Gwiazdka z nieba
Są znane z piękna, wysokich cen i perfekcyjnego wykonania. Od 100 lat Pióra Montblanc podkreślają powagę i styl. Osoby, okazji, a najczęściej jednego i drugiego.
23.10.2014 | aktual.: 17.12.2014 11:19
Królowa Elżbieta II i prezydent USA John F. Kennedy używali piór Montblanc do zatwierdzania dokumentów wagi państwowej. Książę Albert II i księżna Charl?ne z Monako właśnie piórami tej firmy złożyli podpisy na akcie ślubu. Michaił Gorbaczow pożyczonym naprędce piórem Montblanc Meisterstück przypieczętował dymisję z urzędu prezydenta ZSRR. Pióra zaistniały także w przemyśle filmowym. Najsłynniejszy agent wszech czasów James Bond w filmie „Ośmiorniczka" użył kwasu ukrytego w piórze do rozpuszczenia krat celi. Skutecznie.
Zanim jednak pióra Montblanc stały się przedmiotami kultowymi na równi z zegarkami Omega i samochodami Aston Martin, groziło im to co wielu innym firmom - kryzys i upadek. Przedsiębiorstwo założone w 1906 r., które z czasem wyewoluowało w Montblanc, o mały włos nie zbankrutowało już na samym początku. I to wcale nie przez wadliwe produkty, tylko nieodpowiedzialność jednego z udziałowców.
Ale po kolei. Był początek minionego stulecia. W 1906 r. berliński inżynier August Eberstein po powrocie z Anglii i USA postanowił wykorzystać okazję i zacząć sprzedawać w swojej ojczyźnie to, co za oceanem powoli stawało się standardem - wieczne pióra. Nie miał jednak ani grosza na start. Skontaktował się zatem z bankierem z Hamburga Alfredem Nehemiasem, ten zaś załatwił kontrakt na produkcję piór dla hamburskiego zrzeszenia sprzedawców artykułów piśmienniczych. I tak rozpoczęto produkcję ebonitowego pióra zakraplaczowego. Złote stalówki do niego sprowadzano z Ameryki.
Jednak wbrew oczekiwaniom Ebersteina pióra nie okazały się hitem. Inżynier nie wziął pod uwagę, że nie tylko on podróżował do Stanów Zjednoczonych i nie tylko on poznał tajniki produkcji wiecznych piór. Niemiecki rynek w tamtych latach został dosłownie zalany nowym wynalazkiem.
Testament bankiera
Ów brak zmysłu obserwacji Augusta Ebersteina szkodził firmie również w inny, pośredni sposób. Początkujący biznesmen był nałogowym i, co gorsza, chronicznie pechowym hazardzistą. Nie wahał się spłacać prywatnych długów z kasy firmy. Po niedługim czasie oszczędni hanzeatyccy handlarze papeterii zorientowali się, że spółka z Nehemiasem i Ebersteinem nie wychodzi im na dobre. Wycofali więc kapitał. Trudności nie zniechęciły jednak bankiera z Hamburga, który wbrew rozsądkowi wierzył w sukces. Wiarą tą zaraził dwie kolejne osoby, które zdecydowały się zaryzykować swoje pieniądze i wesprzeć przedsiębiorstwo.
Byli to Claus Johannes Voss i Max Koch. Rothschild, Behrens & Company of Hamburg - firma zajmująca się dostarczaniem artykułów piśmienniczych do biur - wspierała przedsięwzięcie jako cichy wspólnik. W ten sposób w 1908 r. powstała Simplo Filler Pen Company, która wkrótce wypuściła na rynek pióra Rouge et Noir, Safety, Simplo Pen i Diplomat. Rok 1909 zapowiadał się obiecująco, ale nad firmą znowu zaczęły się zbierać czarne chmury. Kapitał zapewniony przez nowych wspólników starczał na działanie firmy, ale był za mały, żeby pokryć długi Ebersteina. Jakby tego było mało, Alfred Nehamias zmarł niespodziewanie na atak serca. Malwersacje Ebersteina wyszły na jaw i wszystko wskazywało na to, że definitywny koniec Montblanc jest kwestią najbliższych tygodni. Tym bardziej że wdowa po Nehemiasie wycofała z przedsięwzięcia swoje udziały, a Eberstein uciekł do USA.
Voss nie zamierzał się jednak pogodzić z utratą zainwestowanych pieniędzy. To, że firma zaczynała być ceniona i rozpoznawalna, dawało nikłą - ale mimo wszystko - nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone. Dodatkowo Voss usłyszał od leżącego na łożu śmierci Nehemiasa cenną radę: „Panie Voss, nigdy nie sprzedawajcie tanich piór, trzymajcie się wysokiej jakości". Do spółki udało się pozyskać Wilhelma Dziambora z Rothschild, Behrens & Co. i biznesmena Christiana Lausena. Trio Voss, Lausen i Dziambor rozpoczęło sanację przedsiębiorstwa. Tak skutecznie, że w 1910 r. firma miała już swoje biura w Paryżu, Londynie i Barcelonie, nie licząc tych w Hamburgu, Berlinie, Bremie, Wrocławiu i Lipsku.
