Indyjska gorączka złota

Cena złota na świecie spada, a niezrażeni Hindusi wciąż kupują góry kruszcu, przez co pęcznieje deficyt handlowy w kraju, który sam złota nie produkuje, i rupia słabnie. W Indiach złoto to nie tylko inwestycja, ale i świętość.

Indyjska gorączka złota
Źródło zdjęć: © AFP | YASSER AL-ZAYYAT

30.06.2013 | aktual.: 30.06.2013 21:33

Kiedy złoto na światowych rynkach osiągnęło najniższy poziom od trzech lat, zbliżając się do granicy 1230 dolarów za uncję, w slumsie Shivaji Nagar, w zachodnioindyjskim mieście Puna, trwała uroczystość weselna. Pan młody na białym koniu, w asyście orkiestry grającej głośno, ale niekoniecznie równo, zbliżał się do domu panny młodej. Oblubienica już od rana przygotowywała się do ceremonii. Jej dłonie i stopy pokryły misterne wzory z henny, szyję przystroiły złote wisiorki, ramiona i nadgarstki - złote bransolety, a w uszach iskrzyły się złote kolczyki.

- Pewnie cały posag zmieści się na pannie młodej - mówi PAP Sakina Bahora z organizacji Kagad Kach Patra Kashtakari Panchayat (KKPKP), która w slumsach Puny uruchomiła system mikropożyczek dla kobiet zbierających złom. - Kobiety najczęściej pożyczają na zakup złota na posag dla swoich córek. Posag jest zbierany przez wiele lat i jak tylko w domu są jakieś oszczędności, od razu inwestuje się je w złoto. Tak robi się w każdej rodzinie od pokoleń, również w slumsach - podkreśla.

Co roku w Indiach odbywa się ok. 10 mln wesel. Szacuje się, że przynajmniej połowa złota dostępnego na indyjskim rynku kupowana jest z tej okazji. Organizacja Samozatrudnionych Kobiet (SEWA) z Gudźaratu, która założyła mikropożyczkowy bank dla swoich członkiń, od 2004 roku oferuje odrębny pakiet oszczędnościowy, Kishori Gold Yojana, na zakup złotej biżuterii ślubnej. - Można u nas oszczędzać na dom i nieprzewidziane wypadki, ale ten złoty pakiet jest najpopularniejszy - ocenia w rozmowie z PAP dyrektorka banku Jayshree Vyas. Dodaje, że presja zapewnienia odpowiedniego posagu jest tak silna, że najczęściej kobiety pożyczają pieniądze na lichwiarski procent.

Szlachetny kruszec to nie tylko inwestycja na przyszłość, ale również talizman przynoszący szczęście, symbol bogini Lakszmi. W niektórych świątyniach wierni oddają złoto, prosząc o długo wyczekiwane dziecko lub dobrego męża. - Nagle w świątyni poczułam, że muszę dać coś od siebie bogu. To był impuls, nie planowałam tego. Zdjęłam złotą bransoletę i rzuciłam w stronę ołtarza - Shivani Sharma opowiada PAP o swojej wizycie w słynnej świątyni Tirumala Venkateswara, której majątek szacowany jest na 5,5 mld USD w złocie. Co roku wierni zostawiają w świątyni 350 kg złota i 500 kg srebra. Shivani dodaje, że prawie dokładnie rok później wyszła za mąż.

Jeszcze bogatsza jest świątynia w Trivandrum, w południowoindyjskim stanie Kerala. W 2011 roku nakazem Sądu Najwyższego otwarto lochy tej świątyni boga Wisznu. Odnaleziony skarb szacuje się na ponad 20 mld USD w złocie i kosztownościach.

W Indiach mówi się, że gdyby upłynnić całe złoto zgromadzone przez obywateli, to kraj nie byłby wcale tak biedny. Światowa Rada Złota (WGC) podała, że na koniec 2011 roku prywatne i państwowe rezerwy złota Hindusów wynosiły ok. 20 tys. ton - wartość takiej ilości kruszcu szacuje się na 60 proc. PKB Indii.

Niepohamowany apetyt na złoto najlepiej widać w statystykach - Hindusi kupują aż jedną czwartą światowej produkcji złota. - Indie nie produkują ani jednej uncji złota. Płacicie w rupiach, ale rząd jest zmuszony wydawać dolary, żeby kupować to złoto - zżymał się minister finansów Palaniappan Chidambaram na konferencji prasowej w połowie czerwca. Zwracał uwagę, że za nieograniczony apetyt na złoto swoich obywateli Indie płacą ogromnym deficytem handlowym, który tylko w maju wyniósł 20,14 mld USD i wzrósł o 2,34 mld USD w porównaniu z poprzednim miesiącem. Po ropie naftowej złoto jest drugim towarem importowanym przez Indie, wydatnie przyczyniając się do deficytu oraz osłabiając indyjską rupię.

- Nie kupuję złota. Postrzeganie złota jako najbezpieczniejszej inwestycji jest błędne - przestrzegał minister finansów. Przeciwnego zdania jest jednak nie tylko wieś, której mieszkańcy odpowiadają za aż 60 proc. popytu na złoto, ale i wykształcona, wielkomiejska klasa średnia. - Wszyscy kupują złoto. Zwłaszcza w czasach kryzysu umacnia się pogląd, że lepiej mieć trochę złota niż inwestować w giełdę, instrumenty finansowe czy waluty - tłumaczy PAP Abhijit Singh, który w Punie prowadzi firmę konsultingową zajmująca się rynkami finansowymi.

Przeświadczenie o sile złota jest powszechne, mimo że analitycy ostrzegają przed spadkami cen do 1000 dolarów za uncję. Jednak zniżka cen może być raczej zachętą do kupowania złota. - My nie przyjmujemy do wiadomości, że złoto może ulegać wahaniom cen. Wszyscy bezgranicznie wierzą, że zawsze będzie drożeć - zapewnia Abhijit. Zwłaszcza że popyt na złoto w Indiach nie zależy od cen światowych, ale sezonu weselnego, który trwa od listopada do maja.

Minister Chidambaram zaciekle walczy z indyjską gorączką złota. Na początku czerwca podwyższył cło na import kruszcu z 6 do 8 proc., a Reserve Bank of India (RBI), odpowiednik polskiego NBP, znacznie ograniczył udzielanie pożyczek pod zastaw biżuterii na terenach wiejskich.

Tymczasem na słynnej ulicy jubilerów, Dariba Kalan, u stóp meczetu Dżama Masdżid w Delhi, krążą plotki, że rząd całkowicie zakaże importu złota. Jednak jubilerzy zupełnie nie martwią się o spadek popytu. - Minister nic nie wskóra. Jak długo Hindus będzie mieszkał nad Gangesem, tak długo będzie kupował złoto - uśmiecha się jubiler Anil K. Seth z ulicy, której nazwę tłumaczy się jako "Perła o Niepowtarzalnym Pięknie".

Z Puny Paweł Skawiński

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)