Izba Reprezentantów poparła porozumienie ws. klifu fiskalnego
Izba Reprezentantów USA poparła w nocy z wtorku na środę zatwierdzone wcześniej przez amerykański Senat porozumienie, pozwalające na uniknięcie tzw. klifu fiskalnego, czyli radykalnego wzrostu podatków przy jednoczesnym cięciu wydatków budżetowych.
02.01.2013 | aktual.: 24.02.2016 20:09
Izba Reprezentantów Kongresu USA poparła w nocy z wtorku na środę, w ślad za Senatem, porozumienie ws. tzw. klifu fiskalnego. Przyjęte przepisy pozwalają uniknąć podwyżek podatków na dużą skalę i odraczają cięcia wydatków z budżetu federalnego o dwa miesiące.
W zdominowanej przez Partię Republikańską izbie niższej Kongresu za ustawą w kształcie zaproponowanym przez Senat padło 257 głosów, a przeciw 167. Ustawa czeka teraz na podpis prezydenta Baracka Obamy.
Mianem klifu fiskalnego określa się jednoczesne cięcia wszystkich wydatków rządowych i podwyżkę podatków. Spowodowałoby to zmniejszenie deficytu budżetowego o połowę, ale groziłoby amerykańskiej gospodarce nową recesją. Klif fiskalny oznaczałby, że z początkiem 2013 roku wszyscy Amerykanie płaciliby wyższe podatki, a wielu dotknęłyby drastyczne cięcia wydatków rządowych, skutkujące obcięciem wielu programów federalnych.
Biały Dom i przywódcy Kongresu USA osiągnęli w poniedziałek późnym wieczorem porozumienie, które pozwala uniknąć klifu fiskalnego, a Senat i Izba Reprezentantów je zatwierdziły.
Przyjęte przepisy przewidują m.in., że zachowane będą ulgi podatkowe dla osób zarabiających poniżej 400 tys. dolarów rocznie (450 tys. w przypadku par rozliczających się wspólnie). Powyżej tego progu podatek od dochodów wzrośnie z 35 do 39,6 proc. Obama pierwotnie domagał się zniesienia ulg podatkowych dla osób zarabiających powyżej 250 tys. USD rocznie.
Podatek spadkowy wzrośnie z 35 do 40 procent, przy czym wolne od podatku będzie pierwsze 5 mln dolarów w przypadku jednej osoby (10 mln dolarów w przypadku par rozliczających się wspólnie).
Z 15 do 20 proc. wzrosną podatki od zysków kapitałowych i dywidendy dla osób o dochodach powyżej 400 tys. dolarów rocznie (450 tys. dolarów rocznie w przypadku par).
Wśród innych zmian przedłużone zostaną niektóre ulgi podatkowe oraz zasiłki dla długotrwale bezrobotnych, których liczbę szacuje się na 2 miliony.
Nie będzie zaś przedłużona obowiązująca od dwóch lat 2-procentowa obniżka podatku od wynagrodzeń na ubezpieczenia społeczne (Social Security payroll tax) i podatek ten powróci do poziomu 6,2 procent.
Porozumienie oznacza, że podatki dla najbogatszych rosną - tak jak chcieli prezydent Barack Obama i Demokraci, a jednocześnie będą pewne cięcia wydatków administracyjnych, czego domagali się Republikanie, chociaż ich skala zostanie ustalona potem. Ale oznacza też, że trudne decyzje w sprawie cięć wydatków zostały po prostu odłożone na później. Negocjacje w ich sprawie, jak zauważa agencja Associated Press, będą jeszcze bardziej zacięte.
Problem klifu fiskalnego polegał na tym, że gdyby do końca 2012 roku nie doszło w Kongresie do porozumienia w sprawie sposobów redukcji deficytu budżetowego, z końcem 2012 roku nastąpiłyby - na podstawie umowy Białego Domu z Republikanami w Kongresie z roku 2011 - automatyczne głębokie cięcia wszystkich wydatków rządowych na kwotę powyżej 600 mld dolarów. A jednocześnie wygasłyby tymczasowo wprowadzone za prezydentury George'a W. Busha niższe progi podatkowe i nastąpiłby wzrost podatków.
Porozumienie nie zostało osiągnięte do 31 grudnia 2012 roku, w ostatecznym terminie, który wcześniej przyjęto. Niemniej nastąpiło, zanim większość instytucji finansowych wznowiła pracę po świątecznej przerwie, dlatego zwłoka miała minimalne znaczenie.
Porozumienie nastąpiło po miesiącach zażartego sporu między Białym Domem i Republikanami w Kongresie. Demokrata Obama jest zdania, że większy ciężar zmniejszania deficytu powinni ponieść najzamożniejsi obywatele i w planie redukcji deficytu forsował podwyżkę wszystkich podatków o 1,6 biliona dolarów w ciągu 10 lat.
Republikanie nie godzili się dotąd na podwyższenie podatków i wzywali do głębszych cięć wydatków administracyjnych niż Demokraci i prezydent.