W tym samym roku równolegle z piórami, które miały czerwony czubek skuwki (Rouge et Noir), do sprzedaży trafiły też pióra z białym wykończeniem. Od 1911 r. nosiły nazwę Montblanc. Zgodnie z firmową legendą wymyślił ją podczas gry w karty przemysłowiec Carl Schalk, krewniak Vossa. Gdy głowiono się nad nazwą nowego pióra, Schalk miał powiedzieć: „Dlaczego nie nazwać go po prostu Mont Blanc? Przecież też jest czarne u dołu, białe u góry i najwspanialsze wśród piór". Pomysł był genialny. „Montblanc" - to nie tylko dobrze brzmiało, ale też budziło odpowiednie skojarzenia i umożliwiało skuteczną reklamę. Schalk jeszcze przez wiele lat otrzymywał po pół tuzina piór na Boże Narodzenie.
Ponieważ wspólnicy nie mogli zarejestrować białego wykończenia skuwki jako zastrzeżonego znaku, w 1913 r. zarejestrowali białą sześcioramienną gwiazdkę, która do dziś jest symbolem Montblanc. W 1914 r. opracowano technologię nanoszenia symbolu na skuwkę. Żeby pozostać precyzyjnym - biała gwiazda nie jest zwykłą gwiazdą. Symbolizuje ośnieżony szczyt i sześć dolin Mont Blanc widzianych z lotu ptaka.
Nowoczesny marketing
Jednak zdecydowanie najważniejszą datą w historii firmy jest rok 1924. Zostało wówczas wprowadzone na rynek pióro Montblanc Meisterstück z dożywotnią gwarancją. Nie wyróżniało się żadnymi szczególnymi cechami zewnętrznymi poza charakterystyczną gwiazdką na skuwce, ale słowa „dożywotnia gwarancja" działały hipnotyzująco na klientów. Pozycję producenta luksusowych przyborów do pisania ugruntowywały agresywne i niebanalne kampanie reklamowe. Po drogach jeździły wozy z makietami piór Montblanc ogromnych rozmiarów. Nad miastami latały samoloty ozdobione logo marki. Firma, która w 1934 r. zmieniła nazwę na istniejącą do dziś Montblanc Simplo GmbH, nie obawiała się prowadzić nowatorskiego brand marketingu i jeszcze w latach 20. poszerzyła ofertę o przedmioty, które uzupełniały kolekcję: papier listowy, atrament i skórzane futerały na przybory do pisania, a później także notesy i aktówki.
Sukces nie byłby rzecz jasna możliwy, gdyby za meisterstückiem, który od 1930 r. miał wygrawerowaną na stalówce wysokość Mont Blanc (4810 m n.p.m.), rzeczywiście nie stała najwyższa jakość i dbałość o detale. To właśnie dzięki jakości produkowanych piór, a nie marketingowi, firmie udało się odrodzić po II wojnie światowej. Rządy Hitlera w Niemczech były bowiem dla Montblanc wizerunkową porażką. Przecież naziści również potrafili docenić kunszt wykonania i chętnie zamawiali pióra z napisem „Schönheit der Arbeit" („Piękno pracy") oraz oczywiście swastyką. Nikłym usprawiedliwieniem dla Montblanc może być fakt, że Anne Frank (dziewczynka, która zmarła w obozie koncentracyjnym po ponad dwóch latach ukrywania się w Amsterdamie) swój przejmujący dziennik opisujący wojenne czasy również napisała meisterstückiem.
Wojna zniszczyła właściwie wszystkie warsztaty, w których były wytwarzane pióra. Szczęśliwie ocalał jeden, w Danii. To pozwoliło na zachowanie ciągłości produkcji i firma zaczęła odbudowywać pozycję. Kluczowe znów okazały się nieszablonowe pomysły. Z rzemieślniczego punktu widzenia pióro było dziełem doskonałym. Musiało się więc wyróżnić w inny sposób. Producenci postanowili się zająć jego obudową. Do salonów trafiły instrumenty piśmiennicze zdobione brylantami, szafirami i perłami. A linia Meisterstück Solitaire zdobiona drogocennymi kamieniami odniosła niebywały sukces handlowy i zapisała się w popkulturze. Trafiła nawet do wspomnianego już Hollywood. Bo właśnie to pióro pomogło Rogerowi Moore'owi uciec z celi, a w kolejnym odcinku przygód agenta 007, „Nigdy nie mów nigdy", model 149 był jednocześnie pistoletem.
Upadek imperium
Ale nie tylko aktorzy grający Jamesa Bonda podpisywali się piórem Montblanc. Wśród jego fanek znalazły się m.in. Ingrid Bergman, Greta Garbo i Marlena Dietrich. Nic zatem dziwnego, że meisterstück stał się kultowym przedmiotem. Firma nie musiała wymyślać reklam, bo rzeczywistość była bardziej kreatywna od agencji reklamowych. Do jednej z reklam Montblanc posłużyło autentyczne zdjęcie, na którym prezydent Kennedy podaje kanclerzowi RFN Konradowi Adenauerowi swoje pióro. Wystarczyło dodać podpis: „Pozwoli pan, że pomogę, panie Adenauer". Wiele lat później w 1991 r. Michaił Gorbaczow, kiedy chciał podpisać rezygnację z urzędu prezydenta ZSRR, zorientował się, że jego długopis nie pisze. „Przeklęty" - wściekał się w błyskach fleszy. Kto wie, czy Związek Sowiecki nie przetrwałby, gdyby na sali nie było dziennikarza CNN Toma Johnsona. To on pożyczył radzieckiemu przywódcy swojego montblanca, by przypieczętować upadek imperium. Czy można się zatem dziwić, że pióro Montblanc trafiło do Museum of Modern Art w Nowym
Jorku?