcześniej mowa była o wyjściu Grecji ze strefy euro oraz ustanowieniu kursu narodowej waluty na takim poziomie, aby gospodarka stała się konkurencyjna.
Jak wynika z sondaży, SYRIZA może liczyć dzisiaj na ?27,6 proc. głosów, Nowa Demokracja premiera Samarasa na 24 proc. Gdyby taki był wynik wyborów parlamentarnych, to właśnie przywódca SYRIZA Alexis Cipras otrzymałby misję utworzenia rządu. Byłoby to równoznaczne z konfliktem z wierzycielami Grecji, którzy wyłożyli już miliardy na określonych warunkach i są dalecy od ich renegocjacji.
Przy tym nikt nie wie dzisiaj, czego tak naprawdę żąda SYRIZA od wierzycieli. A tym bardziej czego mógłby zażądać Cipras już jako premier Grecji. Część analityków uważa, że nie odpuści i doprowadzi do wyjścia Grecji ze strefy euro. Inni przekonują, że zachowa się tak jak wielu greckich premierów przed nim i po objęciu władzy zmieni zdanie.
Tak czy inaczej, same perspektywy dojścia do władzy SYRIZA burzą kruchą stabilizację na greckiej scenie politycznej. Na wszelki wypadek trójka przesunęła wypłatę ostatniej transzy kredytu. Wierzyciele nie mają też zamiaru rezygnować z żądań dalszych reform. Jak chociażby systemu emerytalnego. Gdyż nikt w strefie euro nie jest stanie zrozumieć, dlaczego nadal niektórzy urzędnicy greccy mają prawo do świadczeń emerytalnych już po 15 latach nieprzerwanej pracy. Albo dlaczego na niektórych wyspach, nawet takich jak goszczące bogatych turystów Mykonos czy Santorini, obowiązują ulgowe stawki VAT.
Grecy zmuszeni zostali przez lata zapaści gospodarczej do niewiarygodnych wyrzeczeń. Efekt jest taki, że wprawdzie kraj się już dalej nie pogrąża, ale nie ma perspektyw na przyszłość. Przy tym bezrobocie sięga 25 proc., a wśród młodzieży jest dwukrotnie wyższe.
- Cokolwiek się w Grecji wydarzy, nie będzie miało wpływu na gospodarkę państw strefy euro - przekonuje „Rz" prof. Dirk Meyer, ekonomista z uniwersytetu w Hamburgu. Jego zdaniem nie jest jeszcze za późno, aby Grecja pożegnała się ze wspólną walutą i poszła swą drogą. Ale i w takim wypadku nie będzie w stanie spłacić góry długów i konieczny będzie kolejny hair cut, czyli darowanie ich części.