Im redukcja nie grozi. Jak podchodzą do pracy bogate dzieci?

Oderwani od życia wredni egoiści, uważający, że wszystko im wolno. Czy taki obraz ludzi bogatych jest zgodny z prawdą? Chętnie w to wierzymy. Co ciekawe, negatywne cechy bogaczy, zdaniem wielu osób, przybierają na sile z każdym następnym pokoleniem. Oni sami protestują, wskazując na własne dzieci, które uczą się, a później pracują jak wszyscy – i to niekoniecznie w firmach mamy czy taty.

Im redukcja nie grozi. Jak podchodzą do pracy bogate dzieci?
Źródło zdjęć: © ONS.pl

10.10.2013 | aktual.: 15.10.2013 11:45

Oderwani od życia wredni egoiści, uważający, że wszystko im wolno. Czy taki obraz ludzi bogatych jest zgodny z prawdą? Chętnie w to wierzymy. Co ciekawe, negatywne cechy bogaczy, zdaniem wielu osób, przybierają na sile z każdym następnym pokoleniem. Oni sami protestują, wskazując na własne dzieci, które uczą się, a później pracują jak wszyscy - i to niekoniecznie w firmach mamy czy taty. U rodziców i gdzie indziej

W wiek dorosły wkroczyło już pierwsze pokolenie dzieci rodzimych bogaczy, robiących fortuny po zmianie ustroju przed 24 laty. Ich rodzice w młodości często egzystowali na państwowych posadach. Majątki zbijali za cenę ryzyka, decydując się zwolnić z padających firm budżetowych i "pójść na swoje". Jaką postawę wobec życia przyjmują ich następcy? Nazwisko i dorobek rodziców pomagają im na początku. Później wielu z nich próbuje robić karierę już na własny rachunek. Przykłady pierwsze z brzegu: Natalia Lesz, córka twórcy firmy Softbank, działa w show biznesie. Joanna Jakubas jest śpiewaczką operową. Nicole Soszyńska działa w branży modowej. Nie inaczej bywa z synami: Tomasz Gudzowaty wyrobił sobie markę jako fotograf, a Aleksander Krauze postanowił zostać koszykarzem. W polskim biznesie nie brakuje też przykładów dzieci milionerów, którzy chcą robić to, co rodzice. Wdrażają się więc do pracy, jak choćby córki Zbigniewa Grycana, jako przyszli sukcesorzy rodzinnych fortun. Chociaż jak twierdzi zajmujący się tym
tematem prof. Andrzej Blikle, w Polsce z płynnym przejmowaniem sukcesji po rodzicach-bogaczach mogą być problemy. Jedynie 30 proc. firm ma opracowany plan przejęcia rodzinnego biznesu przez następne pokolenie.

Biznesmen z głową w chmurach

Jeśli ktoś zdobył fortunę, oznacza to, że jest przedsiębiorczy i operatywny, patrzy na świat trzeźwo – takie założenie wydaje się nie podlegać dyskusji. Jednak nie brakuje opinii, że bogaci potrafią być niezaradni, a przy tym totalnie oderwani od szarej rzeczywistości. I przekazują te cechy dzieciom.

Nie wiedzą nic o problemach zwykłych ludzi. O tym, że ich bliźnim, niekiedy nawet znajomym, zagląda w oczy nędza. Potrafią dziwić się, że ktoś jeszcze nie był w USA, „bo przecież bilety są teraz wyjątkowo tanie”. Albo wyrażać zdumienie, że młodzi wolą egzystować w małych miasteczkach, podczas gdy w metropoliach czeka na nich tyle pracy. Wystarczy przyjechać, wynająć za 1500 zł mieszkanie i rozpocząć realizację zawodowych marzeń.

Bywa tak, bo duże pieniądze zaburzają widzenie świata. - Młode dzieci bogaczy, nawet gdy tkwią na stażu, gdzieś na niskim szczeblu w firmie ojca, mają świadomość, że tak naprawdę nic poważnego im nie grozi. Że przecież nie stracą pracy, jeśli nawet coś zawalą. Że musiałoby dojść do jakiegoś trzęsienia ziemi, by musieli pójść do zwykłej, przeciętnie płatnej pracy. Albo stanąć wobec zagrożenia jej utratą – komentuje właścicielka firmy wydawniczej Grażyna Roman, w przeszłości zatrudniona w zakładzie będącym częścią dużego rodzinnego biznesu.

O ludziach bogatych wiele do powiedzenia miewają zatrudnieni u nich przy prowadzeniu domów. Ich zdaniem bogacze są na ogół uprzejmi, mają szerokie horyzonty, dbają o siebie i o swoje dzieci. Ale zarazem bywają jakby wyłączeni z życia. Nie potrafią sobie poradzić z banalnymi kłopotami dnia codziennego, które zwyczajna pani domu załatwia w ciągu paru chwil.

Jedna z gospodyń pracujących u bogaczy podaje przykłady: - Gdy jechaliśmy na wakacje na Costa del Sol, w motelu stał telefon starego typu. Taki z tarczą, na której trzeba wykręcać numery. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Pan domu, na co dzień rzutki biznesmen, nie miał pojęcia, jak go obsłużyć! Z kolei jego 12-letni syn nie był w stanie przycisnąć miotły do podłogi dostatecznie mocno, by zebrać wszystkie śmieci, a córka potrafiła zrezygnować z jedzenia, bo nie zdołała odkręcić keczupu do pizzy – relacjonuje.

Młodzi z ambicjami

Córeczka milionera, synalek tatusia – takie epitety potrafią zaboleć. Zwłaszcza wtedy, gdy dziecko bogacza ma ambicję samodzielnego dojścia do sukcesu. Ale bywa też odwrotnie – „olewa” wszelkie nieprzychylne opinie, bo wie, że od tych, którzy je wypowiadają, niewiele zależy. Ono i tak ma luz w życiu – luz wynikający z nadmiaru pieniędzy, które dostały mu się ot tak, bez wysiłku.

Dlatego dzieci milionerów, również polskich, prezentują różne oblicza, i to od najmłodszych lat. Nauczyciele skarżą się, że bywają rozpuszczone, obnoszą się z przeświadczeniem, że pieniądze taty wszystko są w stanie załatwić. Ale też podkreślają ich dobre wychowanie, spokój, brak agresji. Czy ma to jednak związek z pieniędzmi? – Moim zdaniem, w szkole dzieci bogatych nie wyróżniają się. Tak naprawdę o ich zachowaniu, zainteresowaniach, wynikach w nauce w większym stopniu decyduje atmosfera w domu, ciepło i uczucie rodziców. Pieniądze nie są tu takie ważne – twierdzi Anna Białys, nauczycielka z wieloletnim stażem. Może więc dzieci bogaczy są takie, jak wszystkie – ani lepsze, ani gorsze, po prostu zwyczajne?

TK, AS, WP.PL

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (43)