Jedynie początek tygodnia był optymistyczny

Bogate kalendarium i układ techniczny - to dwa czynniki, które były determinantami zachowań inwestorów w Stanach Zjednoczonych, podczas ostatnich dni, z dużym wskazaniem na ten drugi czynnik.

Jedynie początek tygodnia był optymistyczny
Źródło zdjęć: © Xelion. Doradcy Finansowi

17.09.2010 17:07

Stany Zjednoczone

Bogate kalendarium i układ techniczny - to dwa czynniki, które były determinantami zachowań inwestorów w Stanach Zjednoczonych, podczas ostatnich dni, z dużym wskazaniem na ten drugi czynnik. Poniedziałkowa sesja, w efekcie której S&P500 wzrósł o 1,10 proc., Dow Jones o 0,78 proc., dawała sygnał, że gracze będą chcieli przetestować opór w okolicach 1 130 pkt. na S&P500. Ale o tym później.
Początek tygodnia był niewątpliwie byczy. Efekt porozumienia w Bazylei (oczekiwano, że europejskie banki będą musiały znacznie zwiększyć swój kapitał, a okazało się inaczej) poprawił nastroje inwestorów zarówno europejskich, jak i amerykańskich. Następnego dnia obóz byków dostał kolejny impuls do tego, aby przynajmniej podjąć próbę przetestowania poziomu 1 130 pkt. Dane o sprzedaży detalicznej w Stanach, notabene dobre dane, zostały jednak „zignorowane”.

Wzrost sprzedaży m/m o 0,40 proc., a w ujęciu rocznym o 3,60 proc. to niewątpliwie dobry wynik. Jeszcze lepszy, gdy weźmie się pod uwagę, że bez sprzedaży samochodów zanotowano wzrost o 0,60 proc. w ujęciu miesięcznym (prognoza wynosiła 0,30 proc.), a w ujęciu rocznym o 4,80 proc. Kolejny czynnik, który mógł być odebrany jako pozytywny impuls, to rosnące zapasy w amerykańskich firmach. Rosnąca sprzedaż plus zwiększone zapasy równa się wzrost PKB, lecz „nijak to się ma do Wall Street”. Po udanym początku tygodnia amerykańskie indeksy ogarnął marazm. Lepsze od prognoz dane z rynku pracy, również nie wpłynęły na nastroje inwestorów.

Tak jak wspomniałem, kluczowy jest w tej chwili układ techniczny, a w obliczu wygasających w piątek serii kontraktów terminowych, co z reguły podparte jest dużym obrotem, może doprowadzić do skutecznego ataku na wyżej wymieniony opór, którego wyraźne wybicie dawałoby bardzo silny sygnał kupna.

Polska i Europejskie Rynki Wschodzące

Miniony tydzień upłynął inwestorom w mieszanych nastrojach. Pomimo iż poniedziałkowa sesja rozpoczęła się wyskokiem w górę indeksów Wig i Wig20, tworząc lukę w stosunku do zamknięcia z zeszłego tygodnia, reszta tygodnia nie wyglądała już tak różowo. Widać wyraźnie, że opór na poziomie 2560 punktów zgodnie z naszymi prognozami sprawia bykom wiele problemów.

Za poniedziałkowymi wzrostami stoi między innymi rozstrzygnięcie sprawy przejęcia banku BZ WBK. Nabywcą 70% udziałów tego banku został hiszpański Santander. Powód do zadowolenia mieli na pewno akcjonariusze BZ WBK, ponieważ zarząd Santander’a zdecydował o ogłoszeniu wezwania na pozostałe akcje BZ WBK będące w obrocie po cenie 227 zł. Taka cena to dla inwestorów ponad 15% premii w stosunku do piątkowych notowań, gdzie płacono około 196 złotych za jedną akcję.

Kursom banków nie zaszkodziły w żaden sposób informacje o podatku bankowym, nad którym już pracuje nasze Ministerstwo Finansów. Najprawdopodobniej będzie on wprowadzony na początku przyszłego roku. Analitycy są zgodni, że banki jednomyślnie uwzględnią to dodatkowe obciążenie w cenach swoich usług, a ostatecznie zapłaci oczywiście klient.

Premier Węgier, Mihaly Varga, oświadczył, że Węgry mogłyby przystąpić do strefy euro w 2014 lub 2015 roku, co jest dosyć zaskakującą wypowiedzią, biorąc pod uwagę, iż tego samego dnia analitycy Standard & Poor’s właściwie przypomnieli, że Węgrom nadal grozi obniżenie ratingu kredytowego do poziomu śmieciowego.

Cały tydzień na warszawskiej giełdzie zakończył się dosyć niepokojącą czarną świecą, tworząc tzw. formację „wyspy odwrotu”, ale do jej dopełnienia potrzebna jest jeszcze luka bessy. Jeśli poniedziałkowe notowania rozpoczną się znacznie niżej niż piątkowe zamknięcie, z pewnością nie będzie to dobry znak dla najbliższej przyszłości naszych indeksów.

Europa Zachodnia

Rynki Starego Kontynentu wprawdzie zmniejszyły tempo wzrostu, ale nadal znajdują się blisko kwietniowych szczytów. Główne zachodnioeuropejskie indeksy w ujęciu tygodniowym zgodnie wylądowały na neutralnych poziomach.

Na początku tygodnia europejski sektor bankowy oczekiwał na komunikat nadzorów finansowych państw Unii Europejskiej w kwestii nowych zasad kapitałowych dla banków. Zgodnie z przewidywaniami okazało się jednakże, iż o żadnych systemowych zmianach jak na razie nie ma mowy. Kryteria wypłacalności i adekwatności kapitałowej zaostrzone zostaną dopiero od 2019 roku, co oznacza, że na dzień dzisiejszy europejskie instytucje finansowe nie muszą w trybie pilnym pozyskiwać dodatkowego kapitału.

