Jak szefowie inwigilują pracowników?

Szefowie chcą coraz więcej wiedzieć o swych pracownikach. Kontrolują ich w pracy i po pracy - często naruszając przy tym prawo.

Jak szefowie inwigilują pracowników?

08.08.2011 | aktual.: 08.08.2011 13:39

Niedawno media informowały o przypadku Ewy Kozaneckiej, przewodniczącej NSZZ "Solidarność" w bydgoskich Miejskich Wodociągach. Była ona śledzona przez agencję ochroniarską wynajętą przez pracodawcę.

Kobieta już w grudniu spostrzegła, że jest śledzona przez auto należące do agencji ochroniarskiej wynajętej przez jej pracodawcę. Twierdzi, że począwszy od 20 grudnia dwa razy w tygodniu sprawdzano, czy w czasie przeznaczonym na działalność związkową faktycznie udaje się do siedziby władz wojewódzkich organizacji.

"W momencie, gdy opuszczałam zakład pracy, tuż za mną pojawiał się samochód i jechał za mną do miejsca docelowego, obserwowano, czy wchodzę do siedziby zarządu regionu. Jeżeli to się odbywa w godzinach przeznaczonych na działalność związkową, to albo jest to proceder, w który jest zaangażowany pracodawca, mający niecne zamiary, albo ma to wywołać swoistą psychozę i zastraszenie działacza w celu zaprzestania działań propracowniczych" - powiedziała PAP.

Kozanecka powiadomiła władze związkowe, a spisane numery śledzących ją pojazdów i dokładne godziny, kiedy się to odbywało, przekazała policji. Prokuratura w Bydgoszczy wszczęła w tej sprawie śledztwo, sprawdzając czy doszło do naruszenia ustawy o związkach zawodowych.

"Sprawdzamy, czy mamy do czynienia z pewnym sposobem dyskryminacji pracownika z uwagi na jego przynależność do związku" - poinformował przedstawiciel prokuratury.

Szefowie stosują też inne metody kontrolowania podwładnych. Sprawdzają ich pocztę, kontakty za pośrednictwem komunikatorów internetowych oraz to, z kim spotykają się po pracy. Coraz częściej wynajmują detektywów.

Jak mówią sami detektywi, zainteresowanie tego typu usługami jest coraz większe. Detektywi na zlecenie szefów prześwietlają też CV kandydatów do pracy. Podczas rekrutacji na wyższe stanowiska to już niemal norma.

Detektyw sprawdza nie tylko fakty podane w CV jak na przykład to, czy kandydat ukończył studia, o których pisze w życiorysie, ale również co sądzą o nim byli współpracownicy, czy kandydat ma kartę kredytową, a nawet jakim jeździ autem i czy ma kochanki.

Nie ma jednego cennika tego typu usług, sprawdzanie kandydata może zabrać jeden dzień albo cały miesiąc. Na kompleksowym sprawdzeniu kandydata można zarobić ok. 6 tys. zł.

- Ostatnio jest więcej takich zleceń. Szefowie widać ostrożniej szukają pracowników na strategiczne miejsca pracy – mówi nam detektyw, na jego prośbą nie podajemy nazwiska i nazwy firmy. Jego ofertę można jednak bez problemu znaleźć w Internecie. Z usług korzystało już wiele znanych firm.

Szefowie potwierdzają - podczas spotkania rekrutacyjnego z kandydatem weryfikuje się nie tylko wiedzę i doświadczenie. Wielu pracodawców długo szuka odpowiednich ludzi do pracy. Przyszły pracownik ma być przydatny dla firmy, a w czasie krótkiego spotkania i rozmowy trudno poznać człowieka.

Duże przedsiębiorstwa zatrudniają nawet na stałe detektywa, którego zadaniem jest zapobieganie kradzieżom i nieprawidłowościom w firmie oraz sprawdzanie wiarygodności partnerów w interesach. Co na to pracownicy? Mówią wprost: to nieetyczne i niemoralne.

- Nie może być tak, że pracownik będzie śledzony i nic o tym nie będzie wiedział. To praktyki rodem z jakiegoś totalitarnego państwa – opowiada Patrycja Majcher, PR manager w firmie elektronicznej.

Czy to jest legalne? Pracodawca może sprawdzić informacje podane przez kandydata w CV. Ma prawo zadzwonić do byłego szefa i zapytać o referencje. Kandydat powinien też być powiadomiony o tym, że podlega kontroli. Główny Inspektor Ochrony Danych Osobowych twierdzi też, że dopuszczalne jest sprawdzanie komputera pracownika, który jednak powinien o tym wiedzieć.

Krzysztof Winnicki/ak

kontrolazatrudnienieinwigilacja
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)