Jak Fed pomaga amerykańskiej gospodarce, ale stwarza zagrożenie dla świata

Rezerwa Federalna USA, czyli odpowiednik naszego banku centralnego skupuje miesięcznie aktywa warte 85 mld dol. Prowadzony na bezprecedensową skalę program ma pomóc amerykańskiej gospodarce, ale dla świata jego konsekwencje mogą być groźne.

Jak Fed pomaga amerykańskiej gospodarce, ale stwarza zagrożenie dla świata
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

18.07.2013 | aktual.: 18.07.2013 17:02

Źródła programu sięgają 2008 r., gdy upadł założony w 1850 r. jeden z największych w Stanach Zjednoczonych bank oferujący usługi finansowe dla firm Lehman Brothers.

Na giełdach wybuchła wówczas panika; ujawnił się kryzys kredytów hipotecznych, którego konsekwencje - jak się miało okazać - rozleją się na cały świat. Nastąpił kryzys bankowy - instytucje finansowe zajmujące się kredytowaniem nie ufały sobie wzajemnie i przestały pożyczać pieniądze, co spowodowało, że firmy miały problemy z finansowaniem.

Rządy nie tylko Stanów Zjednoczonych, aby nie dopuścić do upadku kolejnych banków ratowały je z pieniędzy budżetowych. Tych było jednak za mało, dlatego trzeba było emitować coraz więcej obligacji, co oznaczało coraz większe zadłużanie się państw.

Rezerwa Federalna szybko obcięła stopy procentowe do zera, rozpoczęła też zakrojony na szeroką skalę program skupu obligacji nazywanym ilościowym luzowaniem (quantitative easing QE). Ta niekonwencjonalna polityka pieniężna używana jest przez banki centralne, by stymulować gospodarki do wzrostu, gdy tradycyjne narzędzia (jak np. obniżanie stóp procentowych) zawodzą.

Niskie stopy procentowe mają zachęcić banki do szerszej akcji kredytowej, a łatwy dostęp do pieniądza dla firm spowodować inwestycje, powstawanie dodatkowych miejsc pracy i wyższą konsumpcję. Wszystko w imię walki z kryzysem.

Skup obligacji rządowych ma jeszcze tę dobrą stronę, że utrzymuje w ryzach ich oprocentowanie. Innymi słowy, koszty zadłużania się (obsługi długu) nie rosną dramatycznie, tak jak to miało miejsce do zeszłego roku w południowej Europie. Europejski Bank Centralny długo się przed tym powstrzymywał, ale w 2012 r. również ogłosił program skupu obligacji, co bardzo pomogło zwłaszcza mocno zadłużonym krajom południa Starego Kontynentu.

Dlaczego zatem Narodowy Bank Polski nie ogłosi takiej samej polityki? Dziennikarz TVP Info zapytał w czwartek prezesa naszego banku centralnego Marka Belki, czy możliwe jest dodrukowanie pieniędzy, jak ma to miejsce w Stanach Zjednoczonych. Usłyszał krótkie: "nie ma takiego mechanizmu".

Dodruk pieniądza sprzyja bowiem powstawaniu inflacji, a podstawowym celem naszego banku centralnego jest utrzymywanie stabilnego poziomu cen. Polityką gospodarczą zajmuje się rząd, a NBP ma go jedynie wspierać.

Fed skupuje miesięcznie aktywa warte 85 mld dol. Jak wyliczył profesor ekonomii na Harvardzie, były doradca kilku prezydentów USA Martin Feldstein, przez ostatnie pięć lat Rezerwa Federalna kupiła obligacje skarbowe i papiery zabezpieczone hipotecznie za ponad dwa biliony dolarów, czyli za 10 razy więcej niż wynosiła roczna skala zakupu obligacji w poprzedniej dekadzie.

Historia pokazuje, że szybki wzrost podaży pieniądza napędza inflację. Wystarczy przypomnieć hiperinflację w Niemczech w latach 20. i w Ameryce Łacińskiej w latach 80. Banki centralne martwią się zresztą o inflacyjne skutki swoich niestandardowych polityk.

Jednak prof. Feldstein uspokajał na łamach Project-syndicate, że łagodzenie ilościowe, to nie to samo co "drukowanie pieniądza", czy bardziej precyzyjnie, zwiększania zapasów pieniądza. Sprzyjający jest też fakt, że od 2008 r. Fed wypłaca bankom odsetki od nadwyżki rezerwowej, co sprawia, że nie mają one takiej motywacji, by pożyczać pieniądze gospodarstwom i firmom. To z kolei oznacza, że ich wydatki nie zwiększają się ponad miarę i nie generują inflacji w USA.

Fed niedawno przymierzał się do stopniowego wygaszania swojego programu QE. W czerwcu szef Rezerwy Ben Bernanke zapowiedział ograniczenie tempa skupu obligacji w dalszej części tego roku oraz zakończenie program skupu około połowy 2014 roku, jeśli sytuacja w gospodarce USA będzie się poprawiała w tempie zgodnym z obecnymi oczekiwaniami Fed.

Giełdy na świecie zareagowały na to oświadczenie spadkami. Analitycy wskazywali, że na inwestorów padł blady strach. Widać to było też w Polsce - główny indeks WIG20 stracił dzień po wystąpieniu Bernankego 4,79 proc. Na wartości tracił też złoty.

Przecena dotknęła nie tylko akcje, ale też obligacje, waluty czy też surowce, łącznie ze złotem. Inwestorzy na całym świecie obawiali się, że globalne zmniejszenie płynności spowoduje spadki cen aktywów w dłuższym okresie. Dlatego lepiej było szybko sprzedawać aktywa, w tym obligacje.

Zakończenie programu skupu aktywów w USA przyczyniłoby się też do wzrostu stóp procentowych w tym kraju, podniosłoby atrakcyjność inwestycji w dolara kosztem walut o wysokiej realnej stopie procentowej, w tym złotego.

Analitycy Międzynarodowego Funduszu Walutowego ostrzegali na początku tego roku przed powstawaniem baniek spekulacyjnych na rynkach wschodzących, gdzie inwestorzy mogli zarabiać krocie, ale przy wycofaniu się mogliby powodować zawirowania na giełdach, czy też wzrost kosztów obsługi długu.

Zresztą po okresie spokoju, który trwał od ostatniego lata, w maju i czerwcu tego roku znów mogliśmy obserwować wahania na rynkach finansowych. MFW w swoim lipcowym raporcie zwracał uwagę, że kraje południa strefy euro znów muszą więcej płacić za finansowanie swojego długu, a gospodarki wschodzące ucierpiały ze względu na niestabilność cen aktywów i odpływ kapitału. Analitycy MFW obawiają się, że działania Fed mogą doprowadzić do trwałego odwrócenia się kapitału z rynków wschodzących.

Bernanke złagodził niedawno swoje stanowisko ws. zakończenia programu skupu obligacji i uspokoił tym samym rynki. W środę przed komisją ds. finansowych amerykańskiej Izby Reprezentantów kolejny raz powtarzał, że przyszłość programu luzowania ilościowego jest zależna od warunków panujących w amerykańskiej ekonomii. Jak mówił, tempo skupu obligacji może zostać zmniejszone lub zwiększone, w zależności od warunków panujących w gospodarce USA.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)