Dane makro płynące z gospodarek strefy euro również nie napawały żadnym niepokojem. Po podwyższeniu przewidywań MFW sprzed kilku tygodni przyszedł czas na korektę w górę prognoz Komisji Europejskiej odnośnie tegorocznego wzrostu PKB eurostrefy z 0,9 proc., na 1,7 proc. Mniej prawdopodobna wydaje się być opinia coraz mniej licznych rynkowych pesymistów, którzy jeszcze kilka miesięcy temu wieścili, iż drugie dno recesji czai się tuż za rogiem.

Europejscy inwestorzy tydzień kończą w neutralnych nastrojach, jednakże indeksy oscylują coraz bliżej kwietniowych szczytów. To, czy strona podażowa będzie dysponowała chęciami i siłami do ustanowienia nowych maksimów, okaże się w przeciągu najbliższych kilku tygodni. Warunkiem koniecznym do tego jest oczywiście utrzymanie pozytywnego sentymentu globalnego.

Azja i Ameryka Łacińska

Miniony tydzień rozpoczął się w bardzo pozytywnych nastrojach, za które w dużej części odpowiadały weekendowe informacje zza Wielkiego Muru. Otóż powszechnie uważano, że spowolnienie popytu wewnętrznego w Chinach jest nieodwracalnym faktem, ale opublikowane dane postawiły wyraźny znak zapytania nad tymi oczekiwaniami. Sprzedaż detaliczna, produkcja przemysłowa oraz ilość nowych kredytów zaskoczyły pozytywnie. Ponadto inflacja, choć wysoka, była jednak zgodna z oczekiwaniami. To pomogło indeksom na świecie, ale niekoniecznie w Chinach, gdzie cały tydzień indeks zakończył spadkami. Odezwały się bowiem głosy o możliwości dalszego zacieśniania polityki kredytowej banków. Ciągle niepewna jest również kwestia kolejnych możliwych ograniczeń dla rynku nieruchomości. W Indiach rynek zachowywał się zgoła odmiennie i tydzień zakończył sporymi zwyżkami. Wzrost o prawie 5 proc. był największy od 10 miesięcy i nie przeszkodziła w nim decyzja banku centralnego odnośnie podwyżki stóp procentowych. Wydaje się, że coraz
więcej inwestorów wierzy w zapewnienia rządu odnoście poważnych inwestycji infrastrukturalnych, dzięki którym wzrost gospodarczy w Indii przewyższy ten obserwowany za miedzą, w Chinach - mówił o tym między innym najlepszy w USA zarządzającym funduszami globalnymi.

W przypadku całej Azji wydarzeniem tygodnia była z pewnością pierwsza od 6 lat interwencja Japonii w celu osłabienia jena. Jak na razie odniosła ona sukces, ale w dłuższym terminie niekoniecznie musi tak być. Otóż, sama interwencja była jednostronna i nie poparta przez inne kraje. Ponadto zapowiedziano jakiego poziomu władze będą bronić, co może zachęcić spekulantów do przetestowania determinacji rządu.

Zupełnie inaczej wygląda sytuacja z juanem, która też stała się głośna za sprawą słów sekretarza skarbu USA, który jest niezadowolony z tempa umocnienia chińskiej waluty. Wydaje się, że to sprawa typowo polityczna, gdyż w listopadzie odbędą się wybory w USA i władze muszą pochwalić się jakimś sukcesem.

Surowce

Rynki surowcowe zachowywały się pod dyktando rynku walutowego, gdzie taniejący dolar do euro wymusił wzrosty cen towarów. Wyjątkiem była tutaj ropa, która przez ostatnie 5 dni staniała o 1 proc. W piątkowe popołudnie baryłka w Nowym Jorku kosztowała 76 dolarów. Głównym czynnikiem spadku notowań ropy był wzrost podaży po uruchomieniu naprawionego rurociągu dostarczającego surowiec z Kanady do Stanów Zjednoczonych. Awaria tego rurociągu była pretekstem do podniesienia cen, a po wygaśnięciu tego czynnika ceny wróciły do poziomów obserwowanych przed usterką. Spadki cen nie zostały zahamowane nawet przez spadek zapasów w USA, które z reguły podnoszą wyceny.

Miedź notowania w kontraktach terminowych podrożała o 3 proc., natomiast na giełdzie w Londynie za tonę płacono w piątek 7747 dolarów. Ceny wzrosły pomimo obaw inwestorów o stan chińskiego rynku nieruchomości. Pęczniejąca bańka na tym rynku może wymusić działania na władzach Państwa Środka w celu dalszego schłodzenia aktywności sektora, co miałoby niekorzystny wpływ na zapotrzebowanie surowca w gospodarce. Sytuacja na rynku mieszkaniowym w Chinach wydaje się być niepokojąca, jednak w tym tygodniu dominował optymizm, co przełożyło się na wzrost wycen tego metalu.

Złoto bije kolejne rekordy, pnąc się w coraz wyższe rejony cenowe. W skali tygodnia kruszec ten zdrożał 3 proc., co daje wycenę na poziomie 1278 dolarów za uncję. Aktualny szczyt cenowy został wyznaczony na poziomie 1282 dolarów za uncję. Jak już wspomniano na początku komentarza, głównym „winowajcą” wzrostu cen jest rynek walutowy, a dokładniej rosnący eurodolar.

Raport przygotował zespół Doradców Finansowych Xelion w składzie: Łukasz Bugaj, Jacek Maleszewski, Piotr Olejniczakowski, Tomasz Ray-Ciemięga, Piotr Trzeciak, Konrad Widuliński, Jan Żuralski.